Cezary Kowalski: Obóz Lewandowskiego zmienia strategię i chce dogadać się z Bayernem po dobroci?

Piłka nożna

Każdy dzień otwartego okienka transferowego to nowe odcinki opery mydlanej pod tytułem Robert Lewandowski odchodzi z Bayernu Monachium do Barcelony. Trawa przeciąganie liny i odliczanie dni do 12 lipca, kiedy Polak powinien zgodnie z obowiązującym jeszcze przez rok kontraktem stawić się na treningu Bayernu.

Dzisiejszy kataloński "Sport" informuje, że team Lewandowskiego zmienia strategię i już nie dąży do konfrontacji z Bayernem, ale spróbuje zrobić krok w tył załagodzić sytuację i dogadać się bez eskalowania konfliktu i zniechęcania do siebie bossów klubu z Bawarii. W tym natłoku sprzecznych często informacji, ta wydaje się prawdziwa. Zwłaszcza gdy przypomnimy sobie zdarzenie sprzed lat, kiedy Robert odchodził z Borussii Dortmund. Bayern mocno wówczas się postawił, a właściwie postawił Polaka do pionu i ten zrealizował wcześniejszą umowę zawartą z Bawarczykami. Teraz niemiecki klub zachowuje się wobec naszego asa podobnie.

 

ZOBACZ TAKŻE: FC Barcelona chce Roberta Lewandowskiego na mecz z Realem Madryt w Las Vegas

 

Przed laty RL9 będąc jeszcze zawodnikiem klubu z Dortmundu podpisał umowę z Bayernem. Odbyło się to w tajemnicy, bo dopiero po kilku miesiącach mógł oficjalnie ogłosić, że pozyskał Polaka. Wszelkie formalności zostały jednak zapięte na ostatni guzik. W międzyczasie pojawiła się bardzo konkretna oferta z Realu Madryt, gdzie Robert zapragnął się udać. Próbował skłonić swoich ówczesnych doradców i menedżera, aby ci dogadali się z hiszpańskim klubem.

 

Bayern postawił wtedy sprawę na ostrzu noża, sugerując, że ujawni zawartą umowę, która powinna być dopełniona, a sam zawodnik nie będzie postawiony w dobrym świetle. Teraz sytuacja jest w pewnym sensie podobna. Bayern próbuje wziąć Roberta „na huki”. Jasne deklaracje bossów klubu, że nie zamierzają się pozbywać swojego asa akurat w przypadku niemieckich działaczy mają swoją wymowę. Ważą sporo, patrząc na wcześniejsze tego typu oświadczenia.

 

Dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić specjalnie po to, aby oznajmić stanowisko klubu "Lewemu" został wysłany na Majorkę, gdzie piłkarz przebywa na wakacjach. Polak usłyszał, że ma się stawić w pracy i koniec.

 

W momencie gdy sytuacja Barcelony zaczyna się klarować, bo ta dzięki uruchomieniu słynnych dźwigni ekonomicznych (m.in. odsprzedaż udziałów w prawach telewizyjnych) niebawem znajdzie środki na transfery, sytuacja pomiędzy Polakiem, a jego dotychczasowym pracodawcą zrobiła się naprawdę patowa.

 

Zdarzały się przecież w historii klubu podobne przypadki, gdzie Bayern stawiał na swoim, nawet kosztem tego, że nie zarobił. Dlatego jest absolutnie realne, że na skutek takiej twardej postawy klubu, otocznie Polka, jak informują Hiszpanie, rzeczywiście może proponować plan awaryjny.

 

Tym języczkiem u wagi, które może jeszcze przechylić sprawę na korzyść reprezentanta Polski jest te 50 mln euro, które w różnej formie (z bonusami) proponuje Barcelona. Rok upierania się przy tym, aby RL9 został w Niemczech, będzie kosztować Bawarczyków tak naprawdę 70 mln, bo trzeba doliczyć 20 mln na jego utrzymanie.

 

Ewentualną gwarancję, że Polak znów strzeli ze 40 goli w sezonie i poprowadzi Bayern przynajmniej do półfinału Ligi Mistrzów też można by przeliczyć na konkretne wielkie pieniądze zarobione dzięki tym wydanym przez Bayern, ale kto ją da? Przecież futbol to nie matematyka. Za chwilę Robert wejdzie w 35 rok życia, a i motywacja po tych obecnych wydarzeniach z pewnością nie byłaby taka jak zwykle.

 

Czy zatem będziemy teraz świadkami grzecznego powrotu zawodnika do Monachium, wejścia do szatni, w której jego noga miała już nie postanąć i spokojnych rozmów o transferze zamiast eskalacji konfliktu?

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie