Iwanow: "Zimny" mecz w Tiranie, do marca śpimy spokojnie

Piłka nożna
Iwanow: "Zimny" mecz w Tiranie, do marca śpimy spokojnie
fot. Cyfrasport
Iwanow: Mecz z Albanią był rozegrany na chłodno. Bez fajerwerków, przede wszystkim z zabezpieczeniem tyłów, bo stracony gol mógł mieć olbrzymie konsekwencje.

Gdyby nie incydenty na trybunach, z tym najbardziej nieprzyjemnym w 77. minucie, każdy z Polaków opuściłby Albanię w cudownym nastroju. I kilku Portugalczyków też. Drugie miejsce i baraże o mundial w Katarze są na wyciągnięcie ręki, dwóch z naszych zawodników Jan Bednarek i Tymoteusz Puchacz "wykartkowało" się na Andorę, z tym, że tylko ten drugi zrobił to z pełną premedytacją.

I choć nie powinno się pochwalać tego typu zachowań, tym razem docenimy inteligencję wahadłowego Unionu Berlin. Trzeba mieć głowę na karku w każdym momencie i nie tylko jeżeli chodzi o wypełnianie zadań stricte boiskowych. To, co dzieje się czasem po gwizdku, też jest elementem taktyki. Co jeszcze bardziej godne podkreślenia – drugi raz z rzędu zachowaliśmy czyste konto, a Wojciech Szczęsny zamiast piłek mógł skoncentrować się na zbieraniu zapalniczek, które znajdowały się w jego polu karnym częściej niż albańscy napastnicy.

 

Obserwując przez klika dni sympatię mieszkańców Tirany wobec polskich gości, byłem tym faktem mocno zaskoczony. Traktowano nas tam bowiem z dużym szacunkiem, każdy chciał pomóc, wszyscy byli niezwykle grzeczni, sympatyczni i w żadnym z przypadków nikt z naszej telewizyjnej ekipy nie poczuł jakiegokolwiek dyskomfortu, na stadionie, czy na stacji benzynowej, hotelu, restauracji czy sklepie. Zaskakiwała też doskonała znajomość angielskiego. Miasto ma swój klimat, piękny park z olbrzymim jeziorem, wokół którego mnóstwo jest spacerowiczów i biegaczy, budowane są nowoczesne apartamentowce i biurowce, ruch samochodowy jest nieprawdopodobny. Inna sprawa, że część Tirany wjeżdżając od strony lotniska to brud, bałagan i architektoniczny misz-masz. Kilka kilometrów dalej jesteś już w innym świecie, który za parę lat jeszcze bardziej zmieni się w nowoczesną metropolię.

 

ZOBACZ TAKŻE: Czy Sousa zmienił Polskę?

 

Kończąc wątek kibicowski według moich informacji za prymitywnymi zachowaniami stali kibice z Kosowa, którzy choć mają przecież swoją reprezentacją, przyjeżdżają też na mecze Albanii i tu szukają pola do konfrontacji. Inna sprawa, że i przybysze znad Wisły i Odry – widziałem to na własne oczy – „aniołkami” nie byli. I sporo butelek pofrunęło z ich rąk w stronę gospodarzy na dużym placu przed stadionem. Kurtyna…

 

Tworzący gorącą atmosferę żywiołowy doping na wiele minut przed pierwszym gwizdkiem trybunach powodował gęsią skórkę na całym ciele. Albańskie pieśni i nawoływania potęgowane głośnym muzycznym podkładem eskalowały podniecenie tym, co miało zacząć się za chwilę. W czasie spotkania było jednak zaskakująco dużo spokojniej i ciszej. Może „wina” leży po stronie piłkarzy. Bo energia tego spotkania nie była aż tak dynamiczna i płomienna jak śpiewy przed meczem. Trzy celne strzały, w tym jeden gospodarzy, który trudno nawet nazwać „uderzeniem” nie miały nic wspólnego z temperaturą budowaną przez wiele minut od 19.00 w górę.

 

I taki był ten mecz w wykonaniu Biało-Czerwonych. Rozegrany na chłodno. Bez fajerwerków, przede wszystkim z zabezpieczeniem tyłów, bo stracony gol mógł mieć olbrzymie konsekwencje. Wygląda na to, że Paulo Sousa znalazł w końcu właściwą formułę trójki środkowych obrońców. Konsekwentnie trzyma się też swoich wahadeł, choć zdaje sobie z tego sprawę, że Puchacz z Kamilem Jóźwiakiem lepiej radzą sobie w ofensywie i czasem ich profil może być obarczony pewnego rodzaju ryzykiem.

 

Trwa za to walka o jedno z miejsc w środku pola obok Grzegorza Krychowiaka i Piotra Zielińskiego. Raz "pole position" zajmuje Jakub Moder, raz Mateusz Klich, raz Karol Linetty, a że za jakiś czas do poważnego grania wrócą Krystian Bielik i Jacek Góralski, Sebastian Szymański chyba nie zakończył swej reprezentacyjnej kariery, jest jeszcze noszący to samo nazwisko Damian, a „synkiem trenera” nazwać można Kacpra Kozłowskiego okaże się, że i tu jesteśmy dość dobrze obsadzeni. O ataku nie mówię: Karol Świderski wykorzystał problemy zdrowotne Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka, ale ci, grający przecież w lepszych ligach, będą chcieli odzyskać swoją pozycję. W barażach rywale będą dużo mocniejsi, więc ci, którzy trafili Albańczyków i San Marino mogą okazać się za małym kalibrem na np. Norwegię lub Szwecję.

 

Do marca jest jednak jeszcze tyle czasu, że naprawdę możemy na razie spać spokojnie. W listopadzie dowiemy się, z kim będziemy mogli mieć przyjemność – bądź nieprzyjemność – zmierzyć się o Katar. Mówiąc pół żartem, pół serio, pewnie gdyby kadrę prowadził ciągle Jerzy Brzęczek, moglibyśmy liczyć szczęście w losowaniu – jak podczas ceremonii w Dublinie, przed eliminacjami EURO 2020. Ale skoro jego suma zawsze równa się zero, to może borykający się niemal non stop z wieloma kadrowymi problemami Sousa, któremu cały czas z powodu kontuzji lub zakażeń Covid-19 wypadają kluczowi gracze, wreszcie dostanie dar od losu. I na pewno nie chodzi tu o… Portugalię.

Bożydar Iwanow z Tirany, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie