Iwanow: Liga Konferencji? Dla nas i tak okazała się za mocna!

Piłka nożna
Iwanow: Liga Konferencji? Dla nas i tak okazała się za mocna!
Fot. PAP
Raków Częstochowa choć zyskał „sławę” dzięki wyeliminowaniu Rubina Kazań i postawieniu się belgijskiemu Gentowi, to do grupy Conference League jednak się nie dostał.

Gdy UEFA podjęła decyzję o narodzinach nowego europejskiego pucharu zdania na jego temat były podzielone. Niektórzy uważali, że jest to twór kompletnie zbędny i że Ligą Konferencji nikt nie będzie się interesował. Bo już przy poziomie meczów w Champions League i z atencją Ligi Europy różnie bywało. Inni, że to wielka szansa na międzynarodową rywalizację dla średniaków, w tym mistrzów z krajów zajmujących podobne miejsca w rankingu jak Polska.

Tym samym możliwość zbudowania zainteresowania kibiców w tych państwach, którym Liga Mistrzów wydaje się owocem bardzo często nie do zerwania. Dodatek tym bardziej istotny szczególnie tam, gdzie rywalizacja w rodzimej lidze nie przynosi nadmiernie dojmujących doznań.

 

Dla nas miała być to okazja po pierwsze do poprawienia rankingu UEFA. Skoro do dwóch głównych pucharów – mimo ostatniej obecności w LE Lecha Poznań i Legii Warszawa – nie łatwo nam awansować, to Conference League miała być tym miejscem, w którym mieliśmy się odbudować, bo przecież konkurencja w eliminacjach do fazy grupowej miała nie być aż tak wymagająca. Rzeczywistość okazała się jednak inna: dostać się do grupy nie udało się niestety, żadnej naszej ekipie.

 

Pogoń Szczecin, choć z honorem, nie sprostała już pierwszej przeszkodzie w postaci chorwackiego Osijeka. Śląsk Wrocław „wyłożył” się na trzeciej – Hapoelu Beer Szewa, a Raków Częstochowa choć zyskał „sławę” dzięki wyeliminowaniu Rubina Kazań i postawieniu się belgijskiemu Gentowi, to do grupy jednak się nie dostał. Przykry jest także fakt, że poza rywalem zespołu Marka Papszuna do grupy nie wszedł żaden z zespołów, który okazał się za mocny dla pozostałych polskich klubów.

 

Miało być łatwiej, nie było, a wstyd pogłębia świadomość, że w fazie grupowej pokazały się takie „firmy” jak Mura Murska Sobota ze Słowenii, Alaszkert Erywań, Flora Tallin, która w eliminacjach do Ligi Mistrzów postawiła się Legii Warszawa „strasząc” ją 37 letnim Kostią Wassilijewem, czy Lincoln z Gibraltaru. Umówmy się, że poważnie to nie wygląda, że zabrakło tam właśnie nas.

 

A jeszcze zanim nowe rozgrywki nabrały realnego kształtu nasłuchaliśmy się, że nie będzie to wcale tzw. „Puchar Pasztetowej” i będzie można w nim zobaczyć sporo mocnych klubów. Prawda jest taka, że duża część grup nie wzbudzała wielkiego zainteresowania poza krajami i miastami, w których grała. Choć i z tym bywało różnie.

 

Popatrzmy na zestaw grupy A: Maccabi Tel Aviv, Alaszkert Erywań, HJK Helsinki, Linzer ASK. Rekord frekwencji: w Izraelu na meczu z Linzem - 12 200 widzów. Grupa B z Gentem, Partizanem Belgrad, Florą Tallin i Anorthosisem Famagust też niepowalająca. Najwięcej widzów zjawiło się w Belgii podczas wizyty Serbów: 10,5 tysiąca. Tyle samo zgromadził „najlepszy” mecz w grupie z AZ Alkmaar, Randers, CFR Cluj i Jabloncem.

 

„Broniła” się grupa z Romą, która mimo wpadki z Bodo Glimt potrafiła przyciągnąć i ponad 40 tysięcy widzów, choć liczba ta przestaje robić wrażenie wiedząc, że Stadio Olimpico ma 70 tysięcy miejsc. I ta ze Slavią Praga, Feyenoordem Rotterdam i Unionem Berlin. Mocne piłkarskie kraje albo kluby z historią i to już dało wyniki godne zauważenia. Ten sam schemat dotyczył grupy G z Rennes, Vitesse Arnhem i Tottenhamem.

 

Mura ze Słowenii burzyła jednak ten efektowny widok złożony z przedstawicieli lig francuskiej, holenderskiej i angielskiej Premier League, poparty jeszcze renomą zespołu, który regularnie oglądaliśmy do niedawna w Lidze Mistrzów. Ale historia z odwołanym meczem w Londynie z powodu zakażeń w angielskim klubie, przy niemożności znalezienia terminu na jego rozegranie i oddanie Rennes walkowera, które zabrało „Spurs” awans, pokazało dobitnie, że dla „Kogutów” wolne czwartkowe wieczory to przyjemniejsza perspektywa. Oni muszą koncentrować się na powrocie do „poważniejszego” pucharu. Liga Konferencji może cieszyć kogoś tak nieobytego w Europie, jak West Ham.

 

Ktoś kiedyś powiedział, że nawet Liga Mistrzów zaczyna się dopiero na wiosnę, od pierwszych spotkań fazy pucharowej. O „Konferencji” niestety, powiedzieć się tak nie da. Jeżeli najciekawszym spotkaniem 1/16 finału jawi mi się rywalizacja Fenerbahce Stambuł – Slavia Praga albo Midtyjland z PAOK-iem, głównie za sprawą grającego w Grecji Karola Świderskiego, to chyba wiele wyjaśnia.

 

Polskę – poza pasjonatami, a kilkunastu takich znam, „nałogowo” oglądających Feyenoord, Rapid Wiedeń czy zespoły z krajów post-sowieckich – rozgrywki mogą zainteresować tylko wtedy gdy pojawi się w nim nasza drużyna. I to najlepiej nie jedna. Zróbmy to jak najszybciej. UEFA czwartego Europejskiego Pucharu, do którego droga będzie łatwiejsza, dla nas nie stworzy. Nie znaleźć się w tak przeciętnym gronie jak ten w debiutanckim sezonie Conference League to w mojej opinii straszny „obciach”.

Bożydar Iwanow, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie