Szwecja czy Czechy? Wybór między dżumą a cholerą

Piłka nożna
Szwecja czy Czechy? Wybór między dżumą a cholerą
Fot. Cyfrasport
Bez względu na to czy zagramy ze Szwecją czy z Czechami, przed Robertem Lewandowskim i spółką bardzo ciężkie zadanie. Obie reprezentacje wyjątkowo nie leżą Biało-Czerwonym

29 marca zagramy w finale baraży o mundial ze Szwecją lub Czechami. Co byłoby dla naszej reprezentacji lepsze? Prawdę powiedziawszy mamy tutaj sytuację, gdzie jak ulał pasuje stwierdzenie: wybór między dżumą i cholerą. Polska tak ze Szwecją, jak i z Czechami spotkała się 27 razy. Ponad połowę spotkań przegraliśmy, tracąc ponad 100 goli.

Po wykluczeniu Rosji przez FIFA Polska jest w finale baraży o mundial. Nie znaczy, to jednak, że nasza droga do awansu na mistrzostwa świata jest przez to łatwiejsza. Krótsza, ale i tak bardzo trudna i wyboista. Bo bez względu na to, czy trafimy na Szwedów, czy na Czechów, to czeka nas ciężka przeprawa. A jak spojrzymy na statystyki, to aż ciśnie się na usta, że ci rywale wybitnie nam nie leżą. Pytanie, który bardziej?

 

Na wygraną ze Szwedami czekamy już 31 lat

 

Z ośmiu ostatnich spotkań ze Szwedami tylko jedno zremisowaliśmy. W pięciu nie strzeliliśmy żadnej bramki. Ostatni raz wygraliśmy z tym zespołem w 1991 roku, czyli 31 lat temu. Ktoś powie, że fajnie byłoby się zrewanżować Szwedom za ubiegłoroczne 2:3 na Euro 2021. Łatwiej jednak powiedzieć, a trudniej zrobić. Zwłaszcza że mecze o stawkę ze Szwedami nam nie wychodzą. W eliminacjach do mistrzostwa świata: dwa mecze i dwie porażki. W eliminacjach Euro: cztery mecze, wszystkie przegrane, a na dokładkę nie zdobyliśmy żadnej bramki.

 

Droga przez mękę „Orłów Górskiego”

 

Tylko jeden jedyny raz wygraliśmy ze Szwedami mecz o coś. Na pamiętnym mundialu 1974 w Niemczech pokonaliśmy ich 1:0, zapewniając sobie awans do półfinału. Wtedy jednak mieliśmy świetny zespół Kazimierza Górskiego. A i ten miał całą górę kłopotów. Prawdę powiedziawszy, tamto spotkanie było prawdziwą drogą przez mękę.

 

Trener Górski osłabił zespół, odstawiając Adama Musiała, który wrócił spóźniony i „zmęczony” z wieczornego wypadu do miasta. To jednak nie tłumaczy wszystkich naszych kłopotów z rywalem, z którym zagraliśmy inaczej niż w pozostałych spotkaniach tamtego mundialu. To nie był ten porywający i zachwycający wszystkich styl Biało-Czerwonych. Wygraliśmy, bo mieliśmy szczęście, kiedy Jan Tomaszewski obronił karnego wykonywanego przez Stafanna Tappera.

 

Szwedzi w TOP7 drużyn, z którymi Polska nie lubi grać

 

Całkiem niezły bilans ze Szwecją mieliśmy przed II wojną światową. Wygraliśmy 5 z 10 spotkań, jedno zremisowaliśmy, pozostałe zakończyły się naszymi porażkami. Inna sprawa, że bilans bramkowy (22:20 dla rywali) pokazuje, że już wtedy nie było łatwo.

 

Szwedzi są w TOP7 drużyn, z którymi Polska grać nie lubi. Są co prawda na ostatnim miejscu, za Hiszpanami, Niemcami, Węgrami, Anglią, Chorwacją i Danią, ale jednak są, więc perspektywa starcia z takim rywalem martwi. Zwłaszcza że w ostatnim roku mieliśmy okazję grać kilka spotkań z drużynami z tego topu. Efekt był mizerny. Z Anglią remis i porażka, to samo z Węgrami, z Hiszpanią remis, ze Szwecją porażka, wspomniane już wcześniej 2:3 na Euro 2021. Zatem żadnego zwycięstwa i to nawet pomimo tego, że z taką Anglią czy Hiszpanią wspięliśmy się na wyżyny.

 

Jak się popatrzy na minuty, w których padały bramki w dotychczas rozegranych meczach ze Szwecją, to bardzo musimy uważać na pierwsze minuty i końcówkę pierwszej połowy. W pierwszym kwadransie spotkań ze Szwedami straciliśmy 13 goli, drugie tyle od 31. do 45. minuty.

 

Z Czechami zdobyliśmy o 1 punkt więcej

 

W sumie, jak się popatrzy na historię naszych meczów ze Szwedami, to głowa może rozboleć. Niestety z Czechami wcale nie wyglądamy lepiej. Wygraliśmy z nimi tylko 8 z 27 spotkań (całkowity bilans z Czechami: 8-5-14). Z Czechami zdobyliśmy łącznie tylko 1 punkt więcej niż ze Szwecją (tu całkowity bilans wynosi 8-4-15). Szału nie ma.

 

Możemy się natomiast pocieszać tym, że z siedmiu ostatnich spotkań z Czechami aż cztery wygraliśmy. W tym jedno bardzo ważne (2:1 na Stadionie Śląskim), bo w eliminacjach do mundialu 2010 w RPA. To było kapitalne spotkanie w wykonaniu Biało-Czerwonych. Eksperci podkreślali, że jeśli drużyna nie zejdzie z tego poziomu, to spokojnie awansuje do mistrzostw świata.

 

Ostatni wielki mecz kadry Beenhakkera

 

Bohaterem tamtego meczu był Jakub Błaszczykowski, który strzelił gola i zaliczył asystę przy bramce Pawła Brożka. Błaszczykowski tamtym spotkaniem potwierdził, że jest absolutnie kluczowym zawodnikiem w kadrze. Marek Jankulovski, obrońca AC Milan, kompletnie nie radził sobie z naszym piłkarzem. Wielka szkoda, że ta wygrana niczego nam nie dała. To był ostatni wielki mecz kadry pod wodzą Leo Beenhakkera. Potem zaczęły się kłopoty zakończone dymisją Holendra i oczywiście brakiem awansu na mundial. W rewanżu Czesi wygrali 2:0. Nasz zespół prowadził już wtedy Stefan Majewski. Zagraliśmy bezbarwnie.

 

Równie kiepsko wypadliśmy w ostatnim ważnym meczu z Czechami, który graliśmy na Euro 2012. Po dwóch remisach potrzebowaliśmy zwycięstwa, by wyjść z grupy. To zadanie nas jednak przerosło. Po zakończeniu spotkania selekcjoner Franciszek Smuda ogłosił swoją dymisję, bo jak przyznał, tak się umówił z prezesem Grzegorzem Lato. Smuda 2,5 roku szykował kadrę na wielką imprezę, ale nic to nie dało. Prowadzona przez niego reprezentacja zawiodła na całej linii. Co z tego, że w meczu z Czechami oddaliśmy więcej strzałów, skoro przeciętny kibic odniósł wrażenie, że to przeciwnik ma ten mecz pod kontrolą, a my nie potrafimy zbyt wiele zdziałać.

 

Przed wojną lanie

 

Z ważnych meczów z Czechami wygraliśmy jeden. Wspomniane 2:1 za czasów Beenhakkera. Trzy pozostałe gry o coś przegraliśmy. Do 0:1 na Euro 2012 i 0:2 w eliminacjach do mundialu w RPA dochodzi jeszcze 1:2 w eliminacjach do mistrzostwa świata 1934 we Włoszech. Na rewanż nie pojechaliśmy, bo polski rząd cofnął naszym piłkarzom pozwolenie na wyjazd, a MSZ zabronił korzystania z wydanych paszportów. FIFA nakazała Polsce wypłatę 30 tysięcy złotych odszkodowania. Czesi ostatecznie awansowali na mundial i zajęli drugie miejsce.

 

W ogóle przed wojną Czesi byli absolutnie poza naszym zasięgiem (2:3, 0:4, 1:2). Pierwszy raz wygraliśmy z nimi dopiero po wojnie, w meczu numer pięć w 1948 roku. Przełomu jednak nie było. Na kolejne zwycięstwo musieliśmy czekać 16 lat (2:1 w 1964). W międzyczasie dwukrotnie remisowaliśmy i doznaliśmy trzech porażek.

 

Nadzieja w magii Śląskiego

 

W przypadku Czechów może jednak lepiej trzymać się tego, że na Śląskim z nimi nie przegraliśmy. Prócz 2:1 z Beenhakkera zaliczyliśmy jeszcze remis (1:1) w 1980 roku. To był na pożegnanie Włodzimierza Lubańskiego. Trener Josef Venglos przywiózł najlepszych zawodników. Z powodu kontuzji wypadł Antonin Panenka, ale wszystkie inne gwiazdy się pojawiły. Kibice skandowali „Włodek, Włodek”, a bohater strzelił wyrównującego gola z rzutu karnego. Wtedy mówiło się, że to bramka numer 50. Później Andrzej Gowarzewski zweryfikował wszystkie informacje i okazało się, że to był 48 gol Lubańskiego w kadrze. Jakby nie spojrzeć ostatni zdobyty przez tego wielkiego napastnika. Teraz czas na Roberta Lewandowskiego.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie