El. MŚ koszykarzy. Tomasz Gielo: Stres był wielki, ale najważniejszy krok w dobrym kierunku
Skrzydłowy Tomasz Gielo po przylocie do Polski na eliminacje mistrzostw świata koszykarzy spędził tydzień w hotelu zamiast na treningach, z powodu pozytywnego testu na koronawirusa. - Oglądanie kolegów w telewizji czy z ławki rezerwowych kosztowało mnie wiele nerwów - powiedział.
- Jeśli komuś zależy bardzo na grze, na zwycięstwie, a ja tak podchodzę do występów w reprezentacji, ale nie jest w stanie nic zrobić i musi oglądać spotkanie jako widz, to stresuje się jeszcze bardziej niż wtedy, gdy jest na parkiecie. Jak ma się wpływ na wynik, to emocje są zupełnie inne - podkreślił.
ZOBACZ TAKŻE: EBL: Pewna wygrana Asseco Arki nad HydroTruckiem
Biało-czerwoni przegrali z Estonią w Tallinnie 71:75 i pokonali tego rywala trzy dni później w Lublinie 70:68, ale nadal plasują się na ostatniej pozycji w tabeli grupy D z bilansem 1-3. Gielo szczególnie przeżywał ten drugi pojedynek, niezwykle zacięty i wyrównany w końcówce, który oglądał już z ławki rezerwowych po zakończeniu izolacji.
- Łapałem się za głowę, krzyczałem na sędziów. Bardzo się zestresowałem. Najważniejsza jest wygrana, ale szkoda, że nie taka, która dawałaby nam przewagę w dwumeczu. Zwycięstwo to krok we właściwym kierunku. Bardzo mentalnie potrzebowaliśmy tej wygranej. Każdy może narzekać: "to z Estonią macie problemy", wygrana nie zmienia sytuacji w grupie, ale my na to patrzymy inaczej, myślimy długoterminowo o naszym nowym zespole - dodał.
29-letni koszykarz, który w reprezentacji rozegrał dotychczas 63 mecze i zdobył 327 punktów, przyleciał do Polski z Aten, gdzie występuje od stycznia w lidze greckiej - w zespole Peristeri.
- Przechodziłem już koronawirusa w poprzednim sezonie, gdy występowałem w Andorze. Stosuję się do zaleceń sanitarnych, jednak pech chciał, że po przylocie na zgrupowanie otrzymałem pozytywny wynik. Ale nie ma co rozkładać tego, co się wydarzyło na czynniki pierwsze. Szkoda i tyle - dodał.
Urodzony w Szczecinie skrzydłowy jest przekonany, że wygrana z Estonią będzie kołem zamachowym nowej reprezentacji prowadzonej przez trenera Igora Milicica.
- Zrobiliśmy pierwszy krok. Teraz trzeba pójść za ciosem i dać z siebie wszystko w czerwcu. Będziemy po sezonie w swoich klubach i wierzę, że każdy zostawi serce na parkiecie. Mam nadzieję, że uda nam się wyrwać te dwa kolejne zwycięstwa i nie zabraknie tych małych punktów, tak jak teraz - powiedział.
Gielo, który początek sezonu spędził na treningach w Szczecinie, potem dołączył do niemieckiego zespołu s. Oliver Wuerzburg, a obecnie reprezentuje barwy greckiego Peristeri, zdobywając średnio 14,5 pkt w spotkaniu, jest zadowolony z przeprowadzki do Aten.
- Liga grecka różni się bardzo od niemieckiej. Jest pod względem taktycznym bardziej zdyscyplinowana, podobna do hiszpańskiej (występował w niej od 2016 roku) i nie ukrywam, że mi to zdecydowanie odpowiada. Już po kilku pierwszych treningach widziałem jak wszystko jest poukładane w drużynie. Mecze, tak jak w Hiszpanii, przypominają partię szachów między trenerami - dodał.
Peristeri prowadzi były serbski koszykarz Milan Tomic, mistrz Europy z 1997 r. z Jugosławią, mistrz Euroligi z Olympiakosem Pireus (1997). W klubie tym występował przez 12 sezonów, a potem był asystentem. Ma także greckie obywatelstwo.
- Mamy uznanego trenera, z doświadczeniem jako zawodnik i trener. Wydaje mi się, że szybko znalazłem z coachem wspólny język. Jestem przekonany, że uda nam się osiągnąć - jako drużynie - sukces, bo wszystko podporządkowane jest temu wspólnemu celowi: zdobyciu medalu - powiedział.
Koszykarz reprezentacji Polski w Grecji, podobnie jak w Niemczech, miał znakomity, początek, a pierwsze spotkania były niezwykle udane. To z jednej strony cieszy, ale…
- Ten udany początek w każdej lidze to chyba moja mała "klątwa", mówiąc tak żartem. Oczywiście, cieszę się, że tak wkomponowałem się w zespół, ale poprzeczka automatycznie poszła wysoko w górę. Rywale są teraz na mnie "nastawieni" w defensywie. Cieszę się jednak, że udowodniłem przede wszystkim sobie, ale i innym, że stać mnie na to, by odgrywać dużą rolę w zespole. Odejście z hiszpańskiej ACB może wyglądać jak zrobienie kroku w tył, ale myślę, że ten sezon zaprocentuje w mojej dalszej karierze - podkreślił.
Zawodnik nie ukrywa, że agresja Rosji na Ukrainę odcisnęła piętno na wszystkich koszykarzach reprezentacji.
- Przeżywałem i przeżywam to jeszcze bardziej, także dlatego, że byłem w izolacji w hotelu. Pierwszego dnia nie mogłem zebrać myśli. Nadal nie wiem, jak się odnaleźć w tej nowej sytuacji, a to się dzieje tuż za naszą granicą. My na co dzień żyjemy koszykówką, bo to nasza praca, a kilkaset kilometrów dalej ludzie walczą o życie… Znam wiele osób z Ukrainy, w lecie byłem w Warszawie na weselu jednego z moich przyjaciół, który poślubił Ukrainkę. Niezwykle mili ludzie - dodał.
Jego zdaniem sankcje, nie tylko gospodarcze, ale także sportowe - międzynarodowych federacji wobec Rosji i Białorusi - są uzasadnione i konieczne wobec militarnych działań na Ukrainie.
- W obecnej sytuacji musimy być silni i przeciwstawić się złu, agresji. Dać wyraźny sygnał, że nie będziemy żyć na co dzień "nakryci" aurą strachu i lęku. To muszą być wyraźne znaki. Oczywiście nie wszyscy mieszkańcy Rosji są winni tej sytuacji, ale sankcje, także wobec sportowców wykluczających ich z rywalizacji na całym świecie, są po to, by dotknęły wszystkich obywateli tego kraju, by naród rosyjski "obudził się" i zrozumiał powagę sytuacji na Ukrainie - zakończył.
Przejdź na Polsatsport.pl