Magiera: Rozczarowujący tryb reprezentacyjny...

Siatkówka
Magiera: Rozczarowujący tryb reprezentacyjny...
Fot. PAP
Magiera: Zacznijmy od tego, że Stefano Lavarini nie jest czarodziejem i nie ma różdżki, ale też pamiętajmy, że to nie jest bajka, tylko życie, a tutaj Lavarini jest trenerem i widać, że próbuje układać drużynę na swoich zasadach, tylko na razie nikt nie może się zorientować jakie to zasady i w którym kierunku to wszystko zmierza

Nie wiem, czy słowo rozczarowanie jest najlepszym słowem, którym można podsumować fazę eliminacyjną Ligi Narodów w wykonaniu naszych siatkarek, bo tutaj trzeba by było sobie odpowiedzieć na pytanie, kto i czego po tych występach oczekiwał. Na pewno rozczarowujące są wyniki z drugiej fazy eliminacji. A wszystko przez sześć porażek z rzędu w tym przegrane z Belgią, Dominikaną i Bułgarią.

Zapowiadając zmagania naszych siatkarek na tych łamach napisałem, że spodziewam się w najgorszym wypadku bilansu 6 wygranych i 6 przegranych spotkań. Skończyło się na 4:8, czyli... słabiutko. Przy tej całej mizerii najgorszy jest chyba fakt, że praktycznie do samego końca byliśmy w grze o awans do finałowego turnieju w Turcji.

 

Jakie wnioski po pierwszej części sezonu reprezentacyjnego? Zacznijmy od tego, że Stefano Lavarini nie jest czarodziejem i nie ma różdżki, ale też pamiętajmy, że to nie jest bajka, tylko życie, a tutaj Lavarini jest trenerem i widać, że próbuje układać drużynę na swoich zasadach, tylko na razie nikt nie może się zorientować jakie to zasady i w którym kierunku to wszystko zmierza, bo pierwsze odczucie jest takie, że na pewno nie w tym w którym powinno. Większość zespołów nie miała czasu na przygotowanie się do rozgrywek, ale zdecydowana większość z nich z turnieju na turniej robiła postępy, u nas niestety było odwrotnie. Budowanie zespołu to nie jest proces łatwy, ani krótki, więc z ocenami trzeba się jeszcze wstrzymać, choć nie ma co ukrywać, że palce czasami parzą dość mocno, żeby wystukać kilka cierpkich słów na klawiaturze komputera.

 

Wyniki jakie osiągnęła reprezentacja siatkarek wszyscy znają. Siatkówka to sport w którym nie ma kompromisów. Tutaj albo się wygrywa, albo się przegrywa, nie ma nic po środku. Patrząc na naszą drużynę można się zastanowić jak to jest, że zespół aż tak bardzo faluje, jeśli chodzi o utrzymanie poziomu gry. Już nawet nie chodzi o to, że jednego dnia potrafimy walczyć jak równy z równym z silnymi Włoszkami, by dzień później przegrywać w jednym z setów z Chinkami 4:20 i skończyć ostatecznie wynikiem 8:25.

 

Tu chodzi o to, że po dniu przerwy w rozgrywkach, potrafimy w świetnym stylu wygrać czwartego seta z Dominikaną do 13, by chwilę później rozpocząć tie breaka od stanu 0:4 i przegrać seta do 9. Jak to jest, że potrafimy prowadzić w drugim secie z tą samą Dominikaną 24:21 i przegrać go 36:38. Podobnie było w spotkaniu z Belgią (to ten mecz w głównej mierze zadecydował o braku awansu do finałowej rozgrywki w Ankarze), kiedy też prowadziliśmy różnicą kilku punktów, aby w samych końcówkach roztrwonić przewagę.

 

Pewnie nikt nie zwróciłby na to uwagi, gdyby taka historia przytrafiła się nam jeden raz, ale ona przytrafia się nam notorycznie, praktycznie w każdym meczu. W ostatnim spotkaniu z Bułgarią w jednym secie utknęliśmy przy stanie 13:18 i nie zdobyliśmy ani jednego punktu do końca, w drugim od stanu 14:19 zdobyliśmy tylko cztery oczka.

 

Rzadko to robię, ale tym razem zajrzałem na fora internetowe, aby poczytać opinie kibiców. W większości przejawia się motyw, że gdyby dalej kadrę prowadził Jacek Nawrocki i ta uzyskałaby takie same wyniki jak drużyna Lavariniego, to fala hejtu zalałaby całą możliwą przestrzeń. Osobistych wycieczek w kierunku poszczególnych zawodniczek nie będę komentował, bo to nic nie wnosi do dyskusji o reprezentacji Polski. Jedna rzecz mnie zaciekawiła, mianowicie dyskusja na temat gry Joanny Wołosz i podważanie jej statusu w hierarchii rozgrywających na świecie.

 

Nie, nie… To nie tak. Nie ma sensu porównywać gry Joanny Wołosz w reprezentacji z grą w klubie. To są dwie różne historie, a problem – choć też nie wiem, czy słowo problem jest akurat najlepsze w tym miejscu – bierze się stąd, że Aśka gra w reprezentacji dokładnie tak samo jak w klubie, tylko w klubie ma wokół siebie trochę inne siatkarki. Chodzi o motorykę, dynamikę, umiejętności i przede wszystkim głowę, czyli szeroko pojętą mentalność.

 

I wydaje się, że nie ma w tej chwili wyjścia i musi w sobie znaleźć, później polubić, a na koniec włączyć nazwijmy to „tryb reprezentacyjny”, bo to jedyna droga do tego, aby reprezentacja znalazła się wreszcie tam, gdzie chcieliby ją widzieć kibice. Na razie jej niestety nie widać i tak naprawdę nie wiadomo, gdzie ona jest.

Marek Magiera/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie