Finał Ligi Mistrzów. Iwanow z Paryża: Nie tylko na ceglastej mączce...

Piłka nożna
Finał Ligi Mistrzów. Iwanow z Paryża: Nie tylko na ceglastej mączce...
Fot. PAP
Kibice Liverpoolu pod Wieżą Eiffela

Atak Rosji na Ukrainę sprawił, że St.Petersburgowi zabrano organizację finału Ligi Mistrzów. 28 maja mieliśmy się spotkać u ujścia rzeki Newy do Zatoki Fińskiej, jesteśmy nad Sekwaną. Podparyskie Stade De France gościć będzie Liverpool i Real Madryt. Gdy dokonywano tej zmiany we Francji liczono pewnie, że może do tej decydującej rozgrywki dotrze Paris Saint Germain.

Kilka dni później doszło jednak do pierwszego w tym roku cudu na Estadio Santiago Bernabeu. Real przegrał w „Parku Książąt” w pierwszym meczu 0-1, kompletnie nie istniał w tym spotkaniu, w którym do tego Messi nie wykorzystał rzutu karnego. W rewanżu w Hiszpanii, do pewnego momentu też koncert dawali goście, a głównie Kylian Mbappe. Do chwili kiedy Donnarumma nie sprezentował gola Benzemie. Resztę już pamiętamy. Dwa kolejne magiczne wieczory przeciw Chelsea i Manchesterowi City też.

 

A Mbappe nie dość, że pożegnał się w Champions League już w 1/8 finału, to jeszcze mimo długiej opery mydlanej oraz romansu z „Królewskimi” w końcu nie zdecydował się na przeprowadzkę. Jak ważny to piłkarz w tym kraju przekonujemy się od lat. Pamiętam olbrzymią reklamę jednej ze sportowych marek na Stade De France, z krótkim hasłem: „Rok 1998 był szalenie istotny dla Francji”.

 

Myślałeś, że chodzi o zdobycie przez „Trójkolorowych” pierwszego tytułu mistrza świata. Ale gdzie tam… Następny dopisek: „Wtedy urodził się Mbappe”. Dziś Francja będzie trzymać kciuki za Karima Benzemę, który udowadnia, że to madrycki adres jest gwarantem europejskich laurów, a nie ten przy Lasku Bulońskim.

 

Ale to nie podziałało na wyobraźnię największej gwiazdy PSG. Co pomyśli sobie Mbappe dziś, jeżeli zobaczy swego kumpla z reprezentacji wznoszącego Puchar Europy? A przecież mogą to zrobić inni jego rodacy, Ferland Mendy z Realu, bądź Ibrahima Konate z „The Reds”.

 

Możesz grać w jednym z dwóch najbogatszych klubów świata, ale żaden z nich nie zdobył jeszcze Champions League. Zarówno Manchester City jak i paryżanie zostali pobici właśnie przez „Królewskich”. I będę powtarzał to jak mantrę: Robert Lewandowski powinien starać się opuścić Bayern zdecydowanie wcześniej i wybrać właśnie grę w jednej z najmocniejszych lig.

 

Real Madryt i Liverpool, które zobaczymy dziś w St.Denis to ten bardziej romantyczny obraz przepełnionej kosmicznymi sumami klubowej europejskiej piłki. Obydwie te marki zasługują dziś na triumf. Ale wiadomo, że płakać ze szczęścia nie mogą obaj finaliści. Jeden uroni łzy bynajmniej nie wzruszenia, a goryczy porażki.

 

Polscy kibice, którzy pojawili się w stolicy Francji, są tu głównie z innego powodu niż wieczorny mecz. Na kortach Rolanda Garrosa trwa French Open, więc sporo naszych rodaków wybrało się tu po to, aby podziwiać nie Salaha z Modricem ale Igę Świątek. Tak naprawdę część z nich zaskoczona była nawet, że w tym samym czasie Paryż gości inną wielką imprezę.

 

Tak jak spotkana przed windą w hotelu włoska tenisistka, Martina Trevisan, (59  miejsce w rankingu WTA przed turniejem, ale po nim sporo awansuje -przyp. BI) która spoglądając się na akredytację zawieszoną na szyi Marcina Lepy, też była zdziwiona, że w sobotę ważne granie odbywa się nie tylko na ceglastej mączce. Ale może także dlatego, że Italia Ligę Mistrzów pożegnała bardzo wcześnie, bo już w marcu. Nieobecni się nie liczą. „Life Is Brutal”… Nie tylko w tenisie.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport, korespondencja z Paryża
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie