Wściekłość kibica, radość Węgrów. Oni akurat cieszą się, że nie będą musieli oglądać "Lewego"

Piłka nożna
Wściekłość kibica, radość Węgrów. Oni akurat cieszą się, że nie będą musieli oglądać "Lewego"
fot. PAP
Robert Lewandowski nie zagra z Węgrami.

W sumie nie dziwię się złości tych kibiców, którzy poświęcili pewnie cały poniedziałek i zaryzykowali zarwaną noc by zobaczyć w akcji Roberta Lewandowskiego z wysokości trybun na PGE Narodowym. A obejrzą go … jedynie w takiej samej roli, jak oni: widza. Ja też wolałbym raczej ujrzeć go na ławce w Andorze i przynajmniej przez 45 minut dziś, ale mając ligowy mecz już w piątek, a we wtorek Champions League w Kijowie już rozumiemy, dlaczego zastosowano inny manewr.

Układ kalendarza gier Bayernu Monachium na pewno wpłynął na taką a nie inną decyzję podjętą wewnątrz naszej reprezentacji na życzenie kapitana „biało-czerwonych”. Celowo nie używam słowa „sztabu”, bo nie chce mi się wierzyć, by Paolo Sousa nie chciał skorzystać ze swojego najważniejszego piłkarza w meczu, który ma znaczenie. Tym bardziej, że wiadomo było, że zagramy dziś także przez Grzegorza Krychowiaka i Kamila Glika. Dobrze, że choć w bramce pojawi się nasz najważniejszy piłkarz na konkretnej pozycji. W innych formacjach nie wyjdziemy przecież pierwszym garniturem. Szacunek do kibica to jedna sprawa. Drugą równie istotną jest poważanie przeciwnika. Ja wiem, że Węgrów nadziei na mundial już dawno pozbawili Albańczycy i być może mają do dzisiejszego wieczoru jeszcze mniej poważne niż my podejście. Ale pewności takiej mieć nie mogę. To przecież zawodowcy. I raczej w przeciwieństwie do polskiego kibica nie będą psioczyć na to, że napastnikom nie będzie uprzykrzał życia „Glikson”, a defensywę bez filarów RB Lipsk nękać będzie Świderski, a nie „Lewy”.

 

Zobacz także: Polska - Węgry. Żadna inna drużyna nie strzeliła nam tylu bramek, co oni

 

Sousa przez dwa kolejne spotkania w listopadzie musiał zarządzać nie tylko nimi, ale i wizją meczu bądź oby meczów barażowych. W Andorze, jak pamiętamy, kartki szukał jedynie Grzegorz Krychowiak – skutecznie. Ryzyko, że Glik wypadnie nam dziś z marcowego meczu po starciu np. z nieprzebierającym w środkach Adamem Szalaiem też było duże. Ale granie bez „Lewego”? Nawet przez 45 minut? Wydaje się niedorzeczne. Fajnie, że mamy Karola Świderskiego, Arkadiusza Milika czy Krzysztofa Piątka. To atak, w konfrontacji z tym, co mają do zaproponowania Węgrzy robi wrażenie. Ale to przecież futbol, tu wszystko jest możliwe. I jeżeli jednak wydarzy się dziś jakiś klops i stracimy prawo do gry w pierwszym barażu u siebie, to zrobi się bardzo nieprzyjemnie. Dotychczasowe zarządzanie meczami przez Sousę do tej pory wydawało się logiczne. Tym razem jednak mam spore wątpliwości. Dmuchanie na zimne jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Węgrzy lubią ostre potrawy. A my dziś chcemy zaserwować im danie, w którym zabraknie zarówno soli ale i pieprzu. Trzymajmy kciuki za to, żeby wieczorem nasz „Master Chef” z Portugalii nie musiał usłyszeć z ust nowego szefa związku „oddaj fartucha”. Bo dania w eliminacjach do Mistrzostw Świata powinny być wykwintne.

Bożydar Iwanow, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie