Bożydar Iwanow: Pep i jego romantyczna historia. Na razie bez happy endu

Piłka nożna
Bożydar Iwanow: Pep i jego romantyczna historia. Na razie bez happy endu
fot. PAP
Pep Guardiola od wielu lat czeka na triumf w Lidze Mistrzów.

Jeżeli nikt nie ma wśród ósemki ćwierćfinalistów tego sezonu Ligi Mistrzów swojego ulubionego zespołu, z żadnym nie jest związany kibicowsko i emocjonalnie, pewnie życzy triumfu Pepowi Guardioli. Trener Manchesteru City ma z pewnością więcej sympatyków niż prowadzona przez niego drużyna.

To jasne i jak najbardziej zrozumiałe, że większym uczuciem darzy się drugą firmę z tego miasta, tę z czerwonej jego części. Bo Sir Alex Ferguson, bo niezapomniany finał z Bayernem Monachium i nieprawdopodobna energia, z jaką „Czerwone Diabły” podbijały Europę i serca widzów. Sam kiedyś wpadłem w te sidła, obserwując tamto „United” z Beckhamem, Cole’em, Yorkiem, Keanem, Solskjaerem, Sheringhamem, Scholesem czy Buttem, a także Schmeichelem. Tego się nie zapomina.


City ma inny charakter, pieniądze szejków, nawet atmosfera na Ettihad jest odmienna od tej z Old Trafford. Choć klubowa muzyka prezentowana przez dj’ów przed każdym spotkaniem jest totalnie pobudzająca, szczególnie kogoś, kto taką muzykę uwielbia. Scena „rave” w tym mieście ma zresztą odzwierciedlenie w kolekcji ubrań pod nazwą „Madchester Rave City”, którą nosi także Guardiola. Czy miasto oszaleje pod koniec maja po triumfie w Paryżu? Być może. Trzeba się jednak do finału najpierw dostać. A jak wiemy wcale nie będzie to taka łatwa sprawa.

 

ZOBACZ TAKŻE: Gdzie obejrzeć mecz Manchester City - Atletico Madryt?


Guardiola i Puchar Europy z „The Citizens” to długa i ciągle pozbawiona happy-endu historia. Naznaczona dziwnymi porażkami, niezrozumiałymi decyzjami Pepa, niewłaściwymi interpretacjami sędziów i wszystkimi innymi złymi mocami, które spadły na Katalończyka, odkąd opuścił Camp Nou, gdzie wygrywał Champions League zarówno jako zawodnik, jak i pełniąc rolę szkoleniowca. W Bayernie Monachium się to nie udało, w City też nie, a sam Guardiola, wiedząc o swoich przywarach na poniedziałkowej konferencji prasowej humorystycznie obiecał, że znów pokombinuje, ale tym razem wystawiając… dwunastu zawodników. Hiszpan od lat budzi same przyjemne odczucia – w relacji z dziennikarzami, piłkarzami swoimi i rywala, trenerami przeciwników ma świetne relacje. Wysoka kultura, ciepło bijące z jego oblicza, szacunek dla każdego, szczera ocena sytuacji, niedoszukiwanie się drugiego dna i zwalania winy na okoliczności, pecha, za długą trawę czy niesprzyjającego arbitra. To nie typ Jose Mourinho, nie ten sam biały uśmiech Juergena Kloppa, który wcale nie jest tak miły, na przykład dla sędziów czy chłodny wobec świata zewnętrznego ale szalejący przy ławce Diego Simeone, którego wieczorem na swej drodze spotka.


Guardiola jest inny, podobnie jak jego drużyna. Od lat faworyt do wygrania Ligi Mistrzów, mająca niesamowicie wyrównany skład złożony z wielu fantastycznych piłkarzy. Ale tak naprawdę nigdy nie grał tu żaden z największych. Ani Cristiano Ronaldo, ani Lionel Messi, ani Robert Lewandowski, choć każdy z tej trójki przymierzany był przecież do tego, by pojawić się na Ettihad. Pep wolał wydać krocie na Jacka Grealisha, którego liczby są zawstydzające, a jednak ciągle dostaje szanse, jakby trener liczył na to, że reprezentant Anglii dozna wreszcie jakiegoś olśnienia. Nie korzysta z typowego środkowego napastnika bo go nie potrzebuje. Najlepszego strzelca potrafił zrobić z Ilkaya Gundogana. Jego decyzje personalne są czasem niezrozumiałe dla nikogo, a jednak ta jego drużyna w ostatnich kilku latach zdominowała najmocniejszą ligę świata. Dlaczego nie może zrobić tego samego w Champions League, gdzie jednak nie musisz rozegrać 38, często bardzo trudnych spotkań? Oto zagadka, która ciągle pozostaje nierozwikłana.


Nie kibicuję City. Życzę wszystkiego dobrego Robertowi Lewandowskiemu, choć z drugiej strony chciałbym, aby piękna historia Villareal nie zakończyła się już po pierwszym meczu z gigantem z Monachium. Moje sympatyczne odczucia wzbudza też Carlo Ancelotti, ale przecież on czeka na Puchar Europy krócej niż Guardiola. Byłoby w tym coś symbolicznego i romantycznego, gdyby Pep w końcu dopiął swego celu. Tylko ten Simeone. Już czeka na niego. Jeżeli jutro nawet go pokona, to czeka nas jeszcze rewanż, a tam to Argentyńczyk będzie miał dwunastu zawodników. Kto był na Wanda Metropolitano wie, co rywala „Roji-Blancos” zawsze tam spotyka…

 

Transmisja meczu Manchester City - Atletico Madryt od godziny 20:50 w Polsacie Sport Premium 1. Przedmeczowe studio rozpocznie się o godzinie 19.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie