Andrzej Person: Kadra nam się zestarzała, a za plecami mistrzów nic nie widać

Zimowe
Andrzej Person: Kadra nam się zestarzała, a za plecami mistrzów nic nie widać
Fot. PAP
Andrzej Person: Kadra nam się zestarzała, a za plecami mistrzów nic nie widać

- Brąz Kubackiego to klamra spinająca 20 lat sukcesów. Nasi najlepsi zawodnicy są w wieku, w którym należy podziękować i zejść ze sceny. Jak w następnych igrzyskach wystartuje dwóch z nich, to będzie sukces. Oby nie było czarnej dziury, oby prawdą okazały się słowa prezesów o zdolnych juniorach czekających na swoją szansę – mówi Andrzej Person.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Dawid Kubacki zdobył brązowy medal na igrzyskach w Pekinie, ale to chyba za mało. Głośno mówi się o dymisji trenera Michala Doleżala po sezonie.


Andrzej Person, ekspert Polsat Sport:: Myślę, że ten brąz Dawida to była klamra spinająca okres wielkich sukcesów w skokach, który zaczął się od Adama Małysza. Opowiem jednak o Kamilu Stochu. Pamiętam, że byłem szefem biura prasowego na zawodach, w których Kamil skakał jako 12-latek. Nieżyjący już Leszek Nadarkiewicz przyszedł do mnie i mówi: chodź, zobaczysz świetnego dzieciaka z Zębu. On wtedy skoczył 128 metrów i zrobił piorunujące wrażenie. Za chwilę wyskoczył Adam, potem Kamil i następni. 20 lat cieszyliśmy się sukcesami. W Pekinie ten rozdział został zamknięty.


Szkoda tylko, że jednym jedynym medalem.


Szkoda, ale i też mieliśmy rozbudzone apetyty przez to, co działo się w poprzednich latach. Takich sukcesów, jak przez ostatnie 20 lat, nasi skoczkowie wcześniej nie odnosili. Pytanie co dalej? Pamiętam, jak Otylia Jędrzejczak i Paweł Korzeniowski zdobywali medale w pływaniu, zachłystywaliśmy się tym, że mamy złoty okres, ale tak nie było. To się skończyło, bo zbudowanie sukcesu na lata nie jest proste. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że my Polacy jesteśmy mistrzami w psuciu. Warto wziąć przykład z Anglików, którzy na igrzyskach w Atlancie zdobyli jeden medal w kolarstwie torowym, z kolejnych przywozili worki.


Brąz Kubackiego, to nie worek, więc rozgoryczeniu trudno się dziwić.


Oddajmy jednak tej ekipie za całokształt. Czapki z głów przed wszystkimi, od działaczy po trenerów. Pochwalę nawet tak krytykowanego Łukasza Kruczka, który na igrzyskach w Soczi był trenerem podwójnie złotego Stocha, a teraz oberwało mu się za słabe skoki kobiet. Zapominamy, że przespaliśmy ponad 20 lat. Już na igrzyskach w Nagano mówiło się, że skoki kobiet będą się rozwijać. Inne nacje, jak Niemcy czy Austriacy wzięły to pod uwagę. My nie.


Dlatego w Pekinie nasze skakały na pograniczu wstydu?


Żal mi tych dziewczyn, bo raz, jak powiedziałem, od Nagano spaliśmy, a dwa, to mamy problem z trenerami w ogóle. Z ich fachowością. W Ameryce funkcjonuje nie tylko model student-zawodnik, ale i student-trener. Nie trzeba być piłkarzem, grać w Champions League, żeby być dobrym szkoleniowcem. To nie jest może najlepszy przykład, ale zobaczmy, kto prowadzi konstelację gwiazd Bayernu Monachium. To Julian Nagelsman, który nie był piłkarzem wybitnym i grał bardzo krótko. Piłkarz mający na koncie bogatą karierę nie zdąży po zakończeniu tejże kariery nauczyć się fachu. My powinniśmy coś z tym zrobić, bo brakuje nam kadr. Także w skokach.


Do kadry seniorów kogoś z pewnością znajdziemy. Mówi się, że to może być Mika Kojonkoski.


Świetne nazwisko, fachowiec, choć też nie zawsze mu się wszystko udaje.


Swoją drogą, tak uważam, mniejszym problemem jest wybór nowego trenera, a większym to, że kadra nam się mocno zestarzała.


Też to widzę. Dlatego wcześniej pytałem, co dalej? Oglądamy się za siebie i tam za dużo nie widać. Prezes mówi, że są juniorzy, że zdolni nastolatkowie i daj Boże, żeby z tej mąki był chleb, bo inaczej w Cortinie nie będzie dobrze. Jak z czwórki z Pekinu dwóch wystartuje w następnych igrzyskach, to będzie sukces. Wiem, przypadek Fettnera czy innych grubo po trzydziestce pokazuje, że w tym wieku zdarza się sukces. Na ogół jest to jednak wiek, w którym należy się podziękowanie i zejście ze sceny.

 

I to nie jest dobra wiadomość dla polskich skoków.


Nie jest. Ja na początku podałem przykład 12-letniego Stocha, żeby pokazać, jak taki proces trwa. Bo nawet jeśli jacyś juniorzy są, to przecież nie wiemy, czy oni zastąpią w szybkich czasie naszych mistrzów. Myślę, że nawet najwięksi znawcy tego nie wiedzą. My kochamy skoki i nie chcemy czarnej dziury. Chcemy nowej, mocnej czwórki. Mamy ten problem, że inni zorientowali się, że też można medale w skokach zdobywać. Urosła nam konkurencja. Skacze nawet Turek, a Rosjanie wypadli w Pekinie lepiej od nas. My mówimy, że Kanada zdobyła medal w mikście przypadkowo, ale fart jest w sporcie potrzebny. My też go mieliśmy. Poza wszystkim nie uważam, że Kanada zdobyła coś przez przypadek. Inne nacje zauważyły, jak Anglicy w kolarstwie, że w skokach można coś dobrego zrobić.


Maluje pan czarną wizję.


Aż tak to nie. Mamy obiekty, na których można trenować. Mamy ogromne zainteresowanie skokami, bo nawet mimo pandemii publika dopisuje. Teraz pytanie, co z personaliami. Czy Adam Małysz zostanie prezesem? On jest wielkim znawcą skoków, znaną osobistością. Liczymy na Małysza, to byłby dobry krok.


A dalej?


Dalej trzeba postawić na właściwych ludzi. Ja mam to szczęście, że nie muszę mówić, czy Doleżal jest idealnym kandydatem na trenera. Mam wrażenie, że Horngacher, jego poprzednik, dał mu rozpęd, a Doleżal nie do końca to dźwignął. Choć z Pekinu wraca z tarczą, bo ten jeden medal nam wpadł.


I tylko Stocha żal.


Strasznie mi go szkoda. On jest zjawiskiem, najwybitniejszym skoczkiem w historii Polski. Zdobywając medal w Pekinie, mógł to wszystko pięknie zwieńczyć. Walczył, zajmował dobre miejsca, ale na podium zabrakło. To jak to przeżył, też pokazuje, jakiej to klasy sportowiec.


Stoch to największy polski pechowiec w Pekinie obok Natalii Maliszewskiej.


Tak. Ona jechała z nadziejami, ale w jej przypadku sport przykryły bezduszne przepisy. Na pocieszenie można powiedzieć, że nie była jedyną, że wielu innych też ucierpiało przez koronawirusowe regulacje. Swoją drogą, to igrzyska w Pekinie nie zapadną w pamięci, jako wybitna impreza. 90 procent zawodników już w trakcie mówiło, że chce stamtąd jak najprędzej uciekać. No i jeszcze ta historia Kamiły Walijewej. Ja jestem gigantycznym przeciwnikiem dopingu. Zawodnicy tłumaczą, że wypili coś ze szklanki dziadka, a jedna zawodniczek opowiadał kiedyś, że to przez seks oralny. Fantazja ludzka nie zna granic. Historia jednak pokazuje, że 99,9 procent przypadków wykrycia niedozwolonych środków, to jest nic innego, jak twardy doping. Bo sport ma także swoją ciemną stronę. I nie chodzi wyłącznie o wspomaganie. Chińczycy, gospodarze igrzysk, fałszowali kiedyś metryki zawodniczek, żeby mogły one startować na igrzyskach.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie