Były wiceprezes PZPN grzmi. "Selekcjoner to nie król prywatnego folwarku"
"Selekcjoner to nie jest król prywatnego folwarku, który może robić co chce. Reprezentacja to jest dobro narodowe" – tak były wiceprezes PZPN Marek Koźmiński skomentował porażkę 1:2 piłkarskiej reprezentacji Polski w meczu z Węgrami w eliminacjach mistrzostw świata. Może ona kosztować biało-czerwonych brak rozstawienia w barażach o awans do mundialu w Katarze.
Według Koźmińskiego to co wydarzało się w poniedziałek na Stadionie Narodowym można rozpatrywać w dwóch płaszczyznach – jakości i decyzji personalnych podjętych przez Paulo Sousę.
"O ile mogę jeszcze jakoś usprawiedliwić absencję Roberta Lewandowskiego, bo jest to piłkarz, którego trzeba oszczędzać, gra bardzo dużo, od deski do deski i należy powolutku przyzwyczaić się, że nie zawsze będziemy mogli na niego liczyć ze względu choćby na wiek. Jednak forma rozwiązania tej sytuacji była fatalna. Można było wystawić Roberta na 45 minut w meczu z Andorą i mieć go co najmniej na ławce rezerwowych w spotkaniu z Węgrami, aby wszedł na boisku, gdyby pojawiła się taka potrzeba" – stwierdził.
Znacznie bardziej Koźmińskiego oburzyło, że w wyjściowym składzie zabrakło Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika.
"Tą są zawodnicy, którzy potrafią kreować okazje bramkowe, a wiadomo było, że Węgrzy ustawią się na własnej połowie i będą się bronić. Decyzja o pozostawieniu tych piłkarzy w rezerwie nie miała żadnych aspektów pozasportowych i dlatego jest dla mnie kompletnie niepojęta" - irytował się.
Srebrny medalista igrzysk olimpijskich w Barcelonie (1992) zarzucił także Sousie brak rozeznania, jeśli chodzi o aktualną dyspozycję niektórych zawodników, którzy znaleźli się w wyjściowym składzie.
"Trzeba zwracać uwagę na to, jak reprezentanci grają w swoich klubach, ile czasu spędzają na boisku. A tak na ławce mieliśmy Przemysława Frankowskiego, który bryluje w Lens, wiceliderze ligi francuskiej, a wystawiamy Tymoteusza Puchacza, który łapie się do gry w Unionie Berlin. Ktoś powie, że to nie ta sama pozycja. Zgadza się, ale uporczywe trzymanie się pewnej wizji, która nie funkcjonuje doprowadziło nas do trudniej sytuacji. W ten scenariusz wpisuje się także wpuszczenie na końcówkę Przemysława Płachety, który też nie gra w swoim klubie. Widać było, że ten chłopak błąkał się po boisku.
- Nie wiem też o co chodziło z Matty’m Cashem. Nie rozgrywał dobrego spotkania, ale z Jakubem Moderem nie byli najsłabsi. Jeśli Sousa chce tego zawodnika w przyszłości wykorzystać jakoś w reprezentacji, to dlaczego go zmienił? To było zdołowanie chłopaka, który był nabuzowany, bardzo, chciał, a z racji swoich predyspozycji nie do końca dobrze się czuł, bo to zawodnik, który potrzebuje przestrzeni. Przykro mi to mówić, bo cenię Paulo Suosę jako trenera, ale ja – gdy dowiedziałem się jaki jest skład – byłem zszokowany" – nie krył Koźmiński, dodając, że rozbawiły go pomeczowe wypowiedzi selekcjonera, który powtarzał, że nie zmieniłby swoich decyzji.
"Gdy je słyszałem, to na myśl przyszła mi osoba, która rozpędziła się i walnęła głową w betonowy mur, a potem stwierdziła, że jeszcze raz spróbuje. I jeszcze chwalenie Puchacza, który miał ewidentny udział przy dwóch bramkach zdobytych przez Węgrów i grał bardzo słabo pod każdym względem, w tym fizycznym, bo od 50. minuty wyraźnie spuchł. Przykro mówić, ale to był naprawdę smutny wieczór, przygotowany na własną prośbę. Przegraliśmy z drużyną bardzo słabą i grając bardzo słabo, nie wykorzystując naszych atutów, które trzymaliśmy poza boiskiem" – podkreślił.
Oceniając całe eliminacje Koźmiński uznał, że zajęcie drugiego miejsca w grupie z takim dorobkiem punktowym to jest absolutne minimum.
"Mieliśmy szansę nawiązać wyrównaną walkę z Anglikami, ale nie udało się, a na końcu jesteśmy gdzie jesteśmy, bo straciliśmy cztery punkty z Węgrami, którzy nie mają silnej reprezentacji. Jest mi smutno, jest mi przykro i nie rozumiem tego, co się wydarzyło. Można przegrać, to jest sport, ale my przegraliśmy na własne życzenie, osłabiając się na starcie. Trener to nie jest król prywatnego folwarku, który może robić co chce. Reprezentacja to jest dobro narodowe. Nie wiem, czy prezes PZPN Cezary Kulesza wiedział o pomysłach na skład trenera Sousy. Nie chcę się na ten temat wypowiadać, natomiast uważam, że każdy trener, a ten w szczególności, bo go znam, potrzebuje dyskusji i przekazywania mu informacji. Wielkim błędem jest to, że w sztabie kadry nie ma Polaka. Od samego początku uważałem to za błąd" – podsumował Koźmiński.