Liverpool i Real szykują się do bitwy o Paryż. Tam może wydarzyć się wszystko

Piłka nożna
Liverpool i Real szykują się do bitwy o Paryż. Tam może wydarzyć się wszystko
fot. PAP
Kto zostanie bohaterem sobotniego wieczoru na Stade de France?

Cztery dni pozostały do wielkiego finału Ligi Mistrzów. Liverpool przystąpi do niego w poczuciu niedosytu po nieudanej próbie odebrania mistrzostwa Anglii, Real Madryt z kolei opromieniony sukcesem w kraju i wielką formą swojego najlepszego piłkarza Karima Benzemy prze po 14. triumf w najważniejszym z pucharów.

Ostatni kwadrans finiszu rozgrywek w Premier League zabolał The Reds szczególnie. Choć nie byli faworytem tego wyścigu, choć zdawali sobie sprawę, że pogrzebali swoją szansę bezpośrednim remisem z Manchesterem City 10 kwietnia, to jednak nadzieje odżyły, kiedy do 76 minuty drużyna Pepa Guardioli przegrywała z Aston Villą 0:2. Dwa trafienia Ilkaya Gundogana, do tego gol Rodriego ostatecznie rozwiały wątpliwości – mistrzostwo obronili The Citizens. Zdaniem dziennikarzy na Wyspach, liverpoolczycy wystawieni na taką próbę emocji z tym większą determinacją ruszą na Real. Angielski zespół ma też w pamięci finał Ligi Mistrzów sprzed czterech lat, gdzie w Kijowie Królewscy wygrali 3:1. Ale nie łudźmy się, że będzie łatwo nakreślić jakikolwiek scenariusz sobotniego meczu w Paryżu. Według ekspertów i bukmacherów są faworytem, z pewnością od pierwszej minuty ruszą wysoko w pressingu na Królewskich, będą starali się nacierać w każdym możliwym momencie. Real poczeka, wykorzysta zdolność szybkiego przenoszenia akcji po odbiorze, wykorzysta najlepszego snajpera Karima Benzemę. I można tak w nieskończoność przerzucać się argumentami, tyle że wobec jednych i drugich można wytoczyć tyle za, co przeciw.

Nie przyniesie nam podpowiedzi przebieg półfinałowych rywalizacji. Obie drużyny miały przeciwników zupełnie innego kalibru. Liverpool wcale nie bezproblemowo uporał się z ubiegłorocznym triumfatorem Ligi Europy Villarreal (5:2 w dwumeczu), Królewscy stoczyli epickie boje z Manchesterem City (6:5), które przejdą do historii jako klasyki wszech czasów. Nie można zatem na tej podstawie określić, kto jest w lepszej dyspozycji. Z jednej strony wydaje się, że Real, ale przecież pamiętamy, jak istotne w jego drodze do finału było to, że decydowały o awansach dwa spotkania. Gdyby przesądzało o tym jedynie pierwsze 90 minut, madrytczyków nie byłoby już po rywalizacji w 1/8 finału z PSG lub właśnie po starciu z Manchesterem City).

Poziom determinacji sięga zenitu także u szkoleniowców. Choć metrykalnie dzieli ich niespełna dekada, to przedstawiciele dwóch różnych epok, a ich gabloty z tytułami mocno różnią się od siebie. Carlo Ancelotti mierzy w czwarty triumf (wcześniej dwukrotnie z Milanem i raz z Realem podczas pierwszej kadencji), dla Jurgena Kloppa to szansa na drugie zwycięstwo w Lidze Mistrzów, choć to już jego czwarty finał. Na razie obaj trenerzy są oszczędni w słowach, choć Niemiec usiłuje wydobyć ze swojego zespołu większe pokłady determinacji wspominając o poczuciu niedosytu po nieudanej próbie odebrania mistrzostwa Anglii. Ancelotti zgarnął z zespołem tytuł w Hiszpanii, ma najlepszego obecnie piłkarza na świecie - chyba nikt nie zakwestionuje formy ostatnich tygodni Karima Benzemy – i chyba mniejszy bagaż oczekiwań ze strony środowiska. Realu w tym finale miało nie być, znacznie wyżej na starcie fazy pucharowej oceniano Manchester City, PSG czy Bayern Monachium. Weźmy pod uwagę jeszcze jedno; przeciwko nikomu Klopp nie grał w Europie tak często jak z Realem. Bilans 3-2-4 i jest to najgorszy współczynnik zwycięstw Kloppa przeciwko komukolwiek w Europie.

Spójrzmy wreszcie na sytuację kadrową obu zespołów. Chyba większe problemy na Klopp. Już w przerwie ostatniego meczu z Wolverhampton (3:1) musiał zejść z boiska z powodu urazu Thiago Alcantara. To niezwykle ważna postać i choć w Premier League nie zawsze był pierwszym wyborem, to na wiosnę w Lidze Mistrzów w pięciu z sześciu spotkań zaczynał w jedenastce. Jego absencja, a wiele na to wskazuje, że w Paryżu go nie zobaczymy, może być o tyle dotkliwa, że trzy ostatnie mecze opuścił również Fabinho. I to nie koniec, bo na zdrowie narzeka również Virgil van Dijk i starcie 38. kolejki oglądał z ławki. W Madrycie jest pod tym względem dużo lepiej. Wraca po kilkutygodniowej przerwie (pięć meczów ligowych i jeden pucharowy) Davida Alaba. Choć piątkową konfrontację z Realem Betisem Sewilla (0:0) spędził na trybunach, a na finał ma być gotowy.

Czy wspomniane przesłanki stawiają w uprzywilejowanej roli którąkolwiek z drużyn? Nie. Czy z każdym dniem będziemy mieć coraz więcej wątpliwości dotyczących prognozy na finał w Paryżu? Tak. Czy czeka nas jeden z najbardziej zaciętych meczów decydujących o trofeum i może w tej bitwie wydarzyć się wszystko? Bez wątpienia.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie