Iwanow: Gliwice, mamy problem? Jeszcze nie czas na nerwy

Piłka nożna
Iwanow: Gliwice, mamy problem? Jeszcze nie czas na nerwy
Fot. Cyfrasport
Iwanow: Piast Waldemara Fornalika musi wiosną patrzeć się bardziej za plecy, niż przed siebie

Kibice Piasta Gliwice, których - ze względu na olbrzymią konkurencję z klubami z Górnego Śląska o większej historii, nie ma może najwięcej, w ostatnich latach przyzwyczajeni zostali do dobrostanu. A może nawet lekko nim rozpieszczeni. Mistrzostwo w 2019 roku, srebro w sezonie 2015/2016, brąz w rozgrywkach 2019/2020. Do tego w roku 2013, tuż po awansie do Ekstraklasy, czwarta lokata i występ w eliminacjach do Ligi Europy.

Kolejne ważne momenty zapisane zostały już przez Waldemara Fornalika, który po pracy w reprezentacji i rozstaniu z „rozsypanym” w wielu aspektach „swoim” Ruchem Chorzów właśnie w Gliwicach znalazł miejsce na ziemi. Najpierw utrzymał zespół w lidze – wygrywając w ostatniej kolejce mecz „o życie” z Termaliką Bruk-Betem, a potem notując spektakularne wyniki, o których mowa była wyżej. Dziś jednak sytuacja nie jest już tak komfortowa. Nikt nie bije jeszcze na alarm, bo personalna jakość graczy z Okrzei nie ma prawa budzić jakiegokolwiek niepokoju. Wszystko jest poukładane i zabezpieczone. A jednak Piast musi wiosną patrzeć się bardziej za plecy, niż przed siebie.

 

Dwunasta lokata w tabeli po dwudziestu kolejkach nie wygląda oczywiście okazale ale tragicznie też nie. Jednak pamiętając, że w strefie spadkowej jest jeszcze Legia Warszawa, można się spodziewać, że abdykujący mistrz kraju prędzej czy później może dogonić śląską ekipę. Wiadomo też, że zagrożone zespoły wiosną zawsze punktują lepiej niż wcześniej, co podczas minionego weekendu udowodniły już Bruk-Bet, Warta Poznań i Górnik Łęczna, a więc drużyny spisane przez wielu na spadek. I pewnie zrobią to jeszcze niejednokrotnie.

 

ZOBACZ TAKŻE: Robert Gumny zerwał więzadło w stawie skokowym

 

Piast przegrał na inaugurację roku z Pogonią Szczecin i choć wygrywanie na „Tesco Arenie”, jak ironicznie nazywa się gliwicki obiekt, nie jest dla gości codziennością, to można to jeszcze przełknąć – „Portowcy” mają po dwóch dobrych piłkarzy na każdą pozycję i adekwatne do ich potencjału mistrzowskie aspiracje. Jednak znikoma liczba podbramkowych sytuacji, która powtórzyła się podczas pucharowej potyczki z Górnikiem Zabrze, może zacząć spędzać sen powiek Fornalikowi i klubowej wierchuszce. A w niedzielę Piast wybiera się do „twierdzy Płock”, gdzie nikt jeszcze w tym sezonie nie był w stanie dobrać się do skóry tamtejszej Wiśle, która straciła u siebie zaledwie trzy gole. Później wyjazd do Wrocławia, gdzie też lekko przecież nie będzie. Kolejne potknięcie, albo potknięcia, i powietrze nad gliwickim klubem może zrobić się ciężkie. Nie tylko dlatego, że jesteśmy w sezonie grzewczym i to w miejscu, gdzie jednak ciągle „pali” się głównie węglem.

 

Dyrektor sportowy klubu Bogdan Wilk wsparty jednym z udziałowców klubu Zbigniewem Kałużą i prezesem Grzegorzem Bednarskim przyprowadził do klubu zawodników o takiej renomie, że nie powstydziliby się nimi możniejsi w polskiej piłce. Kamil Wilczek, były król strzelców w barwach „Piastunek”, wrócił do byłego klubu po prawie siedmiu latach zagranicą i ponad stu golach w dwóch klubach ze stolicy Danii. Rauno Sappinen strzelał gole w eliminacjach do Ligi Mistrzów, Ligi Europy i Konferencji, w tej ostatniej trafiał także w grupie, robi to również w kadrze Estonii. To, że umie grać w piłkę nikt nie wątpi.

 

Tihomir Kostadinov to też reprezentant i to mocniejszej piłkarsko od ekipy z kraju nad Bałtykiem Macedonii Północnej. Grał na EURO 2020 u boku Eljifa Elmasa z Napoli i Enisa Bardhiego z Levante. Constanin Reiner kształcił się w RB Salzburg i grał w Ried w lidze austriackiej. Michał Kaput to jeden z najlepiej odbierających pomocników ligi i kluczowy zawodnik rewelacyjnego beniaminka z Radomia, z którego stratą ciągle nie może się pogodzić Dariusz Banasik, bo wie jak ważnym on był elementem jego układanki. Jasne, że cierpi i Fornalik – po odejściu Patryka Sokołowskiego – ale „późno dojrzewającego” pomocnika Legii można zrozumieć. Każdy skorzystałby z takiej oferty, nie tylko dlatego, że jest z Warszawy i wraca do miejsca, od którego kiedyś się odbił.

 

W pomocy Piast na pewno został dobrze odbudowany. Do ataku doszły dwie mocne strzelby. Jest blisko dwumetrowy Austriak do rywalizacji w obronie. Są mający na koncie występy w reprezentacji naszych południowych sąsiadów Tomas Huk i Jakub Holoubek. Równą dobrą formę prezentuje ciągle Michał Chrapek, a blasku dodaje też ściągnięty latem Damian Kądzior, który po grze w Dynamie Zagrzeb czy hiszpańskim Eibar skorzystał właśnie z gliwickiej oferty. Wilk, jak na nazwisko przystało, jest drapieżnikiem na rynku transferowym i jego łupy wyglądają na bardzo obfite. Dlaczego na razie ten zestaw nie funkcjonuje jak należy? Martwić się czy jeszcze za wcześnie na troski?

 

Na szczęście w Gliwicach jest spokojnie. Nikt nie wykonuje nerwowych ruchów bo wszyscy doskonale wiedzą, że piłka nożna często wychodzi daleko poza logikę. Drużyna jest zbudowana jak należy, ma doświadczony sztab trenerski i rozsądnych ludzi, którzy zasiadają w gabinetach na pierwszym piętrze. Futbol to proces i być może taki właśnie w tej chwili ma miejsce przy Okrzei. Ten sezon trzeba będzie określić przejściowym. Coś musi się w tej drużynie właściwie poukładać i „skleić”. Wygląda na to, że Piast potrzebuje czasu by wrócić na swoje miejsce. Może też jakiegoś impulsu, zmiany strategii gry, by wykorzystać bardziej te formacje, gdzie atutów jest najwięcej? Środowe pożegnanie z Pucharem Polski nie jest oczywiście niczym przyjemnym, tym bardziej, że stało się to kosztem rywala zza miedzy. Ale skoro w ćwierćfinale czekał Lech Poznań to szanse na powrót do Europy na „skróty” właśnie tą ścieżką nie były przecież największe.

 

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie