Tomasz Lorek: List do króla Jerzego

Tenis
Tomasz Lorek: List do króla Jerzego
fot. PAP
Tomasz Lorek: List do króla Jerzego

"Mój kochany Tatusiu. Jestem niezmiernie zadowolony, że udało nam się wygrać turniej deblistów. W półfinale było krucho. Przegraliśmy pierwszego seta, odrodziliśmy się w drugim, a w trzecim rywale mieli przewagę przełamania, prowadzili 4-1, a mimo to pokonaliśmy ich, Tatusiu" - urocza treść listu wzruszyła króla Jerzego V.

Początek listu bardziej przypomina wyznanie 9-letniego syna, który pragnie podzielić się z tatą wrażeniami z turnieju deblistów. Po prawdzie był to list napisany przez Alberta, doświadczonego pilota służącego w Royal Air Force. Królewskie Siły Powietrzne doczekały się turnieju tenisowego pod szyldem British RAF Lawn Tennis Championships. Słowa Alberta były skierowane do króla Zjednoczonego Królestwa Jerzego V, cesarza Indii. Albert pisze co następuje: „Byłem zdziwiony, że przebrnąłem przez 3 rundy singla. Wiedziałem, że nie mam zbyt wielu szans w półfinale, bo trafiłem na Greiga. Przyznaję, że Greig był o klasę lepszy. W deblu straciłem wiele sił. Omal nie zemdlałem z wycieńczenia, ale przetrwałem kryzys i sięgnąłem po puchar z moim partnerem” – pisał w 1926 roku Albert.

 

Tenis ośmiela księcia

 

Kiedy Albert drewnianą rakietą posyłał woleje przy siatce, jeszcze nie przypuszczał, że w w grudniu 1936 roku wstąpi na tron jako książę Yorku, Albert Frederick Arthur George. Albert jawił się jako nieśmiały chłopak, któremu brakowało pewności siebie, który bał się o cokolwiek poprosić czy zapytać. Jednak na korcie tenisowym pokonywał słabości i zamieniał się w bestię żądną zwycięstw. Był wstydliwy, stronił od hucznych biesiad na dworze. Biografowie króla Jerzego V podkreślają, że wygrany debel w turnieju pilotów RAF był idealną okazją, aby wyjść z cienia i udowodnić, że Albert zmężniał.


W 1926 roku partner deblowy Alberta, podpułkownik lotnictwa Louis Greig wysunął śmiałą myśl! Zgłośmy się do turnieju wimbledońskiego! A co tam… Książę Albert wprost oniemiał z zachwytu. Okazja była przednia, bo w 1926 roku Wimbledon obchodził mały jubileusz, z okazji którego Król Jerzy V i królowa Mary postanowili odwiedzić korty przy Church i Somerset Road, przekąsić wykwitne wiktuały i uraczyć się szampanem w dniu rozpoczęcia turnieju… Wimbledon nigdy wcześniej nie doczekał się takiego splendoru, aby koronowane głowy pojawiły się na kortach.


Przystąpienie do gry księcia było dość ryzykownym posunięciem. Na dworze królewskim obawiano się, że jego sportowa porażka będzie idealnym momentem, aby rosnące w siłę media poddały krytyce poczynania Alberta. Co prawda, w 1920 roku korespondent dziennika „The Times” piał z zachwytu nad sylwetką i zdumiewającą pracą stóp księcia Alberta uprzejmie informując, że „Albert zna podstawowe zasady gry w tenisa”… Dan Maskell, nestor dziennikarzy brytyjskich parających się tenisem, który swego czasu pracował jako chłopiec podający piłki dla księcia w londyńskim Queen’s Clubie zwykł mawiać: „Albert? Ma bardzo przeciętny bekhend. Można byłoby wjechać w jego bekhend wielką karocą”. To zdanie sugerowało, że chcąc pokonać Alberta na korcie, nie należy uciekać się do wyszukanej strategii, tylko konsekwentnie posyłać piłki na jego bekhend…


Komitet sędziów na Wimbledonie miał nielichy orzech do zgryzienia. Z jednej strony wizja obsadzenia księcia na korcie centralnym była kusząca. Lecz co będzie jeśli jego występ okaże się klapą? Może bezpieczniej będzie dać Albertowi mecz na bocznym korcie, aby niewielu oglądało porażkę księcia? Racja, ale czy książę nie poczyta tego za zniewagę?

 

Sprytny fortel

 

Sędziowie układający plan gier na Wimbledonie uciekli się do zacnego wybiegu. Poczekali na losowanie drabinki. Okazało się, że książę Albert i jego partner deblowy Louis Greig nie trafili na agresywnie grających z głębi kortu wysportowanych Amerykanów, lecz na podstarzałych Anglików. 58-letni dżentelmen Arthur Wentworth Gore i 52 adwokat Herbert Roper Barrett. Sędziowie zacierali rączki, bo któż obawiałby się deblowego duetu złożonego z poczciwego adwokata i dżentelmena, któremu bliżej było do lektury szekspirowskich dzieł przy kominku aniżeli gry drajw wolejem?


Ustalono, że mecz zostanie rozegrany na korcie nr 2, najbardziej ceniony kort poza centralnym. 24 czerwca, 1926 rok, Wimbledon.


Zaczęło padać. Pomimo nadludzkich wysiłków obsługi, korty nie nadawały się do gry. Mecz, w którym miał wystąpić książę Albert i podpułkownik lotnictwa, przełożono na następny dzień.

 

Nie ma żartów z rutyniarzami

 

Naoczni świadkowie wydarzenia przecierali oczy widząc podstarzałych mistrzów wychodzących na kort nr 2. Gradowe chmury ustąpiły miejsca promieniom słońca. Stara gwardia nie zamierzała składać broni. Kronikarze Wimbledonu doskonale wiedzą, że Arthur Gore pochodzący z wioski Lyndhurst to nie kto inny jeno trzykrotny mistrz tego turnieju w singlu (1901, 1908, 1909). Gore grał jednoręcznym bekhendem, a więc dzisiejsi artyści tego gatunku: Wawrinka, Federer, Gasquet, Thiem, Kohlschreiber, Tsitsipas mają zacny wzorzec. Z kolei pochodzący z Upton Herbert Roper Barrett aż trzykrotnie triumfował w deblu (1909, 1912-13).


Gore i Barrett zagrali niczym młodzi tenisowi Bogowie. Wynik konfrontacji z księciem i podpułkownikiem: 6-1, 6-3, 6-2. Co ciekawe, debel panów na kortach Wimbledonu to jedyny taki turniej spośród wielkoszlemowych imprez. Tylko w Londynie panowie grają do trzech wygranych setów. Gore i Barrett przy siatce podczas rytualnej wymiany pozdrowień wyznali rywalom: „łącznie mamy 110 lat!”


To jedyny przypadek kiedy w wielkoszlemowym Wimbledonie, udział wziął człowiek z rodziny królewskiej…


Od tamtej pamiętnej porażki w deblu książę Albert poprzysiągł sobie, że będzie zasiadał w loży na trybunach, a przenigdy nie skusi się na udział w wimbledońskim turnieju.


Książę Albert był tak załamany i przerażony rozmiarami porażki, że po meczu wyszedł z szatni i poprosił o spotkanie z dyrektorem sędziów – Frankiem Burrowem. „Obawiam się, że swoim występem zaniżyłem wimbledońskie standardy. To już więcej się nie powtórzy” – rzekł skruszony książę Albert.


Najpiękniej jednorazowy wimbledoński występ Księcia Alberta, drugiego syna króla Jerzego V, podsumowała jego małżonka – Queen Mother. „Albert, dla przyjaciół Bertie, udowodnił całym swoim życiem, że jest o niebo lepszym mężem, ojcem i monarchą aniżeli tenisistą”. I trudno odmówić racji Queen Mother, która kochała tenis. Ostatnim finałem singla panów, który obejrzała małżonka Księcia Alberta był niezapomniany pojedynek rozgrywany w poniedziałek 8 lipca 2001 roku. Wówczas Chorwat Goran Ivanisević (dziś trener Novaka Djokovicia) pokonał Australijczyka Pata Raftera w pięciu setach…

Tomasz Lorek/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie