Zieliński: Czy ktoś wierzy, że koksują się głównie Rosjanie, a inni są czyści?

Zimowe
Zieliński: Czy ktoś wierzy, że koksują się głównie Rosjanie, a inni są czyści?
fot. PAP
W Pekinie pierwszy złoty medal wywalczyła Therese Johaug, norweska biegaczka narciarska, dyskwalifikowana w przeszłości na 18 miesięcy za stosowanie clostebolu.

Zawodnicy z napiętnowanej Rosji tylko pod flagą olimpijską, wielki szum medialny wokół złapanej na dopingu łyżwiarki figurowej Kamiły Walijewej. Sportowe potwory tylko z Rosji i kryształowa reszta? Przypomnijmy sobie wieloletnich patologicznych koksowiczów Lance’a Armstronga, Marion Jones, Bena Johnsona i innych. Zastanówmy się nad triumfem w klasyfikacji medalowej igrzysk astmatyków z Norwegii.

Czy herosi futbolu i tenisa są czyści? Sport stał się wielomiliardowym biznesem i nikomu już nie zależy, by walczyć z dopingiem i ucinać głowę kurze znoszącej złote jaja.

 

ZOBACZ TAKŻE: Finlandia świętuje historyczne złoto w hokeju 

 

Wybitny polski pięściarz Jerzy Kulej wylansował słynne powiedzonko, że nie bokserów odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni, które później Jan Tomaszewski zaadoptował dla piłki nożnej, mówiąc: nie ma obronionych rzutów karnych, są tylko źle strzelone. Przenosząc to na kwestię dopingu - nie ma na najwyższym poziomie czystych sportowców, są tylko tacy, których nikt nie złapał, albo nie chciał złapać.

 

To trochę tak jak z korupcją w polskim futbolu. Przez 40 lat nie było zupełnie czystych sędziów, piłkarzy, działaczy, trenerów, tylko tacy, przeciwko którym prokuratura nie prowadziła dochodzeń, nigdy ich nie skontrolowano. Ci od korupcji w polskim futbolu nie znaleźli swojego Piotra Dziurowicza, który opowiedziałby o ich grzeszkach, a ci od dopingu w sporcie nie trafili na swojego Tylera Hamiltona, który zdecydował się ujawnić dopingowy proceder swojego kolegi z drużyny Lance’a Armstronga i strącił go z piedestału kolarza wszech czasów, przemianowując na sportowego oszusta wszech czasów.

 

Armstrong zawsze miał czyste próbki

 

A przecież Armstrong w czasie swojej kariery był kilkaset razy poddawany badaniom antydopingowym i nigdy nie wpadł, jego próbki były czyste. Dzięki supernowoczesnym metodom maskowania dopingu oraz przekupnym kontrolerom i szefom różnych ważnych organizacji. Dopiero zeznania świadków, współpracowników z teamu, śledztwo z udziałem FBI, sprawiły, że Armstrongowi udowodniono stosowanie dopingu i pozbawiono go tytułów.

 

Skruchy jednak w nim nie było. Amerykanin był na tyle obłudny, że potrafił jeszcze w trakcie kariery atakować i oskarżać o doping innych zawodników, a nawet na nich donosić. Zastraszał swoich oponentów. Nękał też procesami dziennikarza „Timesa” Davida Walsha, który niemal od początku zarzucał mu stosowanie dopingu.

 

Kto jednak tak naprawdę wie, ilu takich Armstrongów, fenomenów sportu, a tak naprawdę dopingowych oszustów, mieliśmy we wszystkich dyscyplinach? Prawda sprawiłaby, że zapewne nie jedno wielkie nazwisko, spadłoby z panteonu z hukiem na ziemię. Tak naprawdę Armstrong – choć dopingowy przestępca - jest trochę w stosunku do nich poszkodowany. Bo znaleźli się ludzie, którzy na niego donieśli i z determinacją walczyli o prawdę, a inne gwiazdy na takie osoby nie trafiły i potrafiły ukryć niedozwolone wspomaganie.

 

Oszuści kryją się za plecami innych

 

I znów jest tu trochę podobnie jak z korupcją w polskiej piłce. Janusz Wójcik, Dariusz Wdowczyk, Łukasz Piszczek, czy Andrzej Woźniak to osoby z głośnymi nazwiskami, które zostały skazane prawomocnymi wyrokami sądu za udział w ustawianiu meczów, zostały napiętnowane przez media i kibiców, stały się czarnymi owcami środowiska. Jednak oprócz niewątpliwej winy i tego, że zbłądziły, to na tle środowiska, są to osoby niesprawiedliwie potraktowane.

 

Wiele bowiem osób w polskiej piłce miało tyle samo, albo więcej za uszami, ale mieli to szczęście, że nikt przeciwko nim nie zeznawał, a wrocławska prokuratura miał i tak za dużo roboty i akurat meczami ich klubów się nie zainteresowała. Dziś te osoby pokazują się dumnie w telewizji i udają niewiniątka, chowając się za plecami tych przyłapanych.

 

I tu znów można dostrzec pewną analogię. Sportowy świata w kwestii dopingu trochę chowa się za plecy Rosjan, którzy stali się dyżurnym chłopcem do bicia. Najczęściej w ostatnich latach sportowcy z tego kraju wpadają na dopingu. Na igrzyskach i innych ważnych zawodach widzimy nie oficjalną reprezentację Rosji, tylko sportowców z tego kraju pod flagą olimpijską. W Pekinie ujawniono tylko dwa przypadki pozytywnych testów dopingowych i najgłośniej było oczywiście o rosyjskiej łyżwiarce figurowej Kamile Walijewej. 15-letnia dziewczynka, która tak naprawdę jest marionetką w rękach swoich mocodawców.

 

Siermiężni Rosjanie na specjalnych prawach

 

Oczywiście Rosjanie to jedni z liderów dopingowego kręgu zła, mają mnóstwo na sumieniu. Doping w tym kraju przez dziesięciolecia był systemowy, podobnie jak w NRD, Chinach czy USA i wydaje się, że nasi wschodni sąsiedzi z tego nie zrezygnowali. Trzeba ich jak najbardziej za to potępiać i tam gdzie trzeba, gdzie są dowody, ostro karać.

 

Jednak przy tym wszystkim nie możemy dać się zwariować i wmówić sobie, że teraz tylko, albo głównie, Rosjanie są źli i się koksują, a reszta świata jest dobra i czysta, a trochę w takim fałszywym kierunku to momentami zmierza. Wydaje się, że Rosjanie robią to w bardziej bezczelny i siermiężny sposób, idą po całości, gorzej się zabezpieczają i maskują, może też odstają medycznie i technologicznie od Zachodu, stąd częściej wpadają. Są też chyba częściej i bardziej skrupulatnie kontrolowani.

 

Sytuacja międzynarodowa, agresywna postawa Rosji Putina wobec Ukrainy i innych państw ościennych, brak politycznych zasad i etyki, też nie sprzyja sympatii wobec rosyjskich sportowców i sprawia, że podejrzenia wobec nich są większe niż wobec innych nacji. Trudno też zaakceptować takie postawy i twierdzenia jak w przypadku Walijewej, która – jak obwieścił Dmitrij Swiszczow, przewodniczący Komisji Kultury Fizycznej i Sportu Dumy Państwowej – zostanie nominowana w Rosji do nagrody państwowej jako bohaterka igrzysk. Trudno nie odnieść wrażenia, że jest to ze strony rosyjskich władz świadoma kpina i prowokacja.

 

Narciarski szpital astmatyków

 

Odchodząc jednak od rosyjskich demonów, trudno też pogodzić się z funkcjonującym od dekad norweskim szpitalem polowym na nartach, który oblegają dziesiątki astmatyczek i astmatyków. Dzięki temu iż zapadli zbiorowo na tę chorobę, mają zgodę na używanie zakazanych substancji. Norwegia znów zdystansowała cały świat w klasyfikacji medalowej zimowych igrzysk.

 

W Pekinie pierwszy złoty medal wywalczyła Therese Johaug, norweska biegaczka narciarska, dyskwalifikowana w przeszłości na 18 miesięcy za stosowanie clostebolu, sterydu o działaniu anabolicznym, w wyniku czego nie mogła wystartować w poprzednich igrzyskach w Pjongczangu w 2018 roku.

 

"Jak wspaniale! Pierwszy złoty medal igrzysk olimpijskich w Pekinie zdobyła zawodniczka skazana za dopingowe oszustwo" – sarkastycznie napisał w mediach społecznościowych Duncan Mackay z portalu insidethegames.biz.

 

Bóg może mniej od norweskiego lekarza?

 

Wątpliwości co do Johaug mają też jej koledzy z olimpijskiej kadry Norwegii. Po przyznaniu Johaug tytułu najlepszego sportowca roku 2021 w Norwegii, ostre ataki na nią przypuścili norwescy skoczkowie narciarscy, którzy uważali, że bardziej na to zasłużył zdobywca Pucharu Świata Halvor Egner Granerud. Jego kolega Johann Andre Forfang mocno zaatakował Johaug: – Nagroda trafiła do sportsmenki, która w przeszłości została skazana za doping, a dodatkowo startuje w niszowej dyscyplinie sportu.

 

Rozumiem, że w tym cyklu olimpijskim Pani Johaug wspomagała się już tylko minerałami i witaminami i bez udziału sterydów czy EPO potrafiła w wieku 34 lat dojść do tak wysokiej formy. Podobnie jak wszyscy norwescy biegacze, z astmą czy bez.

 

Pamiętamy też dobrze niesamowitą Marit Bjoergen i jej słynne pojedynki z naszą Justyną Kowalczyk. Świat kiedyś obiegło zdjęcie odkrytych ramion i bicepsów Bjoergen, która wyglądała z wyrzeźbionymi potężnymi mięśniami jak wysokiej klasy kulturysta. – Takich mięśni nie można otrzymać od Boga, ale można je dostać od norweskiego lekarza – ostro powiedział o Bjoergen były trener reprezentacji Finlandii w biegach Kari-Pekka Kyro.

 

Marion Jones – z piedestału do więzienia

 

Taki festiwal obłudy i oszustw jak w przypadku Rosjan, Armstronga, czy norweskich biegaczek, trwa od lat. I głównie chodzi w nim o to, kto potrafi skutecznie zamaskować doping, a kto da się złapać. Przez wiele lat nie zaliczyła wpadki uznawana za fenomen w biegach sprinterskich, słynna Marion Jones. Po latach straciła jednak całą kolekcję medali olimpijskich (5 z igrzysk w Sydney w 2000 roku) i mistrzostw świata, gdy jej próbki zostały przebadane nowocześniejszymi metodami i okazało się, że systematycznie stosowała ona niedozwolone środki. Jones przyznała się trochę za późno do stosowania dopingu. Wcześniej skłamała w sądzie pod przysięgą, że nigdy nie przyjmowała sterydów i została za to skazana na pół roku więzienia. Padła kolejna legenda i ikona sportu.

 

Marion Jones była najsłynniejszą i największą ofiarą w aferze związanej z firmą Balco, której szef Victor Conte dostarczał niedozwolone środki wielu sportowcom, głównie amerykańskim lekkoatletom. Wśród nich był Tim Montgomery, były rekordzista świata w biegu na 100 m, a prywatnie… ojciec dziecka Marion Jones i jej życiowy partner. Gdy konszachty z Conte wyszły na jaw i Montgomery przyznał się do stosowania niedozwolonych środków, odebrano mu rekordy świata i złoty medal olimpijski z Sydney w sztafecie 4x100 m. Oboje skończyli fatalnie. Jones zbankrutowała, a Montgomery odsiedział 9-letni wyrok za fałszowanie czeków i handel narkotykami.

 

Wokół sprinterów z USA i generalnie z Ameryki Północnej i Środkowej, smrodek ciągnie się od dawna. Jamajczyków trzeba jedynie wykluczyć z kręgu podejrzeń, bo przecież ogłosili, że za ich fenomenalną szybkość odpowiedzialny jest jeden z genów, występujących na świecie tylko w ich regionie, a do tego specyficzna dieta oparta na przyprawach korzennych z Jamajki. Znakomite poczucie humoru.

 

Zły Ben Johnson i „czysty” Carl Lewis

 

Najbardziej chyba spektakularna w dziejach sportu, pierwsza tak głośna, dotycząca wybitnego zawodnika, wpadka dopingowa, dotyczyła oczywiście Bena Johnsona. Cały świat emocjonował się pojedynkiem dwóch gladiatorów bieżni. Kanadyjczyk Johnson uchodził z tego złego (i mniej utalentowanego, a bazującego na sile i podejrzanych środkach), a Amerykanin Carl Lewis za dobrego chłopca o cudownym, naturalnym talencie (jakim oczywiście był, ale to nie wystarczało).

 

W finale gigantów na igrzyskach w Seulu 24 września 1988 roku Johnson pokonał Lewisa i ustanowił niesamowity rekord świata na setkę – 9,79 s. Świat był w jeszcze większym szoku, gdy trzy dni później gruchnęła wieść, że Johnsona przyłapano na dopingu, wykryto w jego organizmie steryd anaboliczny - stanozolol. Odebrano mu rekord świata i złoty medal olimpijski. Później jeszcze dwa razy wracał, nie biegał już tak szybko i wpadał na koksie, ostatecznie został dożywotnio zdyskwalifikowany.

 

Paradoks i ironia losu tego finału polegały na tym, że jedynie Johnson stał się kozłem ofiarnym, a badania po latach wykazały, że sześciu z ośmiu startujących w tym finale biegaczy było na dopingu, w tym Carl Lewis. Dopiero w 2003 dr Wade Exum, były szef kontroli antydopingowej Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego, ujawnił dokumenty, z których wynikało, że Lewis miał podczas igrzysk w Seulu miał pozytywny wynik kontroli dopingowej. I nie była to jego jedyna wpadka w karierze. Po latach nie można już było odebrać Lewisowi medali, nie było dostępu do pobranych od niego próbek.

 

Świat nie jest sprawiedliwy, a zwłaszcza świata sportu i dopingu. W tabelach nadal jako złoty medalista olimpijski figuruje „czysty” Carl Lewis, a największym dopingowiczem w historii sportu pozostaje Ben Johnson. Choć chyba trzeba przyznać, że jednak w XXI wieku z tego niechlubnego tronu strącił go Lance Armstrong.

 

Kto nie bierze? Trenerzy i sędziowie

 

Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Obawiam się, że wiele ikon sportu w wielu dyscyplinach, nie mogłoby po ten kamień sięgnąć. To arcytrudna świadomość dla ludzi kochających sport. Czy można tych zawodników do końca podziwiać, poważnie traktować wyniki wielkich imprez, stawiać ich za wzór dzieciom? Ilu tych idoli z plakatów nad łóżkami udaje, że są czyści, a tak naprawdę są Armstrongami i Lewisami. Dlatego emocjonując się wielkimi wydarzeniami, dobrze jest też mieć zdrowy dystans do tych rekordów i herosów sportowych aren….

 

Czy podczas wielkich imprez w kolarskim peletonie, w biegach narciarskich, albo na pomoście w podnoszeniu ciężarów są jeszcze uczestnicy, którzy nie brali dopingu? Tak. Trenerzy i sędziowie, choć też pewnie nie wszyscy. W najlepszym przypadku jeszcze ci co przyjeżdżają albo przybiegają kilkanaście minut za czołówką.

 

NRD, czyli Heidi Krieger została Andreasem Kriegerem

 

Oszukiwanie rywali i kibiców, etyka, uczciwość to jedna strona medalu, ale proceder dopingu miał dużo straszniejsze skutki. W NRD niedozwolone środki były podawane już małym dzieciom (podobnie w ZSRR czy Chinach, gdzie zmuszano też nastolatków do katorżniczej pracy). W wielu przypadkach zakończyło się to śmiercią. Wiele sportsmenek miało po tym wszystkim zaburzenia hormonalne, nie tylko rosły im wąsy, ale nie mogły urodzić dzieci. Zakończyło to się głośnymi procesami sądowymi, wytoczonymi po latach przez sportowców niemieckim działaczom i lekarzom.

 

Najgłośniejszy był przypadek Heidi Krieger, która była w latach 80-tych mistrzynią Europy w pchnięciu kulą. Od dzieciństwa była poddawana w NRD kuracjom sterydowym, podawano jej testosteron, który mocno zwiększał jej masę mięśniową, siłę i szybkość regeneracji. W narodowym programie dopingowym, finansowanym przez państwo, kierowanym przez ministra sportu Manfreda Ewalda, Heidi była opisana jako „sportsmenka nr 54”. Trochę taki przypadek jak z 15-letnią Walijewą, bo czy ona ma wpływ na to, co jej podają?

 

Heidi zakończyła karierę w wieku zaledwie 24 lat, jej organizm był zdeformowany i wyniszczony. Próbowała, na szczęście bezskutecznie, popełnić samobójstwo. W 1997 roku Heidi Krieger zmieniła się w Andreasa Kriegera. Zmieniła płeć, operacyjnie usunięto jej piersi i wcześniejsze narządy płciowe. Matka i rodzina się od niej/niego odwrócili. W 2002 roku Andreas Krieger został mężem Ute Krause, byłej pływaczki, również skrzywdzonej przez niemiecki system dopingowy.

 

Metamorfoza i kosmiczny rekord Flo-Jo

 

Chyba takim największym ostrzeżeniem dla sportowego świata, by się w tym dopingowym pędzie zatrzymać i nie stoczyć w przepaść, były tragiczne losy Florence Griffith-Joyner i Marco Pantaniego. Ich śmierć jednak niewiele zmieniła. W przypadku sprinterki nigdy nie udowodniono, że jej śmierć nastąpiła w wyniku stosowania środków dopingujących, ale trudno nie mieć wątpliwości.

 

Flo-Jo jeszcze podczas igrzysk w 1984 roku w Los Angeles była delikatnie zbudowaną piękną dziewczyną, której daleko było jednak do podium w biegu na 100 m. Cztery lata później w Seulu zobaczyliśmy zupełnie inną Florence. Drapieżną, muskularną, zbudowaną niemal jak kulturystka. Ustanowiła wówczas kosmiczny, do dziś niepobity rekord świata na setkę – 10,49 s. To był niewiarygodny rezultat. Nawet obecnie w Polsce niewielu mężczyzn biega szybciej na tym dystansie. Epilog był jednak tragiczny. 10 lat później po igrzyskach w Seulu, Flo-Jo zmarła nagle podczas snu. Przyczyną śmierci był atak padaczki, w wyniku którego udusiła się. Miała zaledwie 39 lat.

 

Tajemnicza śmierć Pantaniego

 

Marco Pantani, gdyby żył, miałby dziś 52 lata. Był ikoną włoskiego sportu. Legendarny włoski kolarz zmarł w 2004 roku po przedawkowaniu kokainy. Znaleziono go w pokoju hotelowym w Rimini. Były też sugestie, że tak wielkie ilości narkotyku zostały mu podane przez osoby trzecie. Wcześniej Pantani dwukrotnie został złapany na stosowaniu środków dopingujących. W 1998 roku „Pirat” dokonał niebywałego wyczynu – wygrał w jednym roku Giro d’Italia i Tour de France, ale rok później został wykluczony z Giro dzień przed jego zakończeniem. Prowadził z ogromną przewagą, ale w jego organizmie wykryto niedozwolone substancje, w tym przekroczony próg EPO.

 

W 2001 roku po jednym z nalotów karabinierów na kolarski peleton, ponownie wpadł na dopingu i został zdyskwalifikowany, a włoskim władzom kolarskim zarzucał oszustwo i spisek. Próbował bezskutecznie wrócić na szczyt. W 2003 roku przeżył załamanie nerwowe i trafił do kliniki psychiatrycznej, po tym jak odmówiono mu prawa startu w Tour de France. Rok później już nie żył. Zmarł w wieku 34 lat.

 

Przeciętny kibic doping w sporcie kojarzy głównie z dyscyplinami siłowymi i wytrzymałościowymi – kolarstwem, podnoszeniem ciężarów, biegami narciarskimi, także ze sprintami w lekkoatletyce. Wiele jednak doniesień wskazuje, że powinniśmy z dystansem spojrzeć też na gwiazdy najpopularniejszych dyscyplin – piłki nożnej, czy tenisa, w których teoretycznie technika, taktyka, umiejętności, są ważniejsze od cech motorycznych, chociaż te też są bardzo ważne, zwłaszcza obecnie, gdy szybkość i tempo rozgrywania akcji, siła uderzeń, są na niesamowicie wyśrubowanym poziomie.

 

Tropy prowadzą do gigantów futbolu

 

Jeden z najgłośniejszych dopingowych skandali, związany jest z hiszpańskim lekarzem Eufemiano Fuentesem. „Doktor Doping” był głównym bohaterem „Operacji Puerto”. W 2006 roku hiszpańska policja zrobiła nocny nalot na jego dom i laboratorium. Znalazła tam aparaturę do nasycania krwi tlenem, ponad 200 woreczków z krwią, ponad 100 różnych leków, w tym sterydy i EPO, a także notatki z zaszyfrowanymi nazwiskami 58 klientów ze świata sportu. Fuentes po długoletnim procesie został skazany na rok więzienia.

 

Na liście sportowców, którzy korzystali z usług Fuentesa, byli na pewno kolarze, w tym prawdziwe asy, jak Ivan Basso, Jan Ullrich, Alejandro Valverde, czy Tyler Hamilton, z których większość została zdyskwalifikowana. Cień podejrzeń padł też na słynnego Alberto Contadora. W czasie procesu okazało się jednak, że na liście klientów hiszpańskiego doktora byli również piłkarze, tenisiści, bokserzy, lekkoatleci, czy wioślarze. Sam Fuentes powiedział nawet, że kolarze stanowili tylko 30 procent jego dopingowych klientów. Zapiski w notesie doktora prowadziły do tak wielkich klubów jak Real Madryt i Barcelona, a także do Valencii i Betisu Sewilla.

 

Sędzia nakazała zniszczyć próbki z krwią

 

Dziennikarz "Le Monde" Stephane Mandard zarzekał się, że gdy rozmawiał z lekarzem, ten pokazał mu rozpisane plany dla piłkarzy Barcelony i Betisu, a w nich nazwiska i informacje, co i kiedy brać. Oficjalnie wiadomo również, że klub z Katalonii dwukrotnie oferował Fuentesowi stałą pracę (w 1996 i 2002 r.), ale wybrał wtedy oferty grup kolarskich. Oficjalnie oferty nie przyjął, pracował jednak z piłkarzami w Elche i Las Palmas.

 

Szczegółów i dowodów odnośnie futbolu nie poznaliśmy, bowiem proces dotyczył tylko kolarstwa, nie chciano badać wszystkich skonfiskowanych próbek krwi i ustalać od kogo były pobrane. Co więcej, prowadząca proces Fuentesa sędzia Julia Santamaria nakazała… zniszczyć pojemniki z krwią i wszelkie dowody w tej sprawie, choć Światowa Agencja Antydopingowa (WADA), Włoski Komitet Olimpijski oraz Międzynarodowa Unia Kolarska złożyły wniosek o upublicznienie i przebadanie próbek.

 

Złożono odwołanie od tej decyzji Pani Santamarii i w 2016 roku sąd apelacyjny w Madrycie cofnął decyzję o zniszczeniu próbek. Do dziś jednak nie ustalono od kogo zostały pobrane i czy są wśród nich gwiazdorzy dwóch największych hiszpańskich klubów i pewnie nikt już tego badał nie będzie i wygrzebywał trupa z szafy.

 

Fuentesowi grożono śmiercią

 

Fuentes mówił w wywiadach, że obawia się o swoje życie, bo w trakcie trwania procesu, trzykrotnie grożono mu śmiercią (a także jego rodzinie), jeżeli poda jakieś informacje na temat osób spoza kolarstwa, którym podawał środki dopingujące. Groźby te miały pochodzić ze światka futbolowego. Hiszpanie mogą mieć sporo do ukrycia, nie tylko w piłce nożnej.

 

Oliwy do ognia dolała żona Fuentesa Cristiana Perez: - Jeśli zdecyduję się ujawnić, to co wiem na temat przygotowań hiszpańskich sportowców do igrzysk w Barcelonie w 1992 roku, to mogę otworzyć prawdziwą puszkę Pandory – oświadczyła tajemniczo Perez, która zdobyła brązowy medal w sztafecie 4x400 m na tych igrzyskach, więc wiedziała co mówi, zwłaszcza będąc żoną „Doktora Doping”.

 

Hiszpanie odnieśli na igrzyskach w Barcelonie duży sukces, zdobywając 22 medale, w tym 12 złotych. Jest to szczególnie zadziwiające w kontekście tego, że cztery lata wcześniej na igrzyskach w Seulu Hiszpania zdobyła… zaledwie cztery medale. Skąd tak niebywały postęp? Czy tylko dlatego, że ściany pomagają gospodarzom?

 

Po co badać próbki B

 

My też mieliśmy przy okazji igrzysk w Barcelonie swoją pamiętną aferę dopingową. Próbki A, pobrane podczas przygotowań do igrzysk od trzech piłkarzy kadry olimpijskiej Janusza Wójcika (Aleksander Kłak, Dariusz Koseła, Piotr Świerczewski) dały wynik pozytywny, mieli podwyższony poziom testosteronu (wyniki czterech innych zawodników były na granicy).

 

Na szczęście dla naszych futbolistów, zastosowano „nowatorską” metodę. Nie zbadano próbek B, jak stanowią przepisy, ale od zawodników drugi raz pobrano krew. Wynik drugiego testu był już oczywiście negatywny, a poziom testosteronu spadł im niemal do zera. Kadra Wójcika zdobyła na igrzyskach w Barcelonie srebrny medal (2:3 w finale na Camp Nou po heroicznym boju z Hiszpanią) i grała piękną piłkę, jakiej od tamtej pory nie grała żadna nasza reprezentacja.

 

Zidane potrzebował tlenu

 

Wiele plotek było na temat tajemniczych wyjazdów Zinedine’a Zidane’a z obozu reprezentacji Francji podczas zwycięskich dla Trójkolorowych mistrzostw świata w 1998 roku. Miał podobno odwiedzać Szwajcarię, podziwiać piękne widoki w tym kraju i korzystać z walorów uzdrowiskowych. Francuski gwiazdor muzyki Johnny Hallyday opowiadał, że pacjentem tej samej co on kliniki stosującej niedozwolone w sporcie namioty tlenowe, służące dotlenieniu krwi, był właśnie Zidane.

 

- Zinedine Zidane potwierdził, że przeszedł transfuzję krwi w Szwajcarii, w celu zregenerowania organizmu. Mam nadzieję, że doktor Eufemiano Fuentes któregoś dnia wszystko wyzna – powiedział przed laty hiszpański kolarz Oscar Pereiro Sio, zwycięzca Tour de France, który także był łapany na stosowaniu niedozwolonych środków, ale przedstawił zaświadczenie, że… jest astmatykiem i uszło mu to na sucho.

 

Sponsorzy „oczyścili” włoski futbol z dopingu

 

Na początku XXI wieku za kwestię dopingu w piłce nożnej zabrali się Włosi. Wówczas na stosowaniu nandrolonu wpadli m.in. słynny trener Barcelony i Manchesteru City Pep Guardiola, grający wówczas w Brescii, a także Jaap Stam, Edgar Davids, Fernando Couto, a w Hiszpanii grający w Barcelonie Frank de Boer.

 

Wiele były też oskarżeń i przecieków na temat wspomagania piłkarzy Juventusu Turyn, przez wiele lat było prowadzone śledztwo w tej sprawie, ale sprawie ukręcono łeb. Afery dopingowe sprawiły, że z włoskiego futbolu, podobnie jak wcześniej z kolarstwa, zaczęli się wycofywać możni sponsorzy. W efekcie, od tego momentu, praktycznie nikt ze znanych zawodników już na dopingu nie był łapany, a sponsorzy wrócili. Futbol we Włoszech oficjalnie stał się czysty.

 

Bez litości dla Szarapowej

 

Podobnie jest w większości dyscyplin. One przynoszą co roku miliardy dolarów dochodu i nikt nie może sobie pozwolić na skandale dopingowe. Jeden z trenerów, który przez lata prowadził zawodniczki w światowych turniejach, wyznał kiedyś mojemu koledze w przypływie szczerości, że jeśli ktoś z czołowych tenisistek albo tenisistów ma pozytywną próbkę, jest podejrzenie, że stosuje doping i nie potrafi tego zamaskować – jest proszony o tymczasowe wycofanie się na pewien czas z turniejów i doprowadzenie swojego organizmu do porządku, a nawet w skrajnych przypadkach o zakończenie kariery. Oczywiście bez ujawnienia tych faktów publicznie, by nie psuć wizerunku dyscypliny i biznesu, bo nikomu to nie jest potrzebne, zwłaszcza organizatorom i sponsorom. A już szczególnie chodzi o to, by nie wpadały wielkie gwiazdy tenisa.

 

Najbardziej znaną z tenisistek, które zostały zawieszone za doping, była oczywiście Rosjanka Maria Szarapowa, która musiała pauzować 15 miesięcy. U niej, jak i u wielu innych rosyjskich sportowców w tym okresie, wykryto w 2016 roku meldonium, środek ułatwiający regenerację po wysiłku. Szarapowa widać swojej szansy na oczyszczenie się, nie dostała. Czyżby ze względu na politykę i paszport? Wśród ukaranych tenisistów znaleźli się też w ostatnich dziesięcioleciach Marin Cilić, Viktor Troicki, Nicolas Escude, Mariano Puerta, Guillermo Coria.

 

Tajemnicze zniknięcia Nadala

 

Najwięcej podejrzeń było jednak zawsze wokół muskularnego i niebywale wytrzymałego herosa tenisa Rafaela Nadala, którego nazwisko miało pojawiać się też w słynnym notesie doktora Fuentesa. Nawet francuska minister sportu pozwoliła sobie kiedyś na sugestię, że Hiszpan stosuje środki dopingujące.

 

Dowodzono, że Nadal – kiedy jest zmęczony fizycznie, często znika na wiele miesięcy pod pretekstem kontuzji, a później wraca na korty i fruwa po nich niczym nowonarodzony. Słynna była też konferencja prasowa po jednym z meczów, kiedy osunął się nagle pod stół. Twierdził, że złapał go skurcz mięśnia.

 

Nadal został nawet bohaterem telewizyjnego skeczu, we francuskim programie satyrycznym „Les Guignols”. Hiszpan przyjeżdża w nim na stację benzynową, po czym kupuje butelkę wody, sika do baku i odjeżdża z piskiem opon. Po chwili policja zatrzymuje go za przekroczenie prędkości.

 

Kto chciał porwać Agassiego?

 

Ciekawą anegdotę na temat Andre Agassiego przytoczył tenisowy ekspert Hubert Zdankiewicz w „Polska The Times”: „Legendy krążyły również o Andre Agassim, który w styczniu 2002 roku zwiał tylnym wyjściem przed próbującym go zbadać kontrolerami. Tłumaczył później, że... wziął ich za porywaczy. Chwilę później ogłosił, że jest kontuzjowany i wycofał się z Australian Open”.

 

- Kiedyś wykryto u niego nandrolon. I co? I nic! Agassi był zbyt popularny, zbyt ważny, żeby go demaskować. Jego upadek pociągnąłby za sobą cały tenisowy świat - wspominał były numer jeden na świecie Chilijczyk Marcelo Rios. Z kolei słynny John McEnroe przyznał kiedyś, że przez sześć lat zażywał legalnie sterydy, które później zostały uznane za zbyt silne… nawet dla koni.

 

Biegają coraz szybciej na schabowym?

 

Takich puszek z Pandorą jest z pewnością w sporcie znacznie więcej. Panuje obrzydliwa hipokryzja w kwestii walki z dopingiem. Od wielu lat prawie wszystkie, nawet najcięższe środki, można zamaskować, na czas wypłukać, dlatego tak niewielu mistrzów wpada na koksie. Bo przecież podstawą dopingu jest zażycie go na czas treningu, by doprowadzić organizm do wyższej formy, większej wydolności, a nie środki podawane start w zawodach, czy grę w meczu. Zawodowy sport w kwestii dopingu od dziesięcioleci był wielkim oszustwem. Czy coś się zmieniło? Przecież sportowcy teraz coraz szybciej biegają, pływają, jeżdżą, wyżej skaczą, są wytrzymalsi i silniejsi. Biją rekordy tych dawnych dopingowiczów…

 

Na schabowym, witaminach i minerałach? Nie bądźmy naiwni. Dr Fuentes zasłynął kiedyś powiedzeniem, że: „nie da się wygrać wielkiego touru o chlebie i wodzie”. Wpadają coraz rzadziej, bo nikomu nie zależy na niszczeniu sportowych ikon i podcinaniu gałęzi, z której zbiera się wielomiliardowe plony co roku. Nikt nie będzie ucinał głowy kurze znoszącej złote jaja.

 

Ilu mamy teraz Armstrongów?

 

Poza tym kluby inwestują coraz większe pieniądze w laboratoria medyczne i nowoczesne wspomaganie, odnowę biologiczną. Piłkarze w lidze angielskiej, czy hiszpańskiej są teraz wyrzeźbieni jak spod dłuta Fidiasza (nasz Robert Lewandowski im nie ustępuje i zbliża się do Cristiano Ronaldo). Biegają non stop na takiej szybkości, jakby mieli zamontowane w nogach motorki.

 

W NBA i innych najważniejszych ligach amerykańskich nikt już nawet specjalnie nie udaje, że walczy z dopingiem i kontroluje sportowców. Nie da się co drugi dzień skakać w meczach do sufitu i biegać jak królik, bez wspomagania. Dlatego powinniśmy mieć świadomość, patrząc na wyczyny współczesnych gladiatorów boisk, kortów, bieżni, szos – że jest wśród nich wielu Armstrongów. I że są nimi nie tylko Rosjanie, a zwłaszcza 15-letnie ubezwłasnowolnione dziewczynki.

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie