Polak wspomina legendę NBA. "Zaprosił mnie do siebie"

Koszykówka
Polak wspomina legendę NBA. "Zaprosił mnie do siebie"
fot. PAP

"Wiedziałem, że to jest bardzo słynna postać. Byłem pewien podziwu, a jednocześnie dumy, bo poznałem człowieka o światowym wymiarze" - tak warszawianin Andrzej Zbrożek wspomina spotkanie na planie filmowym ze słynnym amerykańskim koszykarzem Wiltem Chamberlainem.

Kiedy w młodości, jako uczeń szkoły średniej w Sokołowie Podlaskim, grał z kolegami w koszykówkę, nawet nie marzył, że los zetknie go kiedyś z jednym z największych gwiazdorów tej dyscypliny. Wilt "Szczudło" Chamberlain kojarzony jest przede wszystkim z historycznym rekordem ligi NBA - 2 marca 1962 roku jako zawodnik Philadelphia Warriors zdobył 100 punktów w meczu z New York Knicks, wygranym 169:147.

 

Gdy już po przeprowadzce do Warszawy młody Andrzej próbował swoich sił w Teatrze Piosenki "Stodoła", występując m.in. wraz z Elżbietą Jodłowską w spektaklu reżyserowanym przez znaną aktorkę Joannę Jedlewską, nie przypuszczał, że w przyszłości będzie pracował z wybitnymi reżyserami i największymi gwiazdami Hollywoodu.

 

W stolicy w latach 60. połknął bakcyla kulturystyki. Często ćwiczył na siłowni legendarnego warszawskiego Ogniska TKKF "Herkules". Przydało mu się to 20 lat później w Meksyku, dokąd wyjechał turystycznie 7 grudnia 1981 roku, sześć dni przed ogłoszeniem w Polsce stanu wojennego.

 

"Szukając tam środków do życia, udało mi się trafić do wytwórni filmowej Churubusco Azteca. Byłem w miarę wysportowany, by otrzymać pracę jako dubler-kaskader. Oczywiście musiałem przejść odpowiednie szkolenie, żeby wiedzieć, jak otrzymywać ciosy, żeby nie być poturbowanym, jak spadać z konia, itp. W Meksyku treningi były bardzo wszechstronne. Trzeba było wszystkiego spróbować – ćwiczyć i na siłowni, i na boisku. Graliśmy w koszykówkę i piłkę nożną, musieliśmy uprawiać wszystkie podstawowe sporty, żeby być sprawnym fizycznie" - opowiadał.

 

Już przy jednej z pierwszych produkcji, przy której przyszło mu pracować - filmie "Conan Niszczyciel" z 1984 roku w reżyserii Richarda Fleischera - Zbrożek zetknął się z Chamberlainem, także debiutującym przed kamerą, oraz słynnym austriackim kulturystą, aktorem, a potem gubernatorem Kalifornii Arnoldem Schwarzeneggerem. Jedną z ról kobiecych grała nie mniej słynna piosenkarka, ikona światowej popkultury Grace Jones.

 

"Reżyser przydzielił mnie dla Chamberlaina, grającego rolę wojownika Bombaata, jako dublera do przygotowania sceny. Żeby główny aktor się nie męczył, pracuje za niego właśnie ten dubler kamerowy, techniczny, który staje na planie na miejscu aktora i z nim ekipa przygotowuje oświetlenie, jego natężenie, najazdy kamery, itd. Kiedy już wszystko jest zapięte na ostatni guzik, wtedy dubler schodzi i wchodzi aktor.

 

- Najzabawniejsze było to, że ponieważ Wilt był bardzo wysoki, miał przecież 216 cm wzrostu, podczas gdy ja 194 cm, skonstruowano dla mnie specjalną skrzynię, żeby uzupełnić tę różnicę. Stawałem na niej i dopiero wtedy byłem tak wysoki jak Wilt. Zawsze z nią chodziłem, jak z teczką, gdyż miała dorobioną rączkę" - wspominał.

 

Słynny koszykarz, sportowiec światowego formatu, mistrz ligi NBA z Philadelphia 76ers (1967) i Los Angeles Lakers (1972), siedmiokrotny król strzelców i 11-krotny zwycięzca klasyfikacji zbiórek, który 13 razy wystąpił w Meczu Gwiazd oraz emigrant z Polski nawiązali w stolicy Meksyku bliższą znajomość.

 

"Okazał się niezwykle sympatyczną osobą. O ile Schwarzenegger utrzymywał dystans, nawet z tymi, z którymi najbliżej współpracował, to Wilt był bardzo życzliwy, towarzyski. Interakcje z nim były cudowne. Opisuję to w swojej książce 'Latynoska euforia z Hollywoodem w tle'. Był bardzo ciepłym, serdecznym człowiekiem. Ofiarował mi kilka rzeczy. Mimo że był ode mnie wyższy o ponad 20 centymetrów podarował mi dwie swoje sportowe bluzy, czerwoną i biało-szarą, których rękawy musiałem oczywiście zawijać, bo miał o wiele dłuższe ręce. Bywałem u niego w apartamencie w hotelu Cristal w Meksyku. Do tej pory mam jego wizytówkę z napisanym odręcznie adresem na odwrocie, którą mi wręczył zapraszając do siebie do Los Angeles. Dziś żałuję, że nie zdecydowałem się go odwiedzić" - przekazał.

 

W sumie Zbrożek pracował przy ponad 30 filmach. Był dublerem takich aktorskich sław jak Max von Sydow (w filmie "Diuna" z 1984 r. w reżyserii Davida Lyncha), Gregory Peck, Burt Lancaster, Timothy Dalton w roli Jamesa Bonda czy Tom Hanks. Ze Schwarzeneggerem po raz drugi spotkali się na planie "Pamięci absolutnej" (1990), w której wystąpiła m.in. Sharon Stone. Polski kaskader, przebrany w kobiecy strój, zastępował w dublowanych scenach inną amerykańską aktorkę, o potężnej posturze. W produkcjach meksykańskich występował też jako aktor drugiego planu, głównie w rolach cudzoziemców, typów spod ciemnej gwiazdy.

 

Z aktorek, które spotkał w swojej pracy, najbardziej ceni Jane Fondę.

 

"To była wyjątkowo sympatyczna pani. Bardzo życzliwa, bardzo taka normalna. Nie zadzierała nosa, jak inni. Zawsze to podkreślam, że ci słynni aktorzy amerykańscy, ikony kina, w tamtym okresie, w latach 1980-2000, byli to ludzie bardzo skromni. Wtedy jeszcze nie potrzebowali mieć ochroniarzy. Pamiętam, że wyjątkiem był Schwarzenegger, chociaż wobec mnie zawsze zachowywał się przyjaźnie. Pozostali po terenie wytwórni, w której pracowaliśmy, chodzili bez obstawy" - zaznaczył.

 

Sport, sprawność fizyczna, która pozwoliła mu dostać się do środowiska filmowego, do dziś jest dla niego bardzo ważna.

 

"Do tej pory chodzę na siłownię, co najmniej dwa, trzy razy w tygodniu. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez tego. Kiedy mam jakiś zły dzień, wtedy muszę iść poćwiczyć, żeby sobie poprawić nastrój. Lubię żyć atmosferą, której smaku zaznałem jeszcze w latach 60. w 'Herkulesie' na Saskiej Kępie" - zakończył Zbrożek.

psl, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie