Historia polskiego zawodnika rugby urodzonego w Namibii. "Nie chcę palić mostów za sobą"

Inne
Historia polskiego zawodnika rugby urodzonego w Namibii. "Nie chcę palić mostów za sobą"
fot. PAP
Michał Haznar przeleciał 12 tysięcy kilometrów by zagrać dla Polski, kraju swojego ojca

Nie często w polskiej reprezentacji rugby grają zawodnicy na takim poziomie. Ostatnio w naszej kadrze zadebiutował Michał Haznar pomagając biało-czerwonym pokonać Niemców. Swoją niesamowicie ciekawą historię Haznar opowiedział w rozmowie z Maciejem Słomińskim.

Maciej Słomiński, Interia: Jesteśmy świeżo po dramatycznym spotkaniu w Gdyni, w którym Polska pokonała Niemcy 21-16. To był pana debiut w reprezentacji Polski, jak pan ocenia ten mecz?

 

Michał Haznar, reprezentant Polski w rugby: - Patrzę na to pozytywnie - nie graliśmy najlepiej, a i tak wygraliśmy. Po latach nikt nie będzie pamiętał stylu, w jakim osiągnęliśmy wygraną, spojrzy na wynik i na nasz skład. To był mój pierwszy mecz dla Polski, jeśli zgram się z kolegami, możemy być jeszcze groźniejsi dla wyżej notowanych rywali.

ZOBACZ TAKŻE: Polacy pokonali Niemców w Rugby Europe Trophy

 

Jak się panu grało? Oczekiwania kibiców były ogromne, zawodnika z takim CV jeszcze w polskim rugby nie było.

 

- Jestem już dość doświadczonym zawodnikiem, spodziewałem się, że nie będzie łatwo i tak faktycznie się stało. To truizm, ale rugby jest sportem zespołowym, nie mogę wygrać meczu sam, musimy to zrobić wspólnie. Ostatnio grałem na początku października, oczywiście komunikacja nie należała do najłatwiejszych, chociaż udało mi się opanować podstawowe sformułowania. Na pewno pomógł też fakt, że język angielski jest w polskiej kadrze drugim urzędowym.

Trener Chris Hitt mówił po meczu o pana wielkiej roli również poza boiskiem.

 

- Dlatego przyjechałem do Polski. Moim celem jest rozwój drużyny na boisku i poza nim, zwrócenie uwagi na szczegóły, które przy wyrównanym poziomie drużyn mogą zadecydować o wyniku. Miałem od kogo się uczyć, teraz chcę przekazać moją wiedzę dalej. Grałem bądź trenowałem ze "Springboks" takimi jak Siya Kolisi, Cheslin Kolbe, Bongi Mbonambi, Steven Kitshoff, Warrick Gelant, Herschel Jantjies i wielu innych. To działa w obie strony, ja też ogromnie korzystam z bycia częścią reprezentacji Polski. Dawno nie czułem się tak dobrze jak w minionym tygodniu na zgrupowaniu kadry. Czuję się doceniony i chciany, partnerzy z drużyny słuchają, co mam do powiedzenia. W Południowej Afryce byłem tylko jednym z wielu zawodników, często byłem traktowany jak kolejny numer, przez to straciłem trochę entuzjazm dla rugby.

Pana droga do Polski, ojczyzny pana ojca, nie należała do najłatwiejszych.

- Temat mojego przyjazdu do Polski pojawił się około trzech lat temu. Nie mogłem przyjechać, ot tak, wiązał mnie kontrakt z drużyną Stormers z mojego rodzinnego Kapsztadu, potem z Kimberley Griquas. Rugby to gra dżentelmenów, dlatego wymieniając osoby, które przyczyniły się do mojej gry dla Polski wypada zacząć od kobiet. Agata Szczepańczyk z Polskiego Związku Rugby, obok niej Natalia Cajzer. Bartosz Ryś i Krzysztof Czajka z PZR, jeden z nich skontaktował mnie z Adamem Pogorzelskim z Ogniwa Sopot. Z nim byłem w najczęstszym kontakcie. Powiedziałem Adamowi, że zrobię wszystko, by w tym roku przyjechać do Polski. Sprawy nabrały szybszego tempa w lipcu czy sierpniu, zaczęliśmy załatwiać wizę oraz wszelkie formalności. Bartosz Olszewski z Ogniwa pomógł przy pozwoleniu na pracę dla mnie. Z całego serca im wszystkim dziękuję.

 

Pana zmarły dwa lata temu ojciec był Polakiem. Rozstał się z pana mamą, gdy pan miał rok. Matka wychowała pana i dwóch starszych braci o równie polskich imionach, Jarosława i Dariusza.

 

- Jestem ogromnie wdzięczny mojej mamie, nigdy nam niczego nie brakowało, to musiało być dla niej ciężkie. To co obecnie przeżywam jest znacznie większe od rugby. Polska zawsze była obecna w naszych rodzinnych rozmowach, ale była gdzieś daleko na drugim końcu świata. Mnie jako pierwszemu, udało się postawić nogę na polskiej ziemi. Mam nadzieję, że mojej afrykańskiej rodzinie uda się mnie odwiedzić w przyszłości. Mamy grupę rodzinną na Whatsapp, która skupia wszystkich moich kuzynów, wujków, ciocie, babcie i dziadków - wszyscy są bardzo dumni z mojego debiutu dla Polski.

 

Pana polska część rodziny mieszka w Krośnie.

 

- Z kuzynem Rafałem mam ciągły kontakt, mam nadzieję spotkać go przy okazji meczu Polska - Szwajcaria w Warszawie. Gdy wysłałem im zdjęcia z moich pierwszych chwil w Polsce, byli dosłownie wniebowzięci. Spotkanie z Niemcami było pierwszym meczem rugby, który oglądali, z miejsca zakochali się w tej dyscyplinie. To wielka sprawa, że moja obecność w kraju przodków daje innym tyle uśmiechu i radości. To jak nowy początek.

 

Dzięki ojcu jest pan dziś z nami i gra dla Polski. Nie ma mu pan za złe, że nigdy nie dane było wam się poznać?

 

- Nie chcę go oceniać, nie mam jeszcze wystarczającej ilości informacji. Przyjechałem do Polski po to, by dowiedzieć się jak najwięcej. Cały czas wychodzą na jaw nowe fakty, dosłownie przed chwilą udało się dotrzeć do metryki urodzenia ojca, to potrzebne bym mógł uzyskać paszport. Dlaczego ojciec wrócił do Polski i opuścił naszą rodzinę? Wolałbym na razie nie mówić publicznie o domysłach, zanim sam ich nie potwierdzę. Mam nadzieję, że gdy spotkam się z moją polską rodziną będę mógł potwierdzić moje przypuszczenia.

 

Wracając do rugby - nigdy nie było tak, że kadra Polski zebrała się na aż dwa tygodnie w tak licznym, niemal 40-osobowym gronie.

 

- Pasja i energia jakiej byłem świadkiem podczas tygodnia przygotowań do meczu z Niemcami była godna podziwu. Teraz piłka po stronie Polskiego Związku Rugby, aby energię przełożyć na konkretne efekty, na środki od rządu, tak by polskie rugby rosło. Widzę bazę, na której można budować. Zauważyłem, że w reprezentacji jest wielu dżentelmenów, które rozumieją wartości rugby. Może dlatego potraktowali mnie jak swojego i mogłem poczuć się jak w domu? Bardzo za to kolegom z drużyny narodowej dziękuję. Jestem w Polsce dopiero kilka dni, ale uważnie słucham, mam oczy otwarte. Z tego co wiem, rugby nie należy do najpopularniejszych sportów w kraju, ale jest w dobrym momencie, jest na fali wznoszącej. Pieniądze nie grają, ale jeśli zawodnicy mogliby skupić się tylko na grze w rugby, jeśli media bardziej zainteresują się tym sportem, wówczas reklamodawcy nie będą szczędzić środków. Dla mnie to wszystko jest nowe, chłonę jak gąbka. W RPA rugby jest wszędzie, jest...

 

Religią?

 

- Nie chcę palić mostów za sobą, jednak chcę powiedzieć, że świat południowoafrykańskiego rugby nie jest tak czysty i idealny jakby się mogło wydawać z daleka. Bycie dobrym zawodnikiem rugby często nie wystarcza, by grać na dobrym poziomie, w dobrym klubie. Rządzą układy.

 

Czytaj więcej na Interia.pl.

Interia.pl
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie