Cezary Kowalski: Lech jeszcze nie wzbił się do lotu, ale apetytu narobił

Piłka nożna
Cezary Kowalski: Lech jeszcze nie wzbił się do lotu, ale apetytu narobił
fot. PAP
Cezary Kowalski: Lech jeszcze nie wzbił się do lotu, ale apetytu narobił.

Lech Poznań wygrał z Karabachem Agdam 1:0 w pierwszy meczu pierwszej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Aby mistrz Polski dostał się do elitarnych rozgrywek, musi wyeliminować czterech przeciwników. Na razie wykonał maleńki kroczek. Rewanż z Karabachem za tydzień w Baku.

Azerscy dziennikarze po meczu w Poznaniu byli wściekli, ruszyli do trenera Gurbana Gurbanowa z pretensjami: jak mogłeś przegrać z taką drużyną jak mistrz Polski?! - Panowie, spokojnie, bez agresji - uspokajał szkoleniowiec, który prowadzi tę ekipę od 14 lat, a ostatnio siedem razy z rzędu grał w fazie grupowej europejskich rozgrywek (Liga Europy, Liga Mistrzów, Liga Konferencji).

 

ZOBACZ TAKŻE: Łukasz Fabiański na dłużej w West Ham United

 

Obrazek jak ulał pasuje do zamiany postrzegania ról, jaka w ostatnich dekadach dokonała się w klubowym futbolu Polski i Azerbejdżanu. Niegdyś to my uważaliśmy Azerów za futbolową prowincję, teraz oni nas.

 

Co prawda budżety klubów są w miarę zbliżone, a na transfery i pensje wydaje się w obu miejscach podobne pieniądze, ale w Azerbejdżanie robi się to mądrzej. Z głową, bez szaleństw i zwrotów w polityce. Karabach Agdam jest klubem spójnym, systematycznym, co wynika także ze stosunkowo słabej ligi i absolutnej dominacji w niej obecnego mistrza. Były klub Jakuba Rzeźniczaka tak naprawdę koncentruje się wyłącznie na rywalizacji międzynarodowej, gdzie gra stale. I z reguły więcej niż przyzwoicie. Nawet kiedy w minionym sezonie Ligi Konferencji przegrywał w 1/16 finału z Olympique Marsylia, prezentował się bardzo dobrze.

 

I potwierdził to w Poznaniu.

 

- Estetyka gry Azerów była na wysokim poziomie, ale tylko do 16 metra przed bramką Lecha. Widać było większe ogranie drużyny z Karabachu. Oni potrafili z piłką rozmawiać, a ona ich słuchała – analizował były asystent Leo Beenhakkera Bogusław Kaczmarek. - Przed dłuższa część meczu nie potrafiliśmy się utrzymać przy piłce po jej odbiorze. Błyskawicznie ją gubiliśmy. Takie granie rwanie. Wynik obiecujący, przestrzegałbym przed zbytnim optymizmem – dodał Kaczmarek, który w związku z tym, że jest wielkim fanem holenderskiego systemu szkolenia, zabrał głos na temat nowego trenera Lecha Johna van den Broma.

 

- Trudno, aby po tak krótkim czasie było widać jego sznyt. To było dopiero pierwsze jego spotkanie. Ale fakt, że Lech był dobrze ustawiony i mimo nie najlepszej gry jednak zdołał wygrać, to nie jest kompletny przypadek. Wychodzi rutyna szkoleniowca na arenie międzynarodowej. Przyda się takie spojrzenie na polski futbol okiem fachowca z Holandii – ocenił.

 

Faktycznie, van den Brom odszedł od tego, co głosił na konferencjach i jak grał ze swoimi poprzednimi klubami. Nie było widać tego słynnego ofensywnego DNA, jakie ma być zaszczepiane w Lechu. Holender potrafił dopasować się do rywala i okoliczności. Wygrał, bo był pragmatyczny.

 

Po meczu w Poznaniu można było odnieść wrażenie, że Lech nie pokazał jeszcze swoich wszystkich atutów, którymi dysponował w trakcie minionego sezonu. Choćby fantastyczny za czasów Macieja Skorży Amaral był cieniem samego siebie.

 

Van den Brom więcej też powinien wyciągnąć z młodych polskich graczy. Co prawda po odejściu Jakuba Kamińskiego do Wolfsburga jest ich coraz mniej, ale jednak kilku ma potencjał, aby pociągnąć Lecha i znów dać zarobić klubowi. Choćby Michał Skóraś, który ma teraz większe pole do popisu. Czy Filip Szymczak, który wszedł na zmianę i podobnie jak Skóraś mógł podwyższyć na 2:0.

 

Holender nie ma im za złe w myśl zasady, której hołduje „Lepiej piłkarza przytulić niż go kopnąć”. Patrząc na jego karierę, zawsze chętnie stawiał na młodych nawet wrzucając ich na bardzo głęboką wodę, zatem można mieć nadzieję, że rozwinie także tych z Lecha. Sytuację na starcie ma w miarę komfortową. Skład jak na polskie warunki bardzo szeroki i przyzwoity. Są już siedzący na ławce rezerwowych nowi Giorgi Citaiszvili oraz Alfonso Sousa, jest skromna zaliczka przed wyjazdem do Baku i doskonała atmosfera, która utrzymuje się po końcówce ubiegłego sezonu.

 

Tu nie ma żadnego odbudowywania, wychodzenia ze zgliszczy, jest jedynie potrzeba podsycenia tego co zastał. Van den Brom sam mówi, że ma gotową drużynę, nie rozpadła się po poprzednim sezonie, trzeba po prostu dołożyć czegoś ekstra od siebie.

 

A zatem: Go Johnny!

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie