Wimbledon 2022. Sir Cliff Richard czy sir Andy Murray?

Tenis
Wimbledon 2022. Sir Cliff Richard czy sir Andy Murray?
Fot. PAP
Murray wie, że złota era przeminęła, ale tak charakterny i zdeterminowany tenisista jak Andy to rzadkość. Skoro 35-latek osiąga finał bardzo dobrze obsadzonego turnieju w Stuttgarcie i pokonuje w półfinale Nicka Kyrgiosa, oznacza to, że Murray jest w formie.

Dwukrotny mistrz Wimbledonu (2013 i 2016) i były lider rankingu ATP, sir Andy Murray otwarcie przyznaje, że nie jest utalentowany wokalnie. Co bynajmniej nie oznacza, że nie skusi się i nie zaśpiewa w parze z Nickiem Kyrgiosem, tak jak uczyniły to Virginia Wade, Martina Navratilova, Pam Shriver i Gigi Fernandez podczas pamiętnego Wimbledonu w 1996 roku.

Brak dachu nad kortem centralnym był przekleństwem dla stacji telewizyjnych, ale uruchamiał dawnego, zapomnianego ducha turniejów Wielkiego Szlema, kiedy spontaniczne reakcje były w cenie, a gwiazdy nie musiały chadzać napuszone i profesjonalne niczym zaprogramowane roboty.

 

3 lipca 1996 roku sympatycy tenisa czekali na znakomite widowisko. Ćwierćfinał singla panów podczas Wimbledonu pomiędzy Holendrem Richardem Krajickiem a Amerykaninem Petem Samprasem zapowiadał się smakowicie. Pistol Pete od trzech lat nie oddawał insygniów królewskich i rządził na londyńskiej trawie (1993-95). Z kolei Richard Krajicek świetnie serwował i grał porywającym jednoręcznym bekhendem.

 

Apetyty były zaostrzone, lecz przy stanie 2-2 w 1. secie, niebiosa postanowiły gorzko zapłakać. Deszcz nie ustawał. Mark Hillaby, jeden z chłopaków odpowiedzialnych za rozściełanie plandek i postawienie słynnego namiotu chroniącego trawę przed deszczem, tak nieszczęśliwie potknął się, że ostatecznie upadł i wylądował w szpitalu z obrażeniami głowy.

 

Kibice czytali prasę, konsumowali kanapki, popijali herbatkę, zajadali się truskawkami, ale czas zaczynał się dłużyć. Wówczas do akcji wkroczył stały bywalec wimbledońskich kortów, wokalista sir Cliff Richard…

 

Summer Holiday

 

To jeden z najbardziej znanych utworów sir Cliffa Richarda, którego brytyjscy miłośnicy muzyki lubią nazywać Piotrusiem Panem popu. Jeden z wimbledońskich oficjeli poprosił Cliffa, czy nie wsparłby słabnącej nadziei na poprawę pogody i czy nie zaśpiewałby dwóch dobrych numerów. Urodzony w Lucknow, kontrolowanej przez Brytyjczyków części Indii, sir Cliff Richard, ochoczo chwycił za mikrofon i zaintonował swój flagowy numer „Summer Holiday”. 55-letni wówczas wokalista porwał tłumy i wybudził ziewających kibiców z drzemki, która przeradzała się w nerwowe oczekiwanie na wznowienie gry.

 

Fani zaczęli śpiewać „Summer Holiday” z Richardem, a szczwany lis Cliff sięgnął po kolejny kawałek pt. „The Young Ones”. Trybuny się rozśpiewały, czegoś takiego Wimbledon jeszcze nie przeżył! Ponad kortem centralnym przetoczył się inny numer: „Bachelor boy”, a następnie kawałek, który zna każde angielskie dziecko: „Living Doll”. Ta piosenka sprawiła, że kort centralny zamienił się w ocean surrealizmu. Na scenę wkroczyły tenisistki: Martina Navratilova, Pam Shriver, Gigi Fernandez i brytyjska mistrzyni Wimbledonu’1977 – Virginia Wade. Panie zademonstrowały talenty wokalne, a zachwycony entuzjazmem tenisistek sir Cliff Richard zakrzyknął: „Jesteście boskie!”

 

Tenisistki zaczęły prześcigać się w rymowankach, ale najwyraźniej tekst „Living Doll” przypadł im do gustu, bo tłum podchwycił pomysł Pam, Martiny, Gigi i Virginii poczynając skandować. A sir Cliff Richard porwał do tańca panią ubraną w czarny uniform strzegącą porządku w loży królewskiej! I wówczas niczym w baśni, zza chmur wyjrzało słońce, rozległa się wrzawa, bo fani uwierzyli, że niebawem Richard Krajicek będzie neutralizował serve & volley Pete’a Samprasa.

 

Sir Cliff Richard wykazał się znamienitym poczuciem humoru i zanucił do mikrofonu naprędce skleconą sentencję: „Nigdy nie sądziłem, że zagram na centralnym korcie Wimbledonu”. Kibice zrosili serdecznym wybuchem radości słowa Cliffa i nagrodzili brawami rozgrzewających się Krajicka oraz Samprasa!

 

Minięcia, woleje, smecze zachwycały fanów wynagradzając im długie, acz urocze oczekiwanie na mecz. Słońce świeciło, deszcz ponownie przerwał mecz, ale udało się rozegrać dwa sety (oba wygrał Krajicek), aż zapadające ciemności sprawiły, że po godzinie 20 czasu lokalnego, przerwano mecz przy stanie: 1-1 w trzecim secie.

 

Następnego dnia Holender dokończył dzieła i spakował fenomenalnego Pete’a w trzech setach (7-5, 7-6, 6-4). Krajicek wygrał Wimbledon w 1996 roku, lecz dla brytyjskiej prasy bohaterem deszczowej środy w drugim tygodniu Szlema był sir Cliff Richard. „The Guardian” użył po mistrzowsku brytyjskiego poczucia humoru i napisał: „Zaimprowizowany występ sir Cliffa Richarda był najlepszym wynikiem Anglika na korcie centralnym Wimbledonu od czasów Freda Perry’ego”. Wyborny komentarz okraszony szczyptą kpiarstwa…

 

Od czasów trzykrotnych skalpów Freda Perry’ego (1934-1936) nie było powodów, aby brytyjski tenis mógł napawać się sukcesami na wimbledońskiej trawie. Milczenie i niegasnący smutek przerwał dopiero w 2013 roku świetnie wyszkolony technicznie sir Andy Murray, pokonując w finale Wimbledonu Serba Novaka Djokovicia.

 

W półfinale Murray pokonał w czterech setach łodzianina Jerzego Filipa Janowicza, a w finale w trzech partiach rozprawił się z Nole. Ta wiktoria, tak długo wyczekiwana przez Brytyjczyków była również ulgą dla Andy’ego, który rok wcześniej przegrał finał Wimbledonu z Rogerem Federerem.

 

W 2013 roku powody do wzruszeń miał również Ivan Lendl, trener Murraya. Ivan, wybitny tenisista i znakomity strateg, nigdy nie wygrał Wimbledonu… Ivan Lendl, król sarkazmu rodem z Ostravy, przegrał oba finały: z Niemcem Borisem Beckerem (1986) i Australijczykiem Patem Cashem (1987). Czyżby ponowny mariaż sir Andy’ego Murraya z Ivanem Lendlem oznaczał, że 35-letni Szkot, tatuś czworga dzieciaczków, zamierza sięgnąć po trzeci wimbledoński skalp?

 

Murray w natarciu czy Rafa po raz 23?

 

Na Wyspach nikt o zdrowych zmysłach nie oczekuje, że sir Andy Murray wygra w tym sezonie 9 turniejów, tak jak miało to miejsce w 2016 roku, gdy Szkot został pierwszym Brytyjczykiem, który został liderem rankingu ATP. Niemniej jednak statystyki nie kłamią. Młodszy z braci Murrayów wygrał aż 46 turniejów w singlu, z czego 8 skalpów złowił na trawie.

 

Andy aż 5 razy triumfował w Queen’s Clubie, dwukrotnie na kortach Wimbledonu i raz podczas IO w Londynie. Murray wie, że złota era przeminęła, ale tak charakterny i zdeterminowany tenisista jak Andy to rzadkość. Skoro 35-latek osiąga finał bardzo dobrze obsadzonego turnieju w Stuttgarcie i pokonuje w półfinale Nicka Kyrgiosa, oznacza to, że Murray jest w formie.

 

Co prawda chcąc wygrać Szlema w singlu należy wygrać aż siedem pojedynków, ale ubiegłoroczne maratony Andy’ego na korcie centralnym Wimbledonu (z Gruzinem Basilaszwilim oraz z Niemcem Otte) pozwalają przypuszczać, że ulubieniec Wyspiarzy jeszcze może sprawić niespodziankę u zbiegu Church i Somerset Road…

 

Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że po raz pierwszy w historii Wimbledonu mecze zostaną rozegrane w tzw. Middle Sunday, a więc w niedzielę, która tradycyjnie była dniem wolnym od pracy. Inaczej należy rozłożyć siły, aby przetrwać dwutygodniowy maraton. Mecze czwartej rundy singla pań i panów zostaną rozłożone na dwa dni. Manic Monday będzie tylko i wyłącznie nostalgicznym westchnieniem…

 

Rafael Nadal Parera…

 

W swojej przebogatej karierze Hiszpan sięgnął po 92 tytuły w singlu i 11 tytułów w deblu. Rafa cichcem (nie jest wymieniany jednym tchem w gronie faworytów do triumfu w Londynie) przygotowuje się do ataku po trzecie zwycięstwo na wimbledońskiej trawie. Co prawda od finału z Czechem Tomasem Berdychem minęło 12 lat i wydaje się, że Rafa nie jest w tak baśniowej formie jak w 2008 roku, kiedy pokonał w finale Rogera Federera. Jednak Rafa poczuł krew, bo zwycięstwa w Melbourne Park i w Paryżu sprawiły, że Hiszpan może ustrzelić kalendarzowego Szlema!

 

Coś co nie udało się w sezonie 2021 Serbowi Novakowi Djokoviciowi (Nole wygrał 3 turnieje i przegrał w finale US Open z Daniłem Miedwiediewem), może stać się udziałem El Manacori. Australijczyk Rod Laver (dwukrotnie: 1962 i 1969) oraz Amerykanin Donald Budge (1938) dokonali tejże sztuki. W przypadku wygranej Rafy, Hiszpan zbliży się do Ivana Lendla, który triumfował w 94 turniejach. Najwięcej turniejów wygrał Jimmy Connors (109). Drugi w tej klasyfikacji jest Roger Federer (103), a trzeci Lendl…

 

Z pewnością faworytem nr 1 jest sześciokrotny król Wimbledonu Serb Nole Djoković, który po porażce w ćwierćfinale Roland Garros postanowił odpocząć w Czarnogórze. Przed rokiem Novak przed Wimbledonem zagrał jeno w debla na Majorce (aby zanadto nie nadwątlić sił), a następnie dotarł do finału Wimbledonu, w którym pokonał Matteo Berrettiniego. Rzymianin Berrettini jest pierwszym tenisistą z Italii, który zagrał w finale Wimbledonu (Adriano Panatta wygrał French Open’1976).

 

„My Włosi lubimy narzekać i zrzędzić, ale tak po prawdzie lubię grać na trawie” – powiedział po triumfie na kortach Queen’s Clubu. Berrettini jest w znakomitej formie i choć wrócił do touru po długiej przerwie (12 tygodni), to zdołał wygrać dwa turnieje na trawie (ATP 250 Stuttgart i ATP 500 Queen’s Club). Czy Matteo jest w stanie pokonać Nole? Niewykluczone. Co intrygujące, fenomenalny Djoković nie przegrał na wimbledońskiej trawie od 2017 roku! Ostatnim, który znalazł sposób na Nole był poczciwy chłopak z Valasske Mezirici – Tomas Berdych…

 

Hurkacz, Halle, High Hopes!

 

Hubert Hurkacz rośnie w siłę. Najlepszy polski singlista rozwija się w znakomitym stylu. 12 czerwca Polak i leworęczny Chorwat Mate Pavić wygrali finał debla na korcie trawiastym w Stuttgarcie. Tydzień później Wrocławianin nie dał szans rywalom w singlu w Halle. Szczególnie półfinałowy triumf nad Nickiem Kyrgiosem i finałowa batalia, w której Polak pokonał mistrza US Open’2021: Daniła Miedwiediewa dają powody do zachwytu.

 

Hubert rewelacyjnie gra w debla. Zwycięstwo u boku mistrza Wimbledonu’2021 i mistrza olimpijskiego w grze podwójnej: buchającego energią niczym wulkan Stromboli Mate Pavicia, musi budzić szacunek. W Miami Hubi i John Robert Isner wygrali finał debla w Masters Series 1000. Wcześniejsze skalpy jakie Hubert złowił z Felixem Auger-Aliassime i Janem Zielińskim nie były dziełem przypadku. Tym bardziej godne podkreślenia jest zwycięstwo pary: Hurkacz/Auger-Aliassime nad najlepszą parą sezonu 2020 – Mate Pavić/Bruno Soares w finale w hali Bercy.

 

Hubert potrafi słuchać. Jest cierpliwy. Otacza się mądrymi ludźmi. Iga Świątek w wywiadzie dla Polsatsport.pl, udzielonym w Adelajdzie przed występem w tegorocznym Australian Open, wyznała, że szanuje Huberta przede wszystkim za to jakim jest człowiekiem. W wymiarze sportowym to już bardzo dojrzały, światowej klasy tenisista, który jest świadomy swojej wartości.

 

Przemek Piotrowicz z Kielc i Amerykanin Craig Boynton to główni architekci progresu wyników wrocławianina. Znamienne jest to co mówił w listopadzie 2021 roku o Hubercie były kapitan reprezentacji Polski – Radek Szymanik. „Hubi od wczesnych lat wiedział co i kiedy jeść, jak się prowadzić, zadawał mnóstwo pytań, bo chciał być profesjonalistą. Poza walorami czysto tenisowymi: serwis, wolej, return, gra na półkorcie, posiada jeszcze jedną, niezmiernie ważną cechą. Szanuje ludzi. Zabrał do Turynu (na Nitto ATP Finals) całą familię”.

 

Return Hubiego nie zawodził ani w Miami, gdzie błyszczał u boku Johna Roberta Isnera. Serwis funkcjonował znakomicie przed rokiem podczas meczu IV rundy Wimbledonu z Daniłem Miedwiediewem, w ćwierćfinale przy SW 19 z Rogerem Federerem i w półfinale w Halle z Nickiem Kyrgiosem.

We wczesnej młodości Filip Kańczuła, były trener Hubiego, dziś pracujący w tenisowej akademii w Arizonie, często „katował” Hurkacza utworami „The Bossa” – Bruce’a Springsteena. Hubi otrzymał staranne wykształcenie (w quizie ATP World Tour Uncovered błysnął wiedzą o stolicy Australii – Canberze). Jednak do aktualnej dyspozycji Polaka na trawie bardziej pasuje znakomity numer Pink Floyd z płyty „The Division Bell” z 1994 roku. Mowa o utworze „High Hopes”. HH, czyli Hubert Hurkacz i HH, czyli High Hopes. Niezależnie od piątkowego losowania (24 czerwca, godzina 10 czasu londyńskiego) i układu drabinki, niech fragment „The grass was greener…” poprowadzi wrocławianina ku wielu wzruszeniom przy Somerset Road…

 

Wimbledon kocha rocznice

 

100 lat temu z uwagi na niesforną ciuchcię przeniesiono wimbledońskie korty z Worple Road na obecny teren. Przed rokiem Ash Barty wygrała finał singla w 50. rocznicę triumfu wspaniałej Aborygenki – Evonne Goolagong Cawley. 45 lat temu dziewczyna z południowego krańca Wysp – z Bournemouth – Virginia Wade została ostatnią Brytyjką, która wygrała finał gry pojedynczej pań.

 

10 lat temu krakowianka Agnieszka Radwańska zagrała w finale Wimbledonu z kultową Sereną Williams. Tą samą Sereną, która świetnie relaksuje się grając na sześciostrunowej gitarze numer kapeli Green Day: „Basket case”. Młodsza z sióstr Williams otrzymała dziką kartę w singlu, a Agnieszkę Radwańską zobaczymy w turnieju deblowych legend, z byłą liderką rankingu WTA – Serbką, Jeleną Janković. W 2007 roku Janković zapisała się do turnieju miksta w ostatniej chwili wraz z Jamiem Murrayem, po czym Szkot i Serbka wygrali Wimbledon w grze mieszanej pokonując znakomitą parę: Alicia Molik – Jonas Bjorkman!

 

Polki w finałach Wimbledonu

 

W historii turnieju pań, Polki dwukrotnie dotarły do finału Wimbledonu: Jadwiga Jędrzejowska (1937) i Agnieszka Radwańska (2012). Pozycja Igi Świątek, niepodważalnej liderki rankingu i dwukrotnej mistrzyni singla Roland Garros (2020 i 2022) pozwala mieć rozbudzone nadzieje. Iga jest bardzo dojrzałą kobietą, świadomą swoich walorów i podchodzi z ogromną dozą pokory do trawiastej przygody.

 

Przed rokiem Iga dotarła do IV rundy (Polkę zatrzymała Tunezyjka Ons Jabeur), więc umiarkowany optymizm jest wskazany. Iga imponuje bardzo mądrą polityką startową. Wie kiedy odpoczywać, a kiedy rzucić się w wir pracy. Ponadto ogromne znaczenie ma trenerskie doświadczenie Tomasza Wiktorowskiego, który w przeszłości pracował z Agnieszką Radwańską i Olgą Danilović, córką znakomitego serbskiego koszykarza Predraga Danilovicia.

 

Poza tym, Iga Świątek, miłośniczka dobrego, rockowego brzmienia, która lubi wokal Roberta Planta, gitarę Jimmy’ego Page’a i perkusję Johna Bonhama, doskonale wie, że lepiej wejść agresywnie na scenę jak Plant w niesamowitym numerze Led Zeppelin pod szyldem „Black Dog”…

 

Pytanie na co stać ubiegłoroczną finalistkę, Czeszkę Karolinę Pliskovą czy Szwajcarkę Belindę Bencić, koleżankę słowackiego żużlowca Martina Vaculika, która razem z zawodnikiem Stali Gorzów Wielkopolski chadza do siłowni w Bratysławie. A może lwi pazur pokaże finalistka Aussie Open’2022 – Amerykanka Danielle Collins? Czy fanów tenisa pozytywnie zaskoczy mistrzyni Wimbledonu’2017, ulubienica redaktora Marcina Murasa – Hiszpanka Garbine Muguruza, która jest na tyle odważna, że wspięła się na wulkan Kilimandżaro? 

Tomasz Lorek/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie