Niespełnieni, czyli "złote" pokolenie belgijskich piłkarzy bez żadnego złota

Piłka nożna
Niespełnieni, czyli "złote" pokolenie belgijskich piłkarzy bez żadnego złota
Fot. PAP
Brązowy medal MŚ w Rosji to dla fanów Belgii o wiele za mało - zważywszy na liczbę gwiazd, jakie obecnie grają w ekipie "Czerwonych Diabłów"

Od dekady kibice w Belgii oczekują, a piłkarski świat też jest na to przygotowany, że ich kadra, z takim gwiazdami jak Hazard, De Bruyne, Courtois, Lukaku i plejadą innych znakomitych piłkarzy, wygra mundial, albo Euro (nigdy w historii to Belgom się nie udało), ale to są jak dotąd płonne nadzieje. Trzecie miejsce w mistrzostwach świata w 2018 roku w Rosji to sukces, ale na pewno nie szczyt możliwości tego złotego pokolenia. Ostatnia chyba szansa będzie na mundialu w Katarze.

Przegrany kilka dni temu aż 1:4, i to na własnym stadionie w Brukseli, mecz z sąsiadem – Holandią, pokazał, że droga do tytułu mistrza świata w Katarze jest długa i wyboista. Taki blamaż w roli gospodarza wręcz nie przystoi drużynie, która jest na drugim miejscu w światowym rankingu FIFA.

 

Najlepsi piłkarze na świecie, ale nie drużyna

 

Kwintesencją problemu z reprezentacją „Czerwonych Diabłów” są słowa selekcjoner naszej kadry Czesława Michniewicza podczas konferencji prasowej przed meczem w Brukseli, który stwierdził, że Belgia ma najlepszych piłkarzy na świecie, ale to nie znaczy, że ma najlepszą drużynę na świecie. I tu jest właśnie pies pogrzebany.

 

Nie jest bowiem tak, że te cudowne dzieci belgijskiej piłki w mistrzostwach Europy, czy świata juniorów gromiły swoich rówieśników, a tylko w rozgrywkach seniorów brakowało trochę szczęścia i kropki nad „i”. Otóż to zdolne pokolenie nie zdobyło żadnego medalu wielkiej imprezy juniorskiej dla drużyn od 16 do 21 lat i zapewne nie jest to przypadek.

 

Za dużo grzybów w barszczu?

 

A pokolenie trafiło się Belgom rzeczywiście niezwykle utalentowane i bogate w zawodników światowej klasy. Największymi gwiazdami tej ekipy byli i są oczywiście Eden Hazard, Kevin De Bruyne, Romelu Lukaku, Thibaut Courtois, ale to nie było tak, że kontuzja jednego czy dwóch zawodników powodowała duży problem.

 

Obok siebie mieli bowiem całą plejadę piłkarzy na bardzo wysokim poziomie, a wśród nich: Axel Witsel, Dries Mertens, Yannick Carrasco, Thorgan Hazard, Vincent Kompany, Toby Alderweireld, Jan Vertonghen, Thomas Vermaelen, Michy Batshuayi, Marouane Fellaini, Mousa Dembele, Radja Nainggolan, Youri Tielemans, Thomas Meunier, Simon Mignolet, Christian Benteke, Divock Origi, Jérémy Doku.

 

Ponad 20 wielkich nazwisk. Brak triumfu w wielkiej imprezie przy tak licznej grupie tak znakomitych piłkarzy, to jest w zasadzie zbrodnia przeciwko piłce nożnej i strzał w stopę. A może tych gwiazd było aż za dużo? Za dużo grzybów w barszczu? Niektórzy mogli się obrażać i psuć atmosferę od środka, gdy byli pomijani. Nainggolan był tak oburzony brakiem powołania na mundial 2018, że ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery w wieku zaledwie 29 lat.

 

Jak daleko stąd, jak blisko

 

Największym sukcesem tej konstelacji piłkarskich gwiazd było trzecie miejsce na mundialu w Rosji w 2018 roku. Niby dużo, a jednak tak mało, biorąc pod uwagę apetyty i potencjał. W ćwierćfinale Belgowie pokonali 2:1 Brazylię i wydawało się, że mistrzostwo świata dla „Czerwonych Diabłów” jest realne. Jeszcze raz okazało się jednak, że w futbolu z nieba do piekła jest jednak bardzo niedaleko.

 

Belgia przegrała 0:1 półfinał z Francją i pozostał jej tylko mecz o trzecie miejsce z Anglikami, wygrany 2:0. Można było wracać do kraju z podniesioną głową, ale w tych głowach gdzieś zapewne tliła się iskierka rozczarowania i myśli „jak daleko stąd, jak blisko” było do tytułu mistrzów globu.

 

Walia zamknęła im autostradę do finału

 

Tak naprawdę jednak największą szansę na wygranie wielkiej imprezy Belgowie mieli w 2016 roku podczas finałów mistrzostw Europy we Francji, wtedy piłkarze z tego złotego pokolenia byli chyba w najwyższej formie. W 1/8 finału zachwycili w meczu z Węgrami, nie tylko dlatego, że wygrali 4:0, ale grali finezyjnie i z polotem, jak Brazylia Europy.

 

Wydawało się, że otwiera się przed nimi autostrada do finału, bo w ćwierćfinale trafili na Walię, która niespodziewanie awansowała tak wysoko. Cała Europa była w szoku, gdy Walijczycy sprowadzili Belgów na ziemię, brutalnie zamknęli im tę autostradę, wygrywając 3:1. Po tej porażce zwolniony został trener Marc Wilmots.

 

Polska na Euro 2016 jak… Belgia

 

Euro 2016 to także turniej niespełnionych nadziei reprezentacji Polski. Jest tu wiele analogii do Belgii. Też mieliśmy bardzo utalentowane pokolenie z Lewandowskim, Szczęsnym, Fabiańskim, Glikiem, Piszczkiem, Błaszczykowskim, Krychowiakiem, Zielińskim, Grosickim, Milikiem. Na dodatek większość z nich w życiowej formie. Może, poza Lewandowskim, nie byli to piłkarze o tak wysokiej pozycji w światowym futbolu, jak gwiazdy reprezentacji Belgii, ale wystarczająco mocni, by powalczyć o medal Euro 2016.

 

Skończyło się niby sukcesem. W ćwierćfinale przegraliśmy po rzutach karnych z Portugalią, późniejszym mistrzem Europy, ale wszyscy to czuli, że przy bardziej odważnej i szczęśliwej grze, Polska mogła ten mecz wygrać. Drużynie Adama Nawałki otworzyłaby się wtedy jeszcze szersza autostrada do finału, bo w półfinale trafiłaby właśnie na Walię (i to osłabioną kontuzjami i pauzami za kartki), która pokonała Belgię. Finał był na wyciągnięcie ręki.

 

Ostatnia szansa Lewandowskiego?

 

W środę w Brukseli dojdzie do meczu tych dwóch niespełnionych ekip z Euro 2016. Liga Narodów to jest takie preludium przed mundialem w Katarze, poligon doświadczalny. A mistrzostwa na przełomie listopada i grudnia tego roku będą chyba już ostatnią szansą na sukces dla złotego pokolenia Belgów z Hazardem, De Bruyne, Lukaku i Courtois na czele, a także dla naszego pokolenia, które firmuje Robert Lewandowski.

 

Właśnie sukcesu z drużyną narodową potrzebuje „Lewy” do tego, by zostać bezdyskusyjnie najlepszym polskim piłkarzem w historii. Jeśli to się nie uda, za 50 czy 100 lat jego klubowe dokonania, strzeleckie indywidualne popisy, mogą wypaść dość blado przy medalach mistrzostw świata ekipy Kazimierzów Górskiego i Deyny z królem strzelców mundialu 1974 Grzegorzem Lato na dokładkę, czy trzecim miejscu zespołu Antoniego Piechniczka i popisach Zbigniewa Bońka. Zwłaszcza, że Lewandowski jeszcze… nie strzelił żadnego gola w finałach mistrzostw świata.

 

Na boiskach w Katarze Lewandowski i Hazard będą mieli więc o co walczyć. Tym bardziej, że Robert na pewno jest podrażniony tym, że nigdy nie zdobył Złotej Piłki, a teraz ma żal do Bayernu Monachium, że nie został z odpowiednim szacunkiem potraktowany przy negocjacjach w sprawie przedłużenia kontraktu.

 

Wzloty i upadki Edena Hazarda

 

Podobnie wygląda sytuacja Edena Hazarda. To piłkarz momentami genialny, świetnie wyszkolony technicznie, efektownie dryblujący, z super przeglądem pola, precyzyjnym strzałem. Wydawało się, że już tylko krok dzielił go od tego, by wejść na tę najwyższą półkę, którą okupowali Leo Messi i Cristiano Ronaldo.

 

Miał znakomite występy i w reprezentacji Belgii i w Chelsea. Tym krokiem, który miał sprawić, że zasiądzie na tronie, był – oprócz oczekiwanego wielkiego sukcesu z reprezentacją - transfer za 100 mln euro do Realu Madryt. Tam jednak spotkał go zimny prysznic. Kontuzje oraz trudna aklimatyzacja sprawiły, że początkowo rzadko grał, a później nie mógł wywalczyć miejsca w podstawowym składzie. Jego gwiazda w Madrycie mocno przygasła. Blask może jej przywrócić w Katarze, ale czy jest jeszcze w stanie?

 

Póki co, droga do tego daleka. Bo Real co prawda wygrał znów Ligę Mistrzów, ale bez znaczącego udziału Belga. Ambicja Hazarda została też ostatnio podrażniona w meczu Ligi Narodów z Holandią, gdy Belgia przegrała w Brukseli aż 1:4. Nie wiadomo, czy z Polską Hazard wyjdzie w podstawowym składzie, ale z pewnością gospodarze będą mieli wiele do udowodnienia. Wiadomo, że nie zagra Courtois, który po ciężkim sezonie w Realu dostał zgodę na wcześniejszy urlop, a także kontuzjowany Lukaku.

 

Wahania formy i brak przywódcy

 

Dlaczego, choć Belgia długo była liderem rankingu FIFA, najwyżej klasyfikowaną drużyną na świecie, nigdy nie udało się wygrać Euro, czy mundialu? Odpowiedzi na takie pytania zwykle są trudne i bardzo złożone. Ja widzę dwie główne przyczyny – pierwsze to duże wahania formy Lukaku (w co drugim klubie na przemian olśniewał i zawodził, a w Chelsea zawsze) i Hazarda (Doktor Jekyll w Chelsea i Mr Hyde w Realu) oraz wielu innych zawodników. Jedyny, który gra zwykle równo i dobrze, jeśli nie jest kontuzjowany, to De Bruyne.

 

Druga przyczyna, to brak prawdziwego przywódcy, takie naprawdę w pełni charyzmatycznego lidera, który w szatni walnie pięścią w stół, a na boisku pociągnie zespół do sukcesu w najtrudniejszych, decydujących momentach. Takiego belgijskiego Cristiano Ronaldo, Zinedine’a Zidane’a, Luki Modricia, czy Zbigniewa Bońka. A może tych liderów było w tej kadrze zbyt wielu?

 

Zabrakło wybitnego trenera?

 

To oczywiście także kwestia odpowiednich trenerów. Wydawało się, że Marc Wilmots to właściwy człowiek na właściwym miejscu, ale zawód na Euro 2016 sprawił, że działacze belgijskiej federacji dość szybko mu podziękowali. Być może, gdyby wytrzymali psychicznie, to podczas kolejnych imprez skończyłoby się to happy endem.

 

Tego się nie dowiemy, natomiast swoją szansę dostał Roberto Martinez i trudno powiedzieć, aby hiszpański trener ją zaprzepaścił. Na mundialu w Rosji Belgia pod jego wodzą zajęła trzecie miejsce i trzeba to uznać chyba za największy sukces tamtejszego futbolu poza drugim miejscem w mistrzostwach Europy w 1980 roku.

 

Martinez znajdzie sposób na defensywę?

 

Martinez, aby dodać sobie prestiżu i powagi w prowadzeniu belgijskich gwiazd, wziął sobie na asystenta Thierry’ego Henry’ego, byłego gwiazdora Arsenalu Londyn i reprezentacji Francji, który swoją charyzmą i pozycją w światowej piłce miał dodać pewności siebie piłkarzom „Czerwonych Diabłów”, a także odpowiednio ukierunkować napastników.

 

W Katarze, tak jak w ostatnim meczu z Holandią, problemem Belgii może jednak być nie ofensywa, ale obrona. Niby od lat kadra Wilmotsa i Martineza ma asów z wielkimi nazwiskami w tej formacji, a jednocześnie dość często zdarzają się ważne spotkania, w których ta defensywa zawodzi. Być może wynika to z faktu, że łączny wiek czterech obrońców reprezentacji dość często oscylował wokół 120 lat i nie byli oni w życiowej formie.

 

Bardziej niespełniona była tylko Brazylia 1982

 

Trzecie miejsce na świecie w 2018 roku, czy medale podczas finałów mistrzostw Europy, dla drużyny z tak małego kraju jak Belgia, to oczywiście powód do dumy. Belgia i Holandia naprawdę imponują pod tym względem. Z drugiej strony trudno się oprzeć wrażeniu, że pokolenie Hazarda i De Bruyne jest jednym z najbardziej niespełnionych w historii futbolu.

 

Mocno kojarzy się ono z równie, albo nawet bardziej, niespełnionym pokoleniem wybornych brazylijskich piłkarzy z Zico, Ederem, Socratesem i Falcao na czele. Podczas Espana 82 „Canarinhos” czarowali swoimi wirtuozerskimi umiejętnościami, dryblingami, bajeczną techniką. Trafili jednak na bardzo dobrze dysponowanych oraz skutecznych Włochów i przedwcześnie odpadli z turnieju.

 

Zmarnowane polskie pokolenie

 

Trochę podobnie, choć w mniejszym wymiarze, wyglądała sprawa zmarnowanego polskiego pokolenia utalentowanych piłkarzy z drugiej połowy lata 80-tych i z początku 90-tych. Wydawało się podczas mundialu w 1986 roku, że mieszanina doświadczenia medalistów MŚ w Hiszpanii z młodymi wilkami, może dać piorunujący efekt, ale tak się nie stało. Co prawda Ryszard Tarasiewicz o mało nie złamał słupka brazylijskiej bramki, a Jan Karaś sprawdzał wytrzymałość poprzeczki, ale ostatecznie triumfowali rywale.

 

W tym okresie mieliśmy naprawdę bardzo wielu piłkarzy o wielkim talencie, ale brakowało w ich postawie determinacji i profesjonalizmu, poza tym chyba nie do końca radzili sobie w kierowaniu tą grupą piłkarzy selekcjonerzy, nawet późny Antoni Piechniczek, ale także Wojciech Łazarek, Andrzej Strejlau, Władysław Stachurski i Henryk Apostel.

 

Plejada niespełnionych talentów

 

To były naprawdę czasy wielkich talentów, którzy nie mieli jednak charyzmy i siły przebicia Lubańskiego, Tomaszewskiego, Żmudy, Gorgonia, Deyny, Gadochy, Laty, Szarmacha, Bońka. W latach 1987-2000 była cała grupa zawodników, którzy, mimo dużych umiejętności, niewiele osiągnęli z drużyną narodową: Jan Urban, Dariusz Dziekanowski, Jan Furtok, Mirosław Okoński, Ryszard Tarasiewicz, Jan Karaś, Dariusz Wdowczyk, Dariusz Kubicki, Jacek Kazimierski, Piotr Nowak, Roman Kosecki, Krzysztof Warzycha, Robert Warzycha, Maciej Szczęsny, Marek Citko.

 

A przecież w latach 90-tych tę ekipę wsparli liczni srebrni medaliści olimpijscy z Barcelony na czele z Jerzym Brzęczkiem, Aleksandrem Kłakiem, Tomaszem Wałdochem, Tomaszem Łapińskim, Piotrem Świerczewskim, Ryszardem Stańkiem, Tomaszem Wieszczyckim, Wojciechem Kowalczykiem, Andrzejem Juskowiakiem. Bez powodzenia.

 

Mieli już wcześniej „złote” pokolenie

 

Belgia, mimo że jest – podobnie jak Holandia – małym krajem, to świetnie szkoli młodych piłkarzy i mieli już kilka takich zdolnych pokoleń. Nigdy jednak nie wygrali wielkiej imprezy, typu Euro, czy mundial, choć kilka razy byli tego bardzo blisko. W 1972 roku w mistrzostwach Europy zajęli trzecie miejsce, a w 1980 roku byli nawet wicemistrzami Starego Kontynentu. Przegrali 1:2 z Niemcami, a drugiego gola Horst Hrubesch strzelił im w 88 minucie…

 

W latach 70-tych i 80-tych też mieli niezwykle zdolne pokolenie z takimi zawodnikami jak: Jan Verheyen, Paul Van Himst, Jean-Marie Pfaff; Eric Gerets, Luc Millecamps, Walter Meeuws, Michel Renquin, Wilfried Van Moer, Rene Vandereycken, Francois Van Der Elst, Ludo Coeck, Frank Vercauteren, Jan Ceulemans, Enzo Scifo, Alexandre Czerniatynski, Erwin van den Bergh, Leo Clijsters, Georges Grun, Nico Claesen.

 

Zatrzymał ich Boniek na Camp Nou

 

W mistrzostwach świata w 1982 roku na ich drodze stanęli jednak Polacy, a konkretnie Zbigniew Boniek, który strzelił Belgii trzy gole w pamiętnym meczu na Camp Nou w Barcelonie. Lepiej Belgowie spisali się cztery lata później na mundialu w Meksyku, ale też zabrakło pieczęci w decydującym momencie.

 

W ćwierćfinale po rzutach karnych wyeliminowali Hiszpanię, ale w półfinale zatrzymał ich genialny Diego Maradona, strzelając dwa gole dla Argentyny. Mecz o trzecie miejsce, po heroicznym boju, Belgowie przegrali 2:4 z Francją.

 

W pierwszej trójce znaleźli się dopiero w 2018 roku podczas MŚ w Rosji, Czy w tym roku w Katarze wreszcie dopną swego? Jak daleko mają do tego celu, częściowo przekonamy się w środę w Brukseli podczas meczu z Polską…

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie