Paulo Sousa z pistoletem przy skroni. Czy tak to powinno wyglądać?

Piłka nożna
Paulo Sousa z pistoletem przy skroni. Czy tak to powinno wyglądać?
Fot. Cyfrasport
Prezes Kulesza zapowiada, że jeśli Polska przegra baraże, Sousa zostanie zwolniony

Prezes PZPN Cezary Kulesza powiedział niedawno w rozmowie z PAP, że jest zadowolony z ostatnich dokonań selekcjonera Paulo Sousy. Kulesza zaraz też jednak dodał, że ten zostanie zwolniony jeśli reprezentacja odpadnie w barażach. Czyli jest dobrze, ale Sousa ma pistolet przy skroni. Jak przegra walkę o mundial, to straci pracę. I wtedy obecne zachwyty nie będą miały znaczenia.

Ktoś mógłby zapytać, skoro jest tak dobrze, to dlaczego może być tak źle? Dlaczego ta granica między miłością i zaufaniem, a odrzuceniem jest taka cienka? Co Paulo Sousie po wsparciu prezesa PZPN, skoro wystarczy jedna porażka, by Portugalczyk pożegnał się z pracą. I tu nie chodzi o przegraną z byle kim. W finale baraży możemy trafić na Hiszpanię, Włochy, Szwecję czy Portugalię, czyli zespoły, z którymi przegrać nie jest wstyd.

 

Engel uważa, że Sousa i tak ma szczęście

 

- Sousa i tak ma szczęście, bo trenerów z zagranicy traktuje się lepiej niż tych krajowych – mówi były selekcjoner Jerzy Engel, który został zwolniony, gdy prowadzona przez niego drużyna nie wyszła z grupy na mundialu 2002. – Popełniłem jeden błąd i nie dostałem kolejnej szansy, a przecież byłem bogatszy o doświadczenia z wielkiej imprezy. Tak samo było z każdym innym Polakiem pracującym z kadrą. Tymczasem Sousa jest jak Leo Beenhakker. Holender przegrał Euro, ale został zwolniony dopiero po przegranych eliminacjach do mundialu 2010. Przypomnę, że Sousa na Euro 2021 nie wyszedł z grupy.

 

Nie brak jednak głosów, że ewentualna porażka w barażu nie powinna być końcem Sousy, który przejął zespól z marszu, a przed pierwszym meczem eliminacji MŚ 2020 nie grał żadnego spotkania towarzyskiego. Przed Euro 2021 też nie było czasu na eksperymenty. Ostatnie spotkania pokazują, że drużyna coraz lepiej rozumie jego filozofię, że jak damy mu komfort pracy, to Sousa nie sprawi nam zawodu.

 

A prezes Kulesza ma rację chcąc rozliczać z realizacji celu

 

Być może poprzedni prezes Zbigniew Boniek zastanawiałby się nad tym, czy zostawić Sousę po przegranych barażach. Kulesza, na co wskazuje jego wypowiedź, raczej nie będzie miał skrupułów. I znajdzie takich, którzy mu przyklasną w tym, że nie przedłużył kontraktu. – Bo nasza praca polega na tym, ze mamy cel i albo go realizujemy, wtedy jest przedłużenie kontraktu, albo nie – mówi Leszek Ojrzyński, jeden z pierwszych trenerów Roberta Lewandowskiego. - Styl nie będzie miał znaczenia. Ja dwa razy byłem zwalniany za brak wyników, a czułem, że moja wizja gry jest bliska realizacji. Nikogo to nie obchodziło. Człowiek potem chodzi, jak zbity pies, ale z tym się trzeba nauczyć żyć. 

 

W grze reprezentacji prowadzonej przez Sousę też widać poprawę. Trudno określić, jak blisko są Biało-Czerwoni realizacji wizji trenera, ale po remisie z Anglią (1:1) na PGE Narodowym byliśmy z naszych Orłów dumni. Tak samo po wygranej z Albanią (1:0) w Tiranie, która praktycznie przypieczętowała nasz awans do barażów. Patrząc na każde kolejne spotkanie, coraz częściej łapiemy się na tym, że może jednak Sousa ma rację, upierając się na grę z trójką środkowych obrońców i wahadłowymi. Są zawodnicy, o których mówimy, że to odkrycia Sousy. Wreszcie cieszymy się, że nasza drużyna nie gra tak brzydko, jak za kadencji Jerzego Brzęczka i w każdym keczu strzela choć jedną bramkę.

 

Nikt nie będzie czekał, aż Sousa zrealizuje swoją wizję

 

- Nikt nie będzie jednak w Polsce czekał na to aż Sousa w pełni zrealizuje swoją wizję jeśli po drodze przegra baraże – uważa Engel. – Jak powiedziałem wcześniej on i tak ma szczęście, że nie jest Polakiem. Tylko dlatego przełknęliśmy brak awansu z grupy na Euro. Nawet to jakoś usprawiedliwiliśmy. Teraz jednak liczy się już tylko realizacja celu i to jest normalne. Mnie słowa prezesa Kuleszy nie dziwią – zwraca uwagę Engel.

 

Także zdaniem Ojrzyńskiego takie, a nie inne postawienie sprawy przez prezesa Kuleszę jest czymś normalnym. Tak normalnym, że trudno mówić o pistolecie przystawionym do skroni, bo trener, a zwłaszcza selekcjoner, musi się nauczyć z tym żyć. – Widzę, że jest progres wynikowy, że gra jest momentami coraz lepsza, że pewne rzeczy są ulepszane, ale rozliczenie z realizacji celu jest w przypadku trenera czymś najbardziej oczywistym i najłatwiejszym. Można się na to oburzać, można się zasłaniać dobrym stylem, ale wynik jest czymś wymiernym czy to się komuś podoba, czy nie.

 

Gdyby właściciel Rakowa był jak prezes PZPN, to Papszuna by nie było

 

Ten sam Ojrzyński dodaje jednak po chwili:  - Inna sprawa, że ja nie wiem, co bym zrobił na miejscu prezesa PZPN po przegranym barażu. Uwzględniłbym okoliczności i styl mając na uwadze to, że nie byłoby wielkiego trenera Marka Papszuna, gdyby właściciel Rakowa Częstochowa nie dał mu zaufania. On to jednak zrobił i Papszun odniósł sukces. Nie po roku pracy, ale w dłuższym dystansie i dziś jest kreowany na następcę Sousy, lub co najmniej nowego trenera Legii.

 

Prezes PZPN nie jest jednak właścicielem Rakowa, a Sousa nie jest jego człowiekiem. Dopóki jest wynik, będzie mu ufał i dawał mu swoje wsparcie. Nikt nie zmieni dla Sousy sposobu, w jaki funkcjonuje polska piłka na poziomie reprezentacyjnym. Adam Nawalka, czyli ostatni trener, który miał wyniki (dwa awanse na wielkie imprezy i dobra gra na Euro 2016) też pracował do pierwszego błędu. Zdaje się, że potem prezes Boniek żałował tego rozstania, ale mleko się wylało. Po Sousie pewnie tez ktoś zapłacze. – A ja tam wierzę, że zakwalifikujemy się na mundial i cała ta dyskusja o pistolecie przy skroni, braku komfortu pracy i czasu na realizację wizji straci na znaczeniu – kwituje Ojrzyński.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie