Iga Świątek: Czuję się tak, jakbym to ja wygrała

Tenis
Iga Świątek: Czuję się tak, jakbym to ja wygrała
fot. PAP
Iga Świątek poniosła drugą porażkę w turnieju z Aryną Sabalenką.

Iga Świątek po drugiej porażce w turnieju - tym razem z Białorusinką Aryną Sabalenką 6:2, 2:6, 5:7 - straciła szanse na awans do półfinału WTA Finals w Guadalajarze. "Ten mecz traktuję jednak jak wygraną - ze stresem i wątpliwościami" - podkreśliła polska tenisistka.

W pierwszym starciu prestiżowego turnieju masters w Meksyku Świątek nie sprostała Marii Sakkari z Grecji. Układ wyników w jej grupie sprawił, że aby pozostać w walce o półfinał, zawodniczka trenera Piotra Sierzputowskiego musiała zwyciężyć wiceliderkę światowego rankingu. Białorusinka - choć na inaugurację uległa Hiszpance Pauli Badosie - była w nieco lepszej sytuacji, bo ewentualna porażka nie przekreślała jej nadziei na czołową czwórkę.

 

"Nie podchodziłam do tego meczu jak do walki o przetrwanie. Starałam się nie myśleć, że jak przegram, to stanie się coś strasznego, bo czasem ciężko jest mi pamiętać, że tenis to nie jest całe życie. Z pomocą Darii Abramowicz i mojego taty złapałam trochę więcej dystansu i wróciłam do odpowiedniego nastawienia. Ten mecz miał udowodnić, że przez dwa ostatnie dni zrobiłam dobrą, konstruktywną robotę i pokazać, że mogę zaufać swojej głowie. Wiedziałam, że przy odpowiednim nastawieniu mentalnym nie popełnię tych samych błędów co w pierwszym pojedynku" - tłumaczyła 20-letnia tenisistka z Raszyna, która debiutuje w WTA Finals.

 

Polka, z racji wieczornego chłodu ubrana w białą koszulkę z długim rękawem, w pierwszym secie grała uważnie i mądrze, wywierając presję i wykorzystując błędy rywalki. Świetnie funkcjonował jej return, dużo lepiej - w porównaniu z czwartkowym meczem z Sakkari - wyglądał serwis. W rezultacie Świątek - po 38 minutach - rozstrzygnęła ten rozdział gry na swoją korzyść 6:2.

 

"Dobrze mi się grało podczas sesji wieczornej. Było chłodniej i czułam większą kontrolę nad piłką. Warunki gry na wysokości są generalnie trudne, ale wydaje mi się, że bardziej wymagające panują w sesji dziennej. Czasem lekki błąd techniczny sprawia, że piłka ląduje na metrowym aucie" - tłumaczyła pierwsza kobieca rakieta kraju.

 

ZOBACZ TAKŻE: Hubert Hurkacz - Daniił Miedwiediew. Transmisja TV i stream online

 

Początek drugiego seta to znów uporządkowany i konsekwentny tenis Polki, ale coś zacięło się w piątym gemie, który - przy serwisie Świątek - padł łupem Sabalenki. Bardzo żywiołowo grająca na tym etapie Białorusinka wskoczyła na wyższy poziom i dzięki kilku kapitalnym zagraniom, które wywołały aplauz publiczności, wygrała cztery kolejne gemy i wyrównała stan rywalizacji.

 

"Myślę, że skorzystała w tym secie z energii kibiców. Brawo dla niej, że wychwyciła ten moment, bo często ciężko jest odwrócić bieg meczu, a dla niej to był sposób na powrót. Z mojej perspektywy to nic nie zmieniało, bo przez całe spotkanie czułam się jak w bańce - skoncentrowana i nie do ruszenia" - analizowała Świątek.

 

Trzeci set to zacięta walka po obu stronach, którą charakteryzowała energia (czasem aż w nadmiarze) Sabalenki i spokój Polki. Białorusinka popadała ze skrajności w skrajność popełniając podwójne błędy serwisowe, by po chwili zrehabilitować się mocnymi i skutecznymi winnerami. Świątek natomiast nie mogła wrócić do sytuacji z pierwszego seta, gdy to ona decydowała o przebiegu gry. Kiedy wydawało się, że wszystko rozstrzygnie się w tie-breaku Sabalenka w 11. gemie przełamała serwis Polki i ostatecznie wygrała trwającą ponad godzinę partię 7:5.

 

"Mimo porażki czuję się, jakbym to ja wygrała 2:1. Pokazałam może nie idealny, ale fajny tenis i miałam przyjemność z gry. Pokonałam swój stres i wątpliwości, które pojawiły się w mojej głowie po pierwszym spotkaniu w Guadalajarze. Cieszę się, że po przegranej z Sakkari się podniosłam, bo jeśli podnosisz się cały rok od stycznia, to z czasem to podnoszenie staje się coraz trudniejsze. Dlatego też bilans dnia jest dla mnie pozytywny. Dużo mnie to wszystko nauczyło" - oceniła Świątek, która - co pokazały statystyki - w całym meczu wygrała więcej punktów (89:88).

 

Przed turniejem triumfatorka ubiegłorocznego French Open zapowiadała, że każde ze spotkań będzie walką na noże i tak akurat było w starciu z Sabalenką. Wiedziała, że aby mieć szansę na sukces musi grać solidnie i stabilnie przez cały pojedynek.

 

"Skorzystałam ze wszystkich narzędzi, jakie miałam. Rywalka wróciła do gry, bo tego można było się spodziewać po zawodniczce ze światowej czołówki. Jej postawa sprawiła, że zgubiłam trochę rytm, a najlepszym tenisistkom takie coś się nie zdarza. To jeszcze przede mną" - zauważyła.

 

Po pełnym nerwów i emocji meczu otwarcia oraz niezłym mimo przegranej występie przeciw Sabalence, który był meczem "o wszystko", czeka Polkę spotkanie "o honor" z mającą w dorobku dwa zwycięstwa i pewną już miejsca w półfinale Badosą. Poza kortem obie zawodniczki dobrze się dogadują, a w dobrych relacjach nie przeszkodził nawet fakt, że Hiszpanka wyeliminowała Świątek z walki o olimpijski medal w Tokio.

 

"Można to nazwać meczem o honor, ale wiem też, w jakiej formie jest Paula. Widać, że ciężka praca zaowocowała, a wygrane dały jej dużo pewności siebie. Ja będę się skupiać na tym, aby trochę odpocząć, a w poniedziałek dać show i pokazać niezły tenis. I to czy wygram, czy przegram nie ma dla mnie żadnego znaczenia" - podsumowała.

CM, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie