Czereszewski: Lech ma pakę, a Legia może znów nie wejść do pucharów

Piłka nożna
Czereszewski: Lech ma pakę, a Legia może znów nie wejść do pucharów
Fot. PAP
Czereszewski przed rewanżem w Karabachu: Jeśli Lech zagra tak jak w Poznaniu, to jest kwestia czasu, kiedy straci gole. Zacznie się, jak to mówią: bach, bach, Karabach. Ja rozumiem, że można się mądrze bronić i skutecznie kontratakować, ale w meczu w Poznaniu w Lechu grała praktycznie tylko i wyłącznie obrona. Nie było utrzymania piłki w środku pola, nie było gry skrzydłami, Mikael Ishak był w ataku osamotniony. Lech powinien o tym meczu jak najszybciej zapomnieć, to było bardzo szczęśliwe i niezasłużone zwycięstwo. To była obrona Częstochowy.

- Mimo zwycięstwa w pierwszym meczu w kwalifikacjach Ligi Mistrzów z Karabachem, nie podobała mi się gra Lecha i mam obawy przed rewanżem. Lech ma jednak mocną drużynę i jestem dla mnie faworytem w Ekstraklasie. Z kolei Legia może znów nie zakwalifikować się do europejskich pucharów. Nie robię sobie też zbyt dużych nadziei co do występu Polski na mundialu - mówi Sylwester Czereszewski, były król strzelców Ekstraklasy, piłkarz m.in. reprezentacji Polski, Legii i Lecha.

Robert Zieliński: Lech Poznań we wtorek gra rewanżowy meczach w kwalifikacjach Ligi Mistrzów z Karabachem Agdam. Wcześniej było jednak sporo zamieszania i kontrowersji wokół terminu rozgrywania spotkania o Superpuchar Polski. Lech chciał przełożyć sobotni mecz, bo w ocenie poznaniaków zaburzał on przygotowania do meczu z Karabachem. Granie co 3-4 dni na starcie sezonu to rzeczywisty problem mistrza Polski, bez względu na to, czy jest to Lech, czy ktoś inny, czy w Poznaniu trochę przesadzają?

 

Sylwester Czereszewski: W mojej ocenie wina jest obustronna – częściowo PZPN, a częściowo tych co narzekają. Niestety, tak się utarło, że polscy zawodnicy – mimo że jest dopiero początek sezonu – nie mogą grać co trzy dni. Może nawet nie polscy zawodnicy, a zawodnicy polskich klubów, bo Polaków w takim Lechu w pierwszym składzie to jest jak na lekarstwo. Z drugiej strony PZPN, skoro to ma niby pomóc mistrzowi Polski w awansie w europejskich pucharach, powinien pójść Lechowi na rękę i znaleźć inny termin. Superpuchar Polski to przecież święto futbolu, nie chcemy oglądać zespołów w rezerwowych składach. Gdy patrzymy np. na Anglię, to takie spotkanie mistrza kraju ze zdobywcą pucharu to jest święto, jest 70 tysięcy widzów na Wembley i wszyscy traktują to bardzo prestiżowo. Nie patrzą na to, czy tam jakiś mecz jest za chwilę w Lidze Mistrzów, czy innych rozgrywkach, traktują takie spotkanie bardzo poważnie. U nas powinno być podobnie.

 

PZPN jednak nie zmienił terminu meczu o Superpuchar Polski. Czy w tej sytuacji Lech zrobił dobrze, że częściowo odpuścił to spotkanie, trener John van den Brom nie wystawił najsilniejszego składu?

 

Jeśli ktoś tak wysoko zaszedł, ma mocną kadrę, to w tej sytuacji powinien zagrać na maksa w tak ważnym spotkaniu. Jako kibic Lecha Poznań, przy takim podejściu, wystawieniu takiego składu, czułbym się po prostu oszukany, zwłaszcza, że spotkanie zostało rozegrane w Poznaniu. Ja wiem, że Liga Mistrzów jest ważniejsza, ale mimo wszystko to trochę mi zgrzyta.

 

A jako były piłkarz, czy nie czułby się Pan lepiej, nie złapał wyższej formy, odpowiedniego rytmu, gdyby grał Pan co 3-4 dni, zamiast już na starcie sezonu robić sobie tygodniowe przerwy między meczami? Czy jednak zwyciężyłaby tu obawa o możliwość złapania kontuzji, czy brak świeżości?

 

My zawsze mamy takie łatwe wytłumaczenia. Jeśli zawodnicy są w treningu, polska liga zaczyna się już za kilka dni, to zespół powinien być przygotowany. Taka gra co 3-4 dni może nawet teraz pomóc u progu sezonu w złapaniu formy, zgrania zespołu, rytmu gry.

 

Z tą formą u mistrzów Polski jest chyba nie za ciekawie. Jak Pan ocenia postawę piłkarzy Lecha w pierwszym meczu kwalifikacji Ligi Mistrzów z Karabachem Agdam, wygranym w Poznaniu 1:0?

 

Oglądałem ten mecz. Na szczęście dla Lecha zawodnicy Karabachu chcieli wejść z piłką do bramki. Gdyby nie to, mecz mógłby się skończyć bardzo źle dla mistrza Polski. Widać, że zespół z Azerbejdżanu jest poukładany, ma od kilkunastu lat tego samego trenera, są dobrze wyszkoleni technicznie, potrafią kiwać, rozgrywać piłkę kombinacyjnie na małej przestrzeni. Ale tam nie ma żadnych gwiazd, ja jestem w szoku, że Lech dał się tak zdominować.

 

W Poznaniu goście grali ładnie, ale mało skutecznie. Kolejorz natomiast był w tamtym meczu do bólu efektywny. Jak będzie we wtorek w rewanżu w Azerbejdżanie?

 

Jeśli Lech zagra tak jak w Poznaniu, to jest kwestia czasu, kiedy straci gole. Zacznie się, jak to mówią: bach, bach, Karabach. Ja rozumiem, że można się mądrze bronić i skutecznie kontratakować, ale w meczu w Poznaniu w Lechu grała praktycznie tylko i wyłącznie obrona. Nie było utrzymania piłki w środku pola, nie było gry skrzydłami, Mikael Ishak był w ataku osamotniony. Lech powinien o tym meczu jak najszybciej zapomnieć, to było bardzo szczęśliwe i niezasłużone zwycięstwo. To była obrona Częstochowy.

 

Wynik 1:0 jest jednak niezły, choć trochę to przykre, że mistrz Polski gra na własnym stadionie z mistrzem Azerbejdżanu i rywale bawią się piłką, a nasi są w zasadzie tylko od przeszkadzania im w tej zabawie…

 

Gdyby to był mistrz Anglii, Hiszpanii i Niemiec, to byłoby to zrozumiałe i jeszcze można przymknąć na to oko. Ale to był mistrz Azerbejdżanu, który nie ma w składzie jakichś gwiazd, które grały wcześniej w mocnych ligach i znanych klubach. Owszem, szukają wartościowych zawodników na całym świecie, nieźle szkolą swoich, zespół jest od lat dobrze poukładany, ale to jednak nie jest team z europejskiej czołówki. Słyszy się od lat, że Karabach to niezła firma, pokazali się nawet kilka lat temu w Lidze Mistrzów, często są w Lidze Europy, w Poznaniu było widać, że grają ładny futbol, nie boją się grać ofensywnie, ale byłem trochę zaskoczony, że tak dobrze wypadli na tle Lecha.

 

W efekcie jednak przegrali w Poznaniu 0:1…

 

Dla nich niestety, a dla nas stety, piłkarze Karabachu grali trochę tak, jak się gra na podwórku. Stworzyli bardzo dużo sytuacji, ale jak się tych okazji tyle ma, kiedy widać, że to wchodzenie z piłką w pole karne im nie idzie, kiedy mają piłkę na strzał, to trzeba uderzać. 

  

Były jednak takie mecze w Europie, kiedy mistrzowie Azerbejdżanu potrafili uderzać. Nieprzypadkowo awansowali kilka lat temu do Ligi Mistrzów i potrafili w niej dwukrotnie zremisować z Atletico Madryt…

 

Widać, że ten zespół od kilkunastu lat rozwijał się, ciągle idzie do przodu, a przynajmniej zachowuje dobry poziom. Bardzo jestem ciekawy tego rewanżowego meczu w Azerbejdżanie.

 

Jak ten mecz może wyglądać, jak powinien zagrać Lech?

 

Myślę, że na wyjeździe będzie jeszcze trudniej, jeszcze bardziej gorąco, bo wiadomo, że kibice z Azerbejdżanu zrobią atmosferę, będą głośno dopingować. Do tego w Azerbejdżanie jest teraz bardzo wysoka temperatura, ponad 30 stopni Celsjusza. Gospodarze skoczą tam naszym do gardła. Jeśli tam nie będzie wyjścia spod naszego pola karnego, przetrzymania dłużej piłki przez lechitów, to minie z 15 minut i bramka dla gospodarzy wpadnie.

 

Czyli Lech powinien zagrać bardziej ofensywnie, wyżej podejść, spróbować zaatakować?

 

Nawet holenderski trener Kolejorza mówił po pierwszym meczu, że to nie był Lech jakiego on chce, to nie był prawdziwy Lech, bo on chce, by ta drużyna grała piłką, była ofensywnie ustawiona. Przez większość minut, oprócz tego gola i jeszcze jednej dobrej sytuacji, to nic dobrego się w ofensywie nie działo. Oczywiście mecz meczowi nierówny, ale zwykle to na wyjeździe gra się z kontry, a Lech grał już z kontry u siebie. Powiem szczerze, że Lech gorzej niż w pierwszym meczu, to już nie może grać. Bo jeśli znów pozwoli, jak Karabach znów zrobi z 20-30 ataków, to w końcu te gole się posypią. Widzieliśmy jak w Poznaniu rywale odbierali szybko piłkarzom Lecha piłkę. W Ekstraklasie jest na to czas, by ją przyjąć, podnieść głowę do góry. Z Karabachem lechici tę głowę podnosili, ale wtedy nie mieli już piłki przy nodze.

 

Trener John van den Brom, który zastąpił przed tym sezonem Macieja Skorżę, miał tylko 5 tygodni, by poznać, przygotować i ustawić na nowo zespół. Czy wystarczy mu czasu, by zrobić z niego silną drużynę na europejskie puchary?

 

Już nie gadajmy o tych trenerach, to, tamto, że czasu mają za mało. To już jest nudne.

 

Czyli trener Van den Brom dostał dobrze poukładaną drużynę od Macieja Skorży i od początku tego sezonu powinna ona dobrze funkcjonować?

 

Oczywiście, że tak. Trener Lecha jest w Polsce raptem kilka tygodni, ale widać, że już przesiąkł naszą mentalnością, tym naszym tłumaczeniem, że jeszcze czasu potrzebuje, że jeszcze trzeba dobrać zawodników, wyciągać wnioski i takie to ble, ble, ble. Tu trzeba wyjść i grać, nie ma czasu. Przecież w kopalni nie pracują, do cholery, wychodzą na Karabach, wiedzą co to za zespół, jak gra. Przecież to nie jest czwarty, czy piąty zespół ligi angielskiej, jak Tottenham, czy Arsenal, ale mistrz Azerbejdżanu.

 

A propos trenera Skorży, to dla Lecha chyba jednak – bez względu na to, jak wartościowy miałby być jego następca - wielka strata, że musiał z przyczyn osobistych odejść z klubu. Potrafił przecież przerwać ten kilkuletni kryzys Lecha, poskładać ten zespół, poustawiać na boisku na tyle skutecznie, że Kolejorz odzyskał tytuł mistrza Polski. Mogło to jeszcze iść w górę, a taki wstrząs jednak trochę wyhamował zespół.

 

Z drugiej strony trzeba jednak też powiedzieć, że to co trener Skorża chciał, to miał. Prawie wszystkich zawodników, jakich sobie zażyczył, to dostał. Oczywiście, wykonał zadanie, ale wiosną w pewnym momencie Raków Częstochowa ostro naciskał i to mistrzostwo nie było takie oczywiste. A trzeba też patrzeć jakie były koszty utrzymania tego zespołu. I teraz Lech musi zrobić wszystko, by choć w tej Lidze Europy zagrać, bo to jednak są poważne kwoty do zdobycia i zwroty poniesionych nakładów, często z nawiązką. I wtedy nikt nie będzie tego rozpamiętywał ile to wszystko kosztowało. Ale jeśli przypomnę sobie sobotni mecz z Rakowem o Superpuchar Polski, to mam wątpliwości. Słabo to wyglądało. To byłby potężny dzwon, gdyby okazało się, że Lech odpuścił tak prestiżowe spotkanie, a przegrał, czego mu nie życzę, rywalizację z Karabachem.

 

Utrzymanie Lecha sporo kosztuje, ale też trzeba zauważyć, że w ostatnich latach właściciele klubu sporo też zarabiali na transferach, więc było z czego inwestować. Z klubu odeszli za duże, jak na polskie warunki pieniądze, Moder, Kownacki, Gumny, Kędziora, Bednarek, Joźwiak, Linetty, Puchacz, ostatnio Kamiński za 10 mln euro do Wolfsburga. Z drugiej strony, czy z tego powodu ten Lech Van den Broma nie jest jednak słabszy niż ekipa Skorży, bo Kamiński był bardzo ważnym ogniwem zespołu w ofensywie, coraz lepiej grał Kownacki, zaczynał wracać do formy Kędziora? Odszedł też Tiba. Czy to nie jest trochę słabszy Lech niż w końcówce poprzedniego sezonu?

 

Może być trochę słabszy, ale ja się nie dziwię, że właściciele, czy to Lecha, czy Legii, sprzedają tych wyróżniających się piłkarzy. Jak miliony leżą na stole, to każdy by jednak sprzedawał. Na pewno brak Kamińskiego jest sporym osłabieniem, ale Lech, czy Legia, aby spiąć budżet, muszą sprzedawać najlepszych zawodników. Gdyby mieli abonament na grę co roku w fazie grupowej Ligi Mistrzów, czy choćby Ligi Europy, to byłoby inaczej. Łatwiej byłoby powiedzieć zawodnikowi – zostajesz, pograsz rok, czy dwa w Champions League i odejdziesz. Ale wiadomo, jak trudno jest do tej Ligi Mistrzów dotrzeć.  

 

Ale to trochę takie błędne koło. Mistrzowie Polski sprzedają najlepszych piłkarzy, by zarobić i spiąć budżet, z tego powodu najczęściej nie są w stanie awansować do Ligi Mistrzów. Gdyby któryś z właścicieli czołowych polskich klubów przytrzymał z 3-4 lata najlepszych piłkarzy, dokupił z dwóch reprezentantów Polski, kogoś niezłego z zagranicy, to może udałoby się stworzyć zespół, który regularnie gra w fazie grupowej Ligi Europy, co jakiś czas wchodzi do Ligi Mistrzów i zarabia ogromne pieniądze, na lata wprowadza klub w zupełnie inny wymiar finansowy i sportowy.

 

Daj Boże, tylko, że raczej wszyscy chcą szybko zarabiać na transferach, to jest pewniejsze, łatwiejsze i mniej kosztowne niż długofalowe spore inwestycje. Raczej możemy to rozważać w kontekście pojedynczych piłkarzy, niż całościowej polityki transferowej. Czyli np. fajnie, że Raków po poprzednim sezonie zatrzymał swojego bramkarza Vladana Kovacevica. Takie posunięcia procentują i patrząc na postawę Rakowa w meczu o Superpuchar, dobrze to się zapowiada w tym sezonie.

 

Jak Pan ocenia sytuację z bramkarzami w Lechu? Odszedł z Poznania podstawowy bramkarz w poprzednim sezonie Holender Mickey van der Hart, został Filip Bednarek, ale wygląda na to, że numerem 1 będzie nowy nabytek Kolejorza Artur Rudko. Lech nie był dotąd w pełni zadowolony ze swoich bramkarzy, czy Ukrainiec sprawi, że od tego sezonu ta pozycja będzie w zespole lepiej obsadzona?

 

Obserwowałem go w pierwszym meczu z Karabachem i zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Myślę, że Rudko może być silnym punktem Lecha. Trudno kogoś ocenić po jednym spotkaniu, ale nawet w tak krótkim czasie można zauważyć, że to golkiper na wysokim poziomie. Nie miał może jakichś niesamowitych sytuacji do wybronienia, ale widać po nim, że jest pewny, podpowiada obrońcom, jak się ustawiać, wprowadza spokój w defensywie.

 

Z Lecha odeszli Kamiński, Kownacki, Kędziora, Tiba, Van der Hart, ale poza Rudko szczególnych wzmocnień na razie nie widać. Być może za jakiś czas ważnymi punktami drużyny będą Heorhij Citaiszwili i Alfonso Sousa, ale póki co, nie mają miejsca w podstawowym składzie, są krótko z drużyną, potrzebują czasu na wkomponowanie się w ten zespół. Czy Lech trochę nie przesypia okresu transferowego?

 

W tej drużynie jest spora grupa mocnych zawodników, więc nie ma konieczności, by szaleć z transferami. Nie zgadzam się z opinią, że Lech ma teraz głównie podstawową jedenastkę i słabszych rezerwowych. Tu nie ma tłumaczenia, że słaba ławka, że nie mam kim grać. W klubie jest wielu dobrych piłkarzy i to jest zadanie trenera, by minimum szesnastu piłkarzy odpowiednio przygotować, zmotywować, wykorzystać, by ci, którzy wchodzą z ławki rezerwowych czuli się docenieni i dawali zespołowi dużo od siebie.

 

Zarządzanie większą grupą piłkarzy jest w tej chwili w futbolu kluczowe. A propos nowych zawodników. Trener musi wykrzesać z nich maksa i tu nie ma tłumaczenia, że ten gra słabo, tamten mu się zaaklimatyzować. To są piłkarze o odpowiednim doświadczeniu, zarabiają na polskie warunki dobre pieniądze. Podpisujesz kontrakt, masz być profesjonalistą i grać na wysokim poziomie. To nie są ludzie, co mają ledwie po 15-16 lat, którzy muszą uczyć się futbolu. Trener ma 30 dorosłych facetów, którymi musi odpowiednio zarządzać, bo to nie sztuka kierować pierwszą jedenastką, ale całą szeroką kadrą.

 

W meczu o Superpuchar Polski z Rakowem nie wyglądało to jednak dobrze pod tym względem. W pierwszym składzie wyszło kilku zawodników, którzy grali w podstawowym składzie z Karabachem, kilku nowych i walczących o miejsce w jedenastce. Teoretycznie dość mocna ekipa, a Lech przegrał i grał dość słabo.

 

Ja jestem trochę przerażony postawą Lecha. Przecież Kolejorz nie grał pięcioma, sześcioma juniorami, ale w większości doświadczonymi zawodnikami, którzy mają ambicje grać w podstawowym składzie lub być chociaż wartościowymi zmiennikami. A Lech praktycznie nie stwarzał w meczu z Rakowem  czystych sytuacji strzeleckich, grając na własnym boisku, przed własną publicznością, to jest dla mnie ewenement. To jest dla mnie przerażające. Nawet gdyby grali przeciwko najlepszej obronie na świecie, to z dwie, trzy sytuacje powinni stworzyć, a w sobotę Lech nie pokazywał potencjału w ofensywie. Oczywiście, można przegrać z Rakowem, to jest piłka, ale jeszcze jakiś styl trzeba zaprezentować.

 

Może po prostu ten Lech, po odejściu kilku ważnych piłkarzy, a bez specjalnych wzmocnień na ten moment, jest teraz po prostu słabszy kadrowo i piłkarsko, niż w poprzednim sezonie, gdy zdobywał mistrzostwo Polski?

Zobaczymy jak będzie dalej, na razie Lech zagrał tylko dwa oficjalne mecze. Uważam, mimo wszystko, że na polskie realia, to jest bardzo mocna drużyna, choć w tych dwóch spotkaniach z Karabachem i Rakowem tego nie pokazali.

 

Jeśli Lech zacznie grać na miarę swoich możliwości, to w Pana ocenie jest w stanie awansować do fazy grupowej Ligi Europy? Bo Liga Mistrzów, to chyba jednak mało realne marzenia?

 

Nie można z góry tego przekreślać. Przecież różne zespoły z tych potencjalnie słabszych europejskich lig, awansowały w ostatnich latach do fazy grupowej Ligi Mistrzów, choćby właśnie Karabach. To kwestia dobrej gry i tego na kogo się trafi w decydujących rundach walki o Champions League. To jednak musiałoby się wszystko złożyć i szanse są małe. Ja niedawno powiedziałem, że może być tak, że w tej Lidze Mistrzów to polski zespół ponownie zagra dopiero za 20 lat, bo dysproporcje w Europie robią się coraz większe, zespoły występujące w Champions League stają nie niezwykle mocne i coraz trudniej będzie się tam przebić. Natomiast uważam, że Lech ma potencjał organizacyjny, finansowy i sportowy, by dojść do fazy grupowej Ligi Europy. Porównując do Legii w poprzednim sezonie, czy generalnie polskich klubów w europejskich pucharach w ostatnich latach, to Lech ma taką pakę, że daj Boże. Jak już się skupi na lidze, to znów może być mistrzem Polski, chociaż Raków też może być coraz mocniejszy, zatrzymuje czołowych piłkarzy, jest stabilizacja, został trener Papszun, który wykonuje dobrą robotą. Legia znów może się nie załapać do europejskich pucharów.

 

Aż tak czarna prognoza dla Pana byłego klubu? Drugi nieudany sezon i bez pucharów dla Legii?

 

Legię czeka bardzo trudne zadanie. Lech jest bardzo mocny, nawet jak nie wejdzie do Ligi Mistrzów, czy Europy, zagra np. w Lidze Konferencji, to w pewnym momencie na pewno skoncentruje się mocno na Ekstraklasie. Raków pokazuje, że znów może walczyć o mistrzostwo Polski, silna jest Pogoń Szczecin, będzie walczył Piast Gliwice. W Legii natomiast nie widać na teraz zbyt dużo jakości.

 

Czy wkrótce jednym z największych atutów Lecha może być trener John van den Brom? To szkoleniowiec z jednym z lepszych CV w polskiej ekstraklasie w ostatnich dekadach. Dwa razy awansował z Anderlechtem Bruksela do Ligi Mistrzów, prowadził zespoły w europejskich pucharach w 50 meczach, zdobył mistrzostwo i Puchar Belgii, dwa razy grał w finale Pucharu Holandii.

 

Oczywiście, że tak, ale póki co czekamy na efekty jego pracy. Wielu ludziom nie spodobało się, że tak potraktowany został przez niego mecz o Superpuchar Polski. Gra w pierwszym meczu z Karabachem, mimo zwycięstwa, też była poniżej oczekiwań. Kluczowy będzie rewanż z Karabachem, czekamy, żeby Lech wreszcie zagrał na dobrym poziomie i awansował. Ten mecz pokaże ile jest warty na teraz Lech Van den Broma.

 

To jest słynna holenderska szkoła trenerska, więc liczymy, że Van den Brom odciśnie piętno na Lechu, że tak ustawi zespół taktycznie, znajdzie pomysł na grę, że mistrz Polski wskoczy na jeszcze wyższą piłkarską półkę…

 

Na to liczymy i w pewnym momencie trener może być mocnym punktem Lecha, ale jeśli spojrzymy na mecze z Karabachem i Rakowem, to ja tam holenderskiej piłki w wykonaniu mistrza Polski nie widziałem, kompletnie nie było widać tej słynnej szkoły trenerskiej. Dlatego ci trenerzy powinni mniej wywiadów udzielać, opowiadać jak ich zespoły będą grać, a pokazywać to na boisku. Strasznie dużo jest teraz dodatków w klubach, rozbudowane sztaby, wywody o psychologii, nastawieniu; analizy, że bramka za szybko stracona, bramka za późno, tłumaczenia, że głupio stracona bramka. Wszystko weryfikuje boisko i tam trener musi pokazać, na co go stać. Póki co Lech co prawda wygrał z Karabachem u siebie, ale nie pokazał się z dobrej strony i w rewanżu nie będzie faworytem, to będzie szalenie ciężki mecz.

 

W piątek rusza Ekstraklasa. Gdyby Pan miał ustalić swój ranking, hierarchię drużyn, to jak on by wyglądał?

 

Stawiam na taką samą kolejność jaka była w poprzednim sezonie: Lech, Raków, Pogoń. O kolejne miejsca powinny walczyć Legia i Piast, reszta to już raczej przypadek, pozostałe drużyny raczej odstają od tej czołówki. Taki Radomiak, który w pewnym momencie mógł walczyć o europejskie puchary, równie dobrze może teraz bronić się przed spadkiem.

 

Boli Pana mocno, jako byłego legionistę, że Legia jest w takim kryzysie?

 

Nie to jest najważniejsze. Ja patrzę na to od tej strony, by były w lidze jak największe emocje dla kibiców. Zwykle w ostatnich latach była tylko Legia, Legia, Legia, taki monopol, trochę jak Bayern Monachium w Niemczech. Dobrze, że coś zaczęło się dziać, że włączyły się inne drużyny, jest rywalizacja, są emocje. To jest lepsze dla naszej ligi. W poprzednim sezonie liczyłem, że Pogoń dłużej zachowa szanse na mistrzostwo Polski i ta walka będzie jeszcze bardziej zacięta, bo ten zespół w pewnym momencie grał naprawdę fajną piłkę.

 

Ale z poziomem Ekstraklasy niestety ciągle nie jest dobrze.

 

Potrzebujemy większej liczby zawodników o odpowiedniej jakości. Nawet tych starszych. Bardzo fajnie się ogląda Kamila Grosickiego, czy Lukasa Podolskiego. To są zawodnicy po których od razu widać, że jak dostaną piłkę, to coś na boisku będzie się działo. To, że nie mają z kim grać, to druga sprawa. W wykonaniu większości piłkarzy jest to niestety takie nieprzewidywalne, nie wiem wiadomo co ten zawodni zrobi, czy zagra piłkę, czy strzeli. Po takim Grosickim widać umiejętności, mimo wieku potrafi jeszcze strzelać gole i asystować w polskiej lidze, a i reprezentacji może jeszcze pomóc na mundialu w Katarze, może być pierwszy do wejścia z ławki rezerwowych. Podolski to piękne ułożenie stopy przy strzale, pokazuje młodym jak to robić, powinni się uczyć, że piłkę trzeba trafić w środek, a nie gdzieś z boku i ona leci obok bramki.

 

Na koniec pytania o kadrę Czesława Michniewicza. Trochę powiało optymizmem, po tym jak zagraliśmy dobrą drugą połowę w meczu ze Szwecją i awansowaliśmy do finałów mistrzostw świata. Natomiast czerwcowe mecze w Lidze Narodów z Belgią, Holandią i Walią, sprowadziły nas na ziemię, bo gra reprezentacji Polski nie wyglądała dobrze.

 

Cały czas to chyba będzie taka jedna wielka loteria. My ciągle przed wielkimi turniejami mówimy: Lewandowski, Lewandowski. A taka Belgia, która ograła nas 6:1, ma siedmiu takich Lewandowskich. Oni po prostu mają większy potencjał piłkarski. Ciągle czekamy na to, żeby nie tylko Lewy to ciągnął, ale by inni też dali duży wkład. Ciągle czekamy, że zacznie grać w kadrze na miarę oczekiwań Piotr Zieliński. Owszem, strzelił ważnego gola na 2:0 ze Szwecją, ma przebłyski, ale ciągle tego jest za mało, brakuje regularności.

 

Od wielu lat są oczekiwania, że to pokolenie Lewandowskiego, Szczęsnego, Glika, Krychowiaka wreszcie odpali na wielkim turnieju, ale realnie, to chyba szanse na to są coraz mniejsze i za dużo podstaw do optymizmu przed mundialem w Katarze nie ma?

 

Niestety. Nie ma co się oszukiwać, nie nastawiałbym się na sukces. Brakuje jakości. Zagraliśmy na razie dobrze jedną połowę ze Szwecją i to wszystko. Podoba mi się u Michniewicza, tak jak wcześniej u Paulo Sousy, że szybko reaguje na wydarzenia na boisku, dokonuje trafnych zmian. Dzięki covidowi mamy teraz pięć zmian i uważam, że bardzo dobrze to piłce nożnej zrobiło. Mamy jednak w Katarze mocną grupę i nie będzie łatwo z niej wyjść. Słyszę z różnych stron, że to Polska jest faworytem do drugie miejsca w grupie za Argentyną. Uważam, że wcale nie jesteśmy żadnym drugim faworytem grupy, bo Meksyk to mocna drużyna. W pierwszych rundach zwykle grają ofensywnie, na luzie, z takim piłkarskim optymizmem. To będzie trudny rywal. Czasami brakuje im cierpliwości, ale dopóki wszystko tam dobrze funkcjonuje, to potencjał mają duży, więc od tego pierwszego meczu z Meksykiem będzie bardzo dużo zależało na tych mistrzostwach.

 

Widzi Pan jakieś pozytywy przed finałami MŚ w Katarze.

 

Zawsze są nadzieje kibiców, ale z Polską to zwykle tak jest na Euro, czy mundialu, że gramy półtora dobrego meczu, więcej nie dajemy rady i trudno jest awansować, brakuje jednego, czy pół punktu. W miarę pocieszający i budujący jest fakt, że ostatnio kilku młodych zawodników pokazało się w kadrze z dobrej strony – Szymański, Kamiński, Moder, Kiwior, Zalewski. Trochę brakowało nam w ostatnich latach jakości z przodu, tylko pojedyncze akcje. Bronić wielokrotnie potrafiliśmy, o to jest trochę łatwiej. Nie możemy zostawiać tego Lewandowskiego osamotnionego z przodu, potrzeba więcej takich kombinacyjnych akcji, jak ta Lewego z Zielińskim i Szymańskim, po której strzeliliśmy Belgii pięknego gola.

 

Trwa od wielu miesięcy saga z przenosinami Roberta Lewandowskiego z Bayernu do Barcelony. W Pana ocenie to dobry ruch, że Polak chce opuścić Monachium, gdzie osiągnął wielkie sukcesy?

 

Moim zdaniem tak. W Hiszpanii większość zespołów gra ofensywny futbol, Robertowi też będzie się tam dobrze grało. Choć ja jako kibic wolałbym, abym Lewy pograł w lidze angielskiej, bo to teraz zdecydowanie najlepsza liga. Tam gra się na niesamowitej szybkości i intensywności, to jest prawdziwy sprawdzian dla piłkarza. Z kolei patrząc z tej strony, żeby jeszcze przez kilka lat Lewandowski postrzelał sporo goli, to jednak Barcelona i Hiszpania, to dobry wybór.

 

Szkoda, że Lewandowski rozstaje się z Bayernem w tak toksycznej atmosferze. Był tam przecież gwiazdą, stawał się legendą, osiągnęli razem mnóstwo sukcesów, tymczasem od wielu tygodni trwają słowne przepychanki i ataki. Nawet w przypadku rozstania, obie strony mogłyby to zrobić z większą klasą, bardziej dyplomatycznie…

 

Widzę to tak, jak w przypadku kłótni o termin meczu o Superpuchar Polski, gdzie częściowo wina była i po stronie PZPN i Lecha, tak tutaj – choć nie znamy szczegółów, co tam dokładnie dzieje się za kulisami – to mam wrażenie, że wina też jest po połowie po stronie Bayernu i w połowie po stronie Lewandowskiego.       

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie