Berchelt i Cziu: Brutalny koniec wielkiej kariery i początek nowej?

Sporty walki
Berchelt i Cziu: Brutalny koniec wielkiej kariery i początek nowej?
Fot. Materiały prasowe: Esther Lin /Showtime
W mediach sporo opinii, że kolejnym rywalem Cziu (z lewej) będzie zwycięzca pojedynku o komplet pasów, majowej, rewanżowej walki Carlo z Castano, ale chyba najlepszą drogą dla ambitnego zawodnika będzie stoczenie przynajmniej jeszcze jednej potyczki, może nawet dwóch zanim wyjdzie na ring przeciwko tym najlepszym

Tim Cziu wygrywa, wygląda dobrze: syn idzie w ślady sławnego ojca, ale amerykański debiut nie był tak spektakularny jak się spodziewano. Nic nie wyglądało natomiast dobrze w powrocie na ring jednego z największych rundowych twardzieli, jeszcze rok temu mistrza świata  - Miguela Berchelta. Prawda ringu, że po ciężkich nokautach już nigdy nie wracasz na ring taki sam, zdaje się po raz kolejny sprawdzać. 

Tim Cziu: Wygrana w USA? Zaliczona, ale co dalej?

 

Wysoko notowany w światowych rankingach Tim Cziu, syn legendarnego na amatorskich i zawodowych ringach Kostii Cziu wygrał swoją pierwszą zawodową walkę w USA, ale było pierwsze poważne ostrzeżenie: nie będzie tak łatwo jak myślałem. Kiedy na konferencji prasowej przed Terrellem Gaushą, 27-latek z Australii mówił, że chce podbić swoją kategorie wagową wszyscy czekali, co zobaczą na ringu w Minneapolis. Zobaczyli silnego, zdeterminowanego pięściarza, który nie traci głowy nawet kiedy jest na deskach już w pierwszej rundzie. Ale czy to materiał na mistrza świata, to już pytanie zupełnie innego kalibru.

 

Amerykanin Gausha jest obecnie tuż za pierwszą dziesiątką wagi super półśredniej, przed Cziu są mistrz świata Jermell Charlo i Brian Castano. Nawet za nim jest kilku pięściarzy, który patrząc na jego sposób boksowania z Gaushą, sprawiliby sporo problemów - na przykład Israil Madrimow, czy Magomed Kurbanow nie daliby się przesuwać po ringu, jak na to pozwalał nie mający siły fizycznej Australijczyka Gausha. Tima Cziu, ciągle walczącego w sztywny, wyprostowany sposób łatwo trafić, ale na szczęście dla niego Amerykanin miał umiejętności, ale nie siłę ciosów tych ostatnich, nie mówiąc już o pięściarzach będących przed Cziu w rankingu boxrec.

 

Według ludzi związanych z karierą 27-latka, on sam doskonale o tym wie i dlatego chciał testu poza Australią. "W domu jest gwiazdą, w  Stanach Zjednoczonych tylko jednym z wielu. Jedyną okazją do prawdziwego testu ile jesteś wart, to wyjście na ring przeciwko dobremu rywalowi, przed kamerami TV i kibicami". - słusznie zauważa australijski dziennikarz Simon Smale, komentując wygraną Cziu. "Tim chce pokazać, że jest twardzielem, walczyć z najlepszymi, w świetnym czasie antenowym na największej bokserskiej arenie świata. Jego ojciec, Kostya Cziu walczył w USA czternaście razy, wygrywając tam pierwsze mistrzostwo świata, kiedy w 1995 roku pokonał Jake Rodrigueza w Las Vegas". 

 

W mediach sporo opinii, że kolejnym rywalem Cziu będzie zwycięzca pojedynku o komplet pasów, majowej, rewanżowej walki Carlo z Castano, ale chyba najlepszą drogą dla ambitnego zawodnika będzie stoczenie przynajmniej jeszcze jednej potyczki, może nawet dwóch zanim wyjdzie na ring przeciwko tym najlepszym. "Oni walczą raz w roku, a ja muszę być być aktywny, zarobić jak najwięcej i ciągle polepszać swoje umiejętności” - mówi Cziu, który typując pojedynek dwóch mistrzów, stawia na zwycięstwo Castano. Teraz managerowie Australijczyka stają przed delikatnym zadaniem znalezienia rywala, który będzie wystarczająco dobry, ale niezbyt trudny dla mającego wielkie aspiracje Cziu. Jedna pomyłka i szansa walki o pas, o wielkie pieniądze - przepadnie. 

 

Miguel Berchelt: brutalny koniec mistrza?

 

Nikt nie wierzył w słowa Jeremiaha Nakathili, który na konferencji prasowej przed walką z Miguelem Bercheltem powiedział: "Właśnie świętowaliśmy Dzień Niepodległości, chcę uczcić historię mojego kraju. Widzę, że Berchelt się już przebudził, ale niech lepiej będzie czujny bo go znowu uśpię. Będę zwycięzcą, zniszczę Berchelta”. Brzmiało ambitnie, bo przecież to były meksykański mistrz świata był faworytem (nawet 6 do 1), a Berchelt twierdził, że po zmianie kategorii wagowej na wyższą "czuje się świetnie, teraz będę mógł pokazać, co potrafię".

 

Życie, a już na pewno boks, szybko weryfikują słowne zapewnienia. Szczególnie, kiedy przystępujesz do walki po ciężkim nokaucie i bardzo mocnym laniu, jakie zafundował mu rok temu Oscar Valdez. Prawda ringowa mówi, że pięściarze po nokautach już nigdy nie są tacy sami, a  Meksykanin szybko się o tym przekonał.

 

Nakathila nie tylko był szybszy i zadawał więcej ciosów niż ktokolwiek się spodziewał, ale przede bez problemu trafiał Meksykanina, a to już było niespodzianką. Komentujący pojedynek dla ESPN, były champion Timothy Bradley Jr nie miał wątpliwości: "Oscar Valdez najprawdopodobniej skończył mu karierę. Co prawda nikt nie zna swojego organizmu lepiej niż sam pięściarz, ale dla mnie on jest cieniem samego siebie. Na ringu zobaczyłem Berchelta niepewnego co ma robić. Miałem wrażenie, że chce walczyć bardzo ekonomicznie, jakby chciał unikać ciosu, ale kiedy przewrócił się po lewym prostym, wiedziałem, że nie wytrzymuje psychicznie ani fizycznie, bo to się ze sobą łączy”. 

Przemysław Garczarczyk/Polsat Sport, korespondencja z USA
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie