Adam Kszczot: Czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby znów ruszyć z kopyta

Inne
Adam Kszczot: Czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby znów ruszyć z kopyta
fot. PAP
Adam Kszczot: Czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby znów ruszyć z kopyta.

Adam Kszczot mimo nieudanego roku olimpijskiego nie zamierza odpuszczać rywalom na bieżni w kolejnym sezonie. "Najwięcej można nauczyć się na niepowodzeniach. Czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby znów ruszyć z kopyta" - powiedział dwukrotny wicemistrz świata w biegu na 800 metrów.

Mijający rok nie był łaskawy dla utytułowanego specjalisty od biegów średnich. Kszczot należał bowiem do wielkich nieobecnych igrzysk olimpijskich w Tokio, a przecież zdobycie olimpijskiego medalu od lat należy do największych sportowych marzeń 32-letniego zawodnika RKS Łódź. Z wyjazdu do Japonii zrezygnował jednak sam i - jak przyznał w rozmowie z PAP – ta decyzja była jedną z najtrudniejszych w jego karierze.

 

"Mimo wszystko dziś byłaby ona taka sama. To była dobra decyzja i w mojej sytuacji najlepsza, jaką można było podjąć. Choć serce ciągnęło na igrzyska, to rozsądek oraz brak optymalnej formy mówiły, że nie byłoby to właściwe i fair wobec siebie oraz innych. Nałożyło się dużo przeciwności losu, ale w życiu coś zawsze dzieje się po coś. Dzięki temu spróbowałem swoich sił przy relacjach telewizyjnych, miałem też więcej czasu dla rodziny. Zamierzałem startować jeszcze w drugiej części sezonu, lecz przez przeciążenie mięśnia prostego uda z tych planów też musiałem zrezygnować" – tłumaczył.

 

Jak zaznaczył, w tym roku mimo niewielkiej liczby startów i już dużego doświadczenia zdobytego na bieżni, znów wiele nauczył się o sobie i swoim organizmie. Przyznał, że ostatecznie przekonał się, iż treningi w wysokich górach nie są dla niego. Dołek formy przyszedł bowiem po zgrupowaniu w Kenii na wysokości 2400 m n.p.m.

 

"Zawsze miałem problem z treningami powyżej 2000 metrów. Po wielu latach znów chciałem jednak tego spróbować, ale okazało się, że jednak nie jest to dla mnie najlepsze. Ludzie mają różne organizmy. Jedni biegacze mogą swobodnie trenować w wysokich górach, a inni mogą to znosić dobrze, ale np. w bardzo wczesnym okresie przygotowań. Dla mnie dobrym terminem byłby może początek listopada" – analizował halowy mistrz świata z Birmingham (2018).

 

Kszczot zaznaczył, że największą naukę można wynieść z własnych niepowodzeń i zamierza z niej skorzystać w najbliższym czasie.

 

"Taki rok uczy refleksji. On był dla mnie dość trudny, ale czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby znów ruszyć z kopyta. Nie mam zamiaru się poddawać i piekielnie mocno przygotowuję się do nowego sezonu. Na razie treningi przebiegają bez żadnych komplikacji i w pełni zdrowia" – zapewnił.

 

Jak dodał, nie zamierza odpuszczać rywalom na bieżni, wśród których na dystansie 800 metrów pojawia się coraz młodych wilczków.

 

"To fajnie, że w mojej konkurencji pojawiają się młodzi zawodnicy lub tacy, którzy odnajdują swoja drogę, jak Patryk Dobek, który tak wiele lat na to czekał. To najlepsza nauka, żeby ciągle szukać i nie poddawać się" – przekonywał podopieczny trenera Piotra Rostkowskiego.

 

Wspomniał, że mimo przekroczenia granicy 30 lat wciąż "pod butem czuje dużą moc" i cały czas stać go na szybkie bieganie.

 

"Ostatnio zastanawiałem się, jaka jest różnica między byciem młodym biegaczem a biegaczem po +30+. I różnica jest tylko jedna - trochę inaczej boli i częściej coś strzyka. Młodsi zawodnicy mają też dużo mniej na głowie, za to więcej czasu, choćby na bezmyślne leżenie. Ja mam już rodzinę i dzieci, ale to najlepsze, co mi się w życiu przytrafiło i nie zamieniłbym tego na nic innego" – podkreślił tata Ignasia i Marianny.

 

Nadchodzący rok w lekkiej atletyce będzie obfitował w aż trzy imprezy mistrzowskie - halowe mistrzostwa świata w Belgradzie, mistrzostwa świata w Eugene, a także mistrzostwa Europy w Monachium. Z każdej z nich w przeszłości Kszczot przywoził medale, ale – jak zaznaczył – obecnie nie nastawia się konkretnie pod jedne zawody.

 

"Każda z tych imprez rządzi się swoimi prawami. Po doświadczeniach z ostatnich lat nie nastawiam się na to, co może mnie czekać, choćby ze względów pandemicznych i różnego rodzaju ograniczeń. Wolę myśleć krótkoterminowo, a więc na razie skupiam się na Belgradzie. Ale przed tym czeka mnie jeszcze kilka mityngów w hali, które dadzą odpowiedź na wiele pytań" – powiedział lekkoatleta łódzkiego RKS.

 

Do nowego sezonu Kszczot przygotowywał się już Jakuszycach i Spale, gdzie korzystał m.in. z hipoksji. To możliwość ćwiczeń przy ograniczonej ilości tlenu, co symuluje trening wysokogórski. Biegacz stał się wielkim fanem tej nowoczesnej formy zajęć. Został nawet partnerem biznesowym projektu Air Zone, czyli urządzeń do hipoksji umożliwiających korzystanie w niemal każdym miejscu z siłowni, biegania na bieżni, jeżdżenia na rowerze i innych zajęć przy ograniczonej ilości tlenu. Jak tłumaczył, dzięki treningowi w hipoksji organizm produkuje więcej czerwonych krwinek, a to podnosi wydolność.

 

"To technologia przyszłości nie tylko w sporcie, ale według badań naukowych również w przypadku chorób cywilizacyjnych, jak cukrzyca, a nawet górnych dróg oddechowych" - nadmienił dwukrotny wicemistrz globu.

Bartłomiej Pawlak, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie