Cezary Kowalski: Lecha z van den Bromem stać na Ligę Mistrzów?

Piłka nożna
Cezary Kowalski: Lecha z van den Bromem stać na Ligę Mistrzów?
fot. PAP
Cezary Kowalski: Lecha z van den Bromem stać na Ligę Mistrzów?

Czy mistrz Polski po raz czwarty w historii ma szansę zagrać w Lidze Mistrzów? W wyniku stałego osuwania się w rankingach oraz reformach UEFA, która zmierza do tego, aby jak najbardziej utrudnić zadanie mniej zamożnym piłkarsko nacjom, tylko cud mógłby sprawić, że tak się stanie. Oto stający do rywalizacji Lech Poznań musi ograć aż czterech rywali, w drodze do wymarzonej fazy grupowej i w związku z tym gigantycznych pieniędzy.

Już pierwsza przeszkoda będzie bardzo trudna, bo Lech wylosował mistrza Azerbejdżanu Karabach Agdam, który trzykrotnie eliminował w przeszłości polskie zespoły (Wisłę Kraków, Piasta Gliwice i Legię Warszawa). Nie dość, że nasz rywal ma większe możliwości budżetowe i lepiej opłacanych bardzo ciekawych zawodników (w tym Marko Vesovica znanego z Legii), to jeszcze rewanż odbędzie się po dalekiej podróży w gorącym pod każdym względem Baku. Azerowie co roku grają w fazie grupowej Ligi Europy, Ligi Konferencji (jak ostatnio), czy nawet w Lidze Mistrzów, a u steru stoi zaprawiony w międzynarodowych bojach trener Qurban Qurbanow. Ten sam, który odprawił Wisłę Henryka Kasperczaka przed ponad dekadą (wtedy uchodziło to jeszcze za sporą niespodziankę).

 

Zobacz także: John van den Brom nowym trenerem Lecha Poznań

 

Nie ma wątpliwości, że Lech mógł trafić znacznie lepiej, choćby na mistrza Gibraltaru. Z drugiej strony… Skoro marzenia sięgają Ligi Mistrzów, to nie co się z zżymać na los, że przychodzi nam mierzyć się z Azerami czy też Szwajcarami (kolejnym rywalem zwycięzcy tej pary będzie FC Zurich). Podobną sytuację Lech miał dwa lata temu i zdołał wyeliminować czterech rywali z Łotwy, Szwecji, Cypru i Belgii, rozgrywając mecze w sezonie pandemicznym na wyjazdach. Co prawda to była tylko Liga Europy, ale klub jest o te doświadczenia eliminowania kolejnych rywali i umiejętności pójścia za ciosem, bogatszy.

 

I w moim odczuciu, po niespodziewanym odejściu Maciej Skorży, ma obecnie lepszego trenera niż w tamtym czasie prowadzący Lecha Dariusz Żuraw. Żuraw wtedy dopiero uczył się fachu i nie miał żadnego doświadczenia na arenie międzynarodowej w roli szkoleniowca, a teraz postawiono w Poznaniu na bardzo ciekawego trenera. Holender John van den Brom to nie żaden „nołnejm”, ale trener sytuowany na średniej półce w krajach Beneluksu. Prowadził Anderlecht Bruksela w Lidze Mistrzów, Genk w Lidze Europy, pracował w Utrechcie, Vitesse, Alkmaar. Preferuje styl ofensywny w podstawowym ustawieniu 1-4-4-2. Dokładnie tak chce grać Lech. No i ma kilkadziesiąt meczów na arenie międzynarodowej za sobą. Naprawdę trzeba by głęboko sięgnąć pamięcią, aby przypomnieć sobie jak polski klub zatrudniał trenera z tak dobrym CV. I w sile wieku, bo skończył dopiero 55 lat.

 

Jasne, że może się sparzyć już w pierwszym czy drugim kontakcie (po odpadnięciu z eliminacji Ligi Mistrzów istnieje szansa gry w Lidze Konferencji czy Lidze Europy) i wtedy jego międzynarodowe doświadczenie okaże się funta kłaków warte, ale na dziś van den Brom wydaje się wartością dodaną. Może właśnie on, z piłkarskiego kraju, który tak pięknie przełamuje schematy i potrafi znajdować swoje godne miejsce na futbolowej mapie Europy, mimo że nie jest w stanie finansowo sprostać najlepszym (patrz Ajax czy nawet Feyenoord w ostatnim sezonie), pociągnie Lecha?

 

Najbardziej irytujące w ostatnich latach jest podejście do konfrontacji międzynarodowych polskich zespołów, które sobie to miejsce wywalczyły. Nie był to z reguły przyczółek do skoku na coś większego, ale cel sam w sobie. Rozumowano mniej więcej tak: „Udało nam się, ale wiadomo, że krok dalej to byłaby sensacja. Możemy, ale nie musimy”. Albo: „I tak zrobiliśmy już wiele…”. Ten brak zawieszania poprzeczki wysoko i zgoda na minimalizm zostały już tak ugruntowane w powszechnej świadomości, że dziś praktycznie nikt już nie wierzy w nasze drużyny w europejskich pucharach. Do kanonu za to przechodzą żarty czy nawet drwiny przy okazji kolejnych startów, w tym ten wyświechtany o notorycznie spuszczanym nam „Euro łomocie” (wersja light), kiedy jeszcze nie skończyły się wakacje.

 

Oczywiście, że w przypadku braku funduszy i obiektywnie słabszej jakości piłkarskiej trudno oczekiwać systematycznego meldowanie się w fazie grupowej. Jednak zgoda na minimalizm i bezwarunkowa akceptacja są demoralizujące.

 

Kolejne mistrzostwo Polski czy awans do europejskich rozgrywek nie czynią wielkiej różnicy. Potęp polskiej piłki klubowej dokona się dopiero wówczas, kiedy coś zaczniemy wygrywać w Europie.

 

Dlatego wymagajmy i pozwólmy marzyć. Jak mówił wielki Polak: „Powinniśmy od siebie wymagać, choćby inni od nas nie wymagali”…

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie