Iwanow: Legio ucz się od Austriaków

Piłka nożna
Iwanow: Legio ucz się od Austriaków
Fot. PAP
W historii Champions League to pierwszy przypadek, że zespół z Austrii wychodzi z grupy. Na zdjęciu piłkarze RB Salzburg po meczu w Broendby

W najlepszej szesnastce Ligi Mistrzów witamy dwie ekipy z Lizbony: Benfikę oraz Sporting ale przede wszystkim RB Salzburg. I to jest najprzyjemniejszy odświeżający oddech towarzystwa wzajemnej adoracji, jaką od lat tworzy futbolowa europejska burżuazja. W historii Champions League to pierwszy taki przypadek, że zespół z Austrii wychodzi z grupy. W 1991 roku dokonał tego Wacker Innsbruck, ale wtedy działo się to jeszcze pod szyldem Pucharu Europejskich Mistrzów Krajowych

Sytuacja jest więc wyjątkowa ale też jak najbardziej była ona do przewidzenia. Cały ten postrzegany nie wszędzie z empatią projekt był przecież na to skazany. Ta historia musiała mieć w końcu swój happy end. Fajnie, że poza Robertem Lewandowskim i Wojciechem Szczęsnym na wiosnę w Champions League zobaczymy kolejnego Polaka. Choć Kamil Piątkowski na razie wielkiej roli w drużynie „Byków” nie odegrał, przeszkodziła mu w tym także odniesiona jesienią kontuzja. Na szczęście obrońca reprezentacji Polski wrócił już do zdrowia. 27 listopada zagrał 90 minut z Austrią Klagenfurt, a we wtorek siedział na ławce. Zimowy okres przygotowawczy będzie dla niego niezwykle istotny. Wiosną okaże się, czy konkurencja dla niego w mieście Mozarta nie jest za mocna.

 

ZOBACZ TAKŻE: Ile Bayern zarobił na Lidze Mistrzów? Gigantyczna kasa!

 

Złośliwi zawsze znajdą kij i swoje argumenty, że mając pieniądze Red Bulla można sobie pozwolić na rzeczy, które niemożliwe są dla zwykłego śmiertelnika. Wiemy, jak swą potęgę zbudował klub spod znaku „Czerwonego Byka” w Lipsku ale umówmy się, że drużyna z Saksonii też została znakomicie skonstruowana, dwa lata temu była w półfinale Ligi Mistrzów i to, że dziś przeżywa mały kryzys nie oznacza, że obrany kierunek zboczył na tory, z których nie widać dobrze oświetlonego dworca.

 

RB Lipsk dzięki swej strategii sporo wydaje ale jeszcze więcej zarabia. W ostatnim czasie nie tylko zainkasował mnóstwo pieniędzy za transfery Marcela Sabitzera i Dayota Upamecano do Bayernu czy Ibrahimy Konate do Liverpoolu, ale „sprzedał” też do Monachium trenera Juliana Nagelsmana. W wygranym na koniec fazy grupowej spotkaniu Champions League z Manchesterem City na środku obrony w drugich 45 minutach zagrali 21-letni Mohammed Simakan i 19-letni Jośko Gvardiol. Idę o zakład, że Bundesliga nie będzie ich ostatnim miejscem pracy i niebawem ich zakup uda się z nawiązką „zmonetyzować”. W Salzburgu droga jest podobna.

 

Poza doświadczonymi Andreasem Ulmerem i Rasmusem Kristensenem wyjściową jedenastkę tworzą chłopcy w przedziale 19-23 lata. Młodziutcy Austriacy, Chorwaci, Amerykanie, Malijczycy, Francuzi, który dzięki znakomitemu skautingowi rzadko okazują się transferowymi pudłami, a zanim trafią do pierwszej drużyny idą na jakiś czas do satelickiego drugoligowego Lieferingu, aby zbierać minuty, sprawdzić się w seniorskiej piłce i wrócić do Red Bulla przygotowani do większych wymagań.

 

Część z nich za jakiś czas trafi pod lepsze adresy, idąc śladem Patsona Daki (dziś Leicester), Takumiego Minamino (Liverpool) czy Enocka Mwepu (Brighton). Już dziś kolejka ustawia się po 19 letniego napastnika Karima Adeyemiego oraz niewiele starszego Francuza Oumara Soleta czy Amerykanina Brendena Aaronsona. Występy w 1/8 finału spowodują, że ich cena będzie jeszcze wyższa niż dotychczas.

 

Liga Austriacka nie jest przez nas, Polaków, specjalnie wysoko oceniana. Kiedyś nasi piłkarze grali w niej dość licznie: mieliśmy tam Radosława Gilewicza, Jerzego Brzęczka, Kazimierza Węgrzyna, Marka Świerczewskiego, Kazimierza Sidorczuka, Tomasza Iwana czy Jacka Bąka. Trafiali tam w różnych momentach karier, często na ich zakończenie, ale dziś to miejsce trzeba postrzegać nie jako spokojną ligę na zarobek na finiszu piłkarskiego życia ale jako dobre miejsce na europejski start. 

 

Powinien też być to wzór dla największego polskiego klubu. Skąd brać piłkarzy i jak ich kształtować. Do tego potrzebne są nie tylko pieniądze spod znaku słynnego energetyka. Ale właściwa sieć kontaktów i skautów. Czy Legia ich ma? Wątpliwe. Od lat pojawia się też pomysł na stworzenie klubu satelickiego stołecznego giganta. Idea z Zagłębiem Sosnowiec oparta na rodzinno-przyjacielskich relacjach Bogusława Leśnodorskiego z Marcinem Jaroszewskim też nie była do końca przemyślana. Kogo w ostatnich kilku latach poza Radosławem Majeckim i Michałem Karbownikiem zbudowano w Warszawie? Dlaczego dziś ściąga się „szrot” z zagranicy, a nie jest się w stanie właściwie zagospodarować zawodników typu Ariel Mosór czy Szymon Włodarczyk?

 

Przecież grający dziś zagranicą Sebastian Walukiewicz czy Patryk Klimala też byli kiedyś w Akademii Legii, a do mocniejszych lig wypromowała ich Pogoń Szczecin i Jagiellonia Białystok.

 

Do zbudowania solidnej konstrukcji potrzebne są pieniądze, to kwestia bezdyskusyjna. Ale żeby je mieć, trzeba wiedzieć jak je wydawać i w co oraz kogo inwestować. Red Bull może pobudzić na moment. Potem potrzebne jest już know-how i właściwi ludzie na odpowiednich stanowiskach. W innym razie cała energia idzie nie tam, gdzie trzeba. Ostatnie wydarzenia z Łazienkowskiej dokładnie pokazują, że para poszła nawet nie w gwizdek, a w gwizdy, którą niosą się z trybun podczas meczów drużyny aktualnego mistrza.  

Bożydar Iwanow, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie