Smuda: 1:5 z Karabachem? Nie ma co opowiadać bajek. Taki mamy teraz w Polsce poziom

Piłka nożna
Smuda: 1:5 z Karabachem? Nie ma co opowiadać bajek. Taki mamy teraz w Polsce poziom
Fot. Cyfrasport
Franciszek Smuda: Ja akurat też zanotowałem podobny wynik w europejskich pucharach z drużyną z Azerbejdżanu. Tylko, że wtedy było odwrotnie. W 2008 roku, prowadzony przeze mnie Lech Poznań, nie przegrał, ale pokonał wtedy Chazar Lenkoran 4:1, a w drugim meczu 1:0, w rozgrywkach o Puchar UEFA, czyli w sumie 5:1.

- Ja jako trener drużyny z Azerbejdżanu ogrywałem 4:1, czy 8:0. Nie spodziewałem się, że Lech tak słabo zagra. W Ekstraklasie też będą mieli kłopoty. Mistrzem Polski może być Raków Częstochowa. Jeśli chodzi o reprezentację Polski to… nie znam się na tym, nie będę oceniał. Ale piłkarzy mamy teraz dobrych, jest z kogo wybierać - mówi Franciszek Smuda, były trener reprezentacji Polski, Widzewa, Lecha, Wisły, Legii, a obecnie Wieczystej Kraków.

Robert Zieliński: Panie trenerze, jakich my czasów dożyliśmy, że mistrz Polski przegrywa 1:5 z drużyną z Azerbejdżanu, a mógł jeszcze wyżej? To już chyba koniec świata, przynajmniej piłkarskiego w Polsce?

 

Franciszek Smuda: Ja akurat też zanotowałem podobny wynik w europejskich pucharach z drużyną z Azerbejdżanu. Tylko, że wtedy było odwrotnie. W 2008 roku, prowadzony przeze mnie Lech Poznań, nie przegrał, ale pokonał wtedy Chazar Lenkoran 4:1, a w drugim meczu 1:0, w rozgrywkach o Puchar UEFA, czyli w sumie 5:1.

 

To nie rozwinął nam się Lech przez te 14 lat. Nie tylko wynik boli, ale styl gry Lecha, dominacja Azerów. Oglądanie tego meczu było przygnębiające dla polskich kibiców.

 

Muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Lech w poprzednim sezonie na naszym podwórku dominował, zdobył mistrzostwo Polski i wydawało się, że przynajmniej na tym wstępnym etapie w pucharach sobie poradzą. Okazało się, że gra w kwalifikacjach Ligi Mistrzów to jest coś zupełnie innego, inny poziom niż nasza Ekstraklasa.

 

Ta porażka Lecha z mistrzem Azerbejdżanu to w sumie nie jest przypadkowa. W zasadzie stało się to co powinno, bo wcześniej Karabach Agdam trzy razy grał w pucharach z polskimi drużynami i trzy razy je eliminował – w 2010 roku Wisłę Kraków Henryka Kasperczaka, w 2013 roku Piasta Gliwice i w 2020 roku prowadzoną przez Czesława Michniewicza Legię, która przegrała mecz w Warszawie aż 0:3. Na dodatek Karabach był teraz wyżej rozstawiony od Lecha, więc to nie jest niespodzianka.

 

Wygląda to teraz nieciekawie, ale nie zawsze tak było z drużynami z Azerbejdżanu. Ja z nimi nigdy nie przegrałem. Wspominałem o dwóch wygranych mojego Lecha z Chazarem Lenkoran. Gdy byłem trenerem Widzewa Łodź w 1997 roku, graliśmy w kwalifikacjach Ligi Mistrzów z najlepszą drużyną Azerbejdżanu Neftczi Baku i wygraliśmy 8:0 oraz 2:0. Wtedy to nie była kwestia, czy wygramy, tylko, czy strzelimy im dwucyfrówkę, czy nie dociągniemy do dziesięciu goli.

 

Natomiast ten Karabach z ostatniej dekady to już jest trochę inna półka. Mają od czternastu lat tego samego trenera Gurbana Gurbanowa, grali w Lidze Mistrzów, w której potrafili dwa razy zremisować z Atletico Madryt. Udało się w Azerbejdżanie zbudować klub, jakiego nie są w stanie stworzyć polscy właściciele.

 

To jest silny finansowo zespół, bardzo dużo pieniędzy Azerowie w niego wkładają, ale trzeba przyznać, że robią to umiejętnie, dobierają odpowiednich piłkarzy, bo przecież u nas inwestycje w Lecha, czy w Legię są podobne. Widać było na trybunach, że zainteresowanie w Baku piłką jest bardzo duże, niemal komplet publiczności.

 

14 lat pracy trenera w jednym klubie to rzadkość we współczesnym futbolu. Może Pan popracuje z Wieczystą Kraków 14 lat, robiąc kolejne awanse?

 

W naszym kraju się nie da tyle pracować, zwłaszcza w tych czołowych klubach w Ekstraklasie, bo w Wieczystej mamy akurat profesjonalizm i stabilizację, właściciela, który zna się na piłce. W Ekstraklasie nie ma takiej możliwości, by popracować kilkanaście, czy nawet kilka ładnych lat jako trener w jednym klubie. Wszędzie tak, ale nie w Polsce. Tu działacze wykonują niepotrzebne, nerwowe ruchy.

 

Co miało największy wpływ na tak słabą postawę Lecha? Czy fakt, że trener Maciej Skorża, który zdobył z tą drużyną mistrzostwo Polski, ale musiał z przyczyn osobistych zrezygnować z jej prowadzenia, sprawił, że zespół doznał wstrząsu i stał się słabszy, nowy trener z Holandii nie zdążył tego poukładać?

 

Nie sądzę. Oni grają tak samo, to są ci sami ludzie na boisku co w poprzednim sezonie. Absolutnie nie sądzę, by to była kwestia zmiany trenera. To są takie wymówki. Każdy by chciał wymówkę, jedną, drugą. Nie ma o czym mówić. Piłkarze wychodzą na boisko i grają jak potrafią, ci sami grali w Ekstraklasie, świetnie się znają. Nie ma co ludziom opowiadać bajek. Taki, niestety, mamy teraz poziom polskich drużyn.

 

Co dalej? Lech musi się szybko otrząsnąć, bo już wkrótce mecze drugiej rundy kwalifikacji Ligi Konferencji z mistrzem Gruzji Dinamem Batumi lub mistrzem Słowacji Slovanem Bratysława. Czy przynajmniej w tych rozgrywkach Kolejorz jest w stanie powalczyć o fazę grupową?

 

Gdyby jeszcze w Lidze Konferencji odpadli już z pierwszym przeciwnikiem, to byłby już szczyt nad szczyty. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.

 

W piątek rozpoczynają się rozgrywki Ekstraklasy. Czy mimo wpadki w pucharach Lech ma na polskie warunki najsilniejszą drużynę, jest faworytem, jest w stanie obronić tytuł mistrzowski?

 

Raczej nie. Nie widzę ich, patrząc jak oni teraz grają. Raczej w roli faworyta widzę Raków Częstochowa.

 

Czyli docenia Pan pracę trenera Marka Papszuna i postęp, który wykonał Raków? Na finiszu poprzedniego sezonu klub z Częstochowy jeszcze uległ Lechowi, ale wygrał z nim ostatnio w meczu o Superpuchar Polski, w którym poznaniacy nie zagrali w najsilniejszym składzie.

 

W Rakowie też zostali ci sami zawodnicy, zespół się nie osłabił, widać, że się rozwija. Doszło też z 2-3 nowych ciekawych zawodników i jeżeli oni wypalą, to będzie to bardzo silna ekipa.

 

Po raz pierwszy szeroki futbolowy świat usłyszał o Panu, gdy zdobył Pan z Widzewem mistrzostwo Polski i awansował do Ligi Mistrzów. W tym sezonie, po latach tułaczki w niższych ligach, klub z Łodzi wraca do Ekstraklasy. Łezka się w oku zakręciła po awansie, serce będzie szybciej biło, gdy Widzew zagra z najlepszymi?

 

To już jest inne pokolenie, inny Widzew, inni ludzie, inne cele, ale Widzew zawsze będzie dla mnie Widzewem. Naturalnie ze szczególnym zainteresowaniem obserwuję wszystkie mecze Widzewa, jak zerkam na wyniki, to sprawdzam jak drużynie poszło, mam sentyment do tego klubu, piękne wspomnienia.

 

Na pewno to dobrze dla Ekstraklasy, że taka firma jak Widzew Łódź wraca do grona najlepszych…

 

Naturalnie, natomiast mi szkoda, że drugi klub, w którym tyle lat pracowałem i odnieśliśmy razem dużo sukcesów – Wisła Kraków, akurat spadł do I ligi. Minął się z Widzewem i nie będziemy, niestety, w tym sezonie mieli w Ekstraklasie meczu Widzew – Wisła. Mam nadzieję, że Biała Gwiazda szybko wróci, bo ona należy do Ekstraklasy, to klub z tradycjami, który przyciąga kibiców.

 

Są w stanie to wszystko na tyle szybko poukładać, by po roku wrócić do elity?

 

Nie wiem jak jest teraz w Wiśle od kuchni, ale przecież teraz cała góra prowadząca klub, to ludzie, którzy świetnie znają się na piłce. Nie będziemy Kubie Błaszczykowskiemu tłumaczyć jak się gra w piłkę, czy jak się układa drużynę. To jest chłopak niegłupi i wie o co chodzi.

 

Dlaczego Wisła Kraków, która przez lata była na topie w polskiej piłce, w ostatnich latach tak zjechała w hierarchii? Czy kluczowe było odejście właściciela klubu Bogusława Cupiała i problemy z nowym, mocnym inwestorem?

 

Patrząc z perspektywy czasu, trzeba wykonać niski ukłon w stronę Bogusława Cupiała, który przez 20 lat wpompował masę pieniędzy w Wisłę, przez lata trzymał ten klub na wysokim poziomie. Dzięki Cupiałowi ta Wisła była taka silna, rok po roku walczyła o mistrzostwo Polski. Pierwsze pięć lat było trochę inne, na początku każdy jest trochę elektryczny, ale później wszystko było bardzo dobrze poukładane.

 

Dziś to w zasadzie nierealne marzenie, by mistrz kraju miał w składzie kilku reprezentantów Polski, jak wtedy Wisła – Żurawskiego, Kosowskiego, Frankowskiego, Szymkowiaka, Głowackiego i innych.

 

Dokładnie tak. Cupiał wiedział, że musi dbać o tę drużynę, utrzymać najlepszych zawodników, stopniowo ją wzmacniać. Nigdy nie robił jakichś rewolucji w klubie, tylko była ewolucja. Gdy Cupiała w Wiśle zabrakło, zaczął się stopniowy zjazd w dół.

 

W erze Cupiała trochę nieszczęśliwie się złożyło, że droga do Ligi Mistrzów była dla polskich klubów znacznie trudniejsza niż kilka lat później. Wisła w kwalifikacjach Champions League trafiała na takie firmy jak Barcelona, czy Real Madryt, a później dla kolejnych mistrzów Polski ta ścieżka była znacznie łatwiejsza, trzeba było ograć drużyny z Irlandii, Kazachstanu, Słowacji, Białorusi, czy z Azerbejdżanu, a i tak rzadko się udawało, bo nie mieliśmy już tak silnych drużyn jak ta Wisła, która ogrywała Parmę, czy Schalke.

 

To prawda. Raz, że zasady sprawiały, że ta droga do Ligi Mistrzów była znacznie trudniejsza niż w ostatnich ośmiu latach, a dwa, że Wisła miała pecha w losowaniu, trafiając na tak znakomite kluby jak Barcelona, z którą jednak potrafiła wygrać 1:0. Co tylko było do wylosowania z górnej półki, to myśmy ich losowali.

 

Pracował Pan przez ponad 25 lat w większości najlepszych, polskich klubów, ma Pan ogromne doświadczenie i mnóstwo obserwacji. Jakie są główne przyczyny tego, że w Polsce nie udaje się zbudować klubu, który przez lata byłby mocny sportowo i finansowo, regularnie grał w Lidze Mistrzów, czy Lidze Europy. Wydawało się, że jak Legia wejdzie do Ligi Mistrzów, to odjedzie krajowej konkurencji i regularnie będzie mocna w Europie, tymczasem weszła i absolutnie później tak się nie stało. Przeciwnie, Legia przeżywa kryzys.

 

My przede wszystkim nie potrafimy utrzymać stabilności w klubie. Jak jest jeden rok dobry, to później jest 5-6 lat złych. Niektórzy myślą, że na tym jednym roku można jechać 10 lat, a tak się nie da. Gdy tylko piłkarze się pokażą, czy to w naszej lidze czy w pucharach, to są szybko sprzedawani za granicę i zwykle zespół trzeba budować od nowa. Jest zrozumiałe wytransferowanie 1-2 piłkarzy, dokupienie na ich miejsce nowych, ale nie ciągła wymiana co sezon połowy drużyny.

 

Mam teraz w Wieczystej przykład jak na dłoni, jak od podstaw buduje się drużynę i jak ważna jest stabilizacja. W Wieczystej, na poziomie trochę niższych lig, to się udaje i jest skuteczne. Prezes Wieczystej zna się na piłce, teraz wspólnie prowadzi klub z doświadczonym Zdzisławem Kapką, nie robi żadnych rewolucji, wie jak ważna jest stabilizacja. Jak mamy grudzień, to on ma już w zasadzie zbudowaną drużynę na czerwiec przyszłego roku. I nie ma wymiany ośmiu czy dziesięciu piłkarzy. Dochodzi jeden, dwóch, maks trzech nowych i dziękuję. Ale zawodników o odpowiednich umiejętnościach, którzy wzmocnią ten zespół, a nie osłabią. A w wielu klubach Ekstraklasy tak niestety jest, że sprowadza się piłkarzy, którzy osłabiają, a nie wzmacniają zespół i to jest bez sensu.

 

Wieczysta Kraków, którą Pan prowadzi, ze Sławomirem Peszką i Radosławem Majewskim w składzie, notuje kolejne awanse, teraz weszła już do III ligi. W klubie są lepsze warunki niż w niektórych zespołach Ekstraklasy, wyjeżdżacie na zgrupowanie do Austrii, zagracie sparingi z klubami z Włoch (Genoa) i Hiszpanii (Mallorca). Jaki jest cel Wieczystej, chcecie zatrzymać się aż w Ekstraklasie?

 

Po głowie na pewno wszystkim chodzi myśl, jak to by było fajnie, jakby ten klub zagrał w Ekstraklasie. Do tego daleko jeszcze, choć ten czas biegnie bardzo szybko i klub się rozwija. My mamy jedną myśl, która wszystkim w klubie przyświeca – mamy dobrze i ładnie grać w piłkę. Chcemy pokazać kibicom atrakcyjną, ofensywną grę do przodu, bez jakieś specjalnej defensywki. To mnie zawsze bawiło i interesowało, podobnie jest z prezesem Wieczystej, on kocha grać do przodu. Ciekawe kombinacje, ładne bramki, radość z piłki – o to nam chodzi.

 

Osiągacie kolejne awanse z Wieczystą, ale nie ciągnie Pan do tej wielkiej piłki, by wrócić do Ekstraklasy, jednak zmienić klub?

 

Ja już w polskiej lidze wszystko osiągnąłem, nie potrzebuję więcej. Dziennikarze teraz często piszą, że brakuje mi jednego meczu do pięciuset w roli trenera w Ekstraklasie, mam ich 499. Nie muszę koniecznie mieć 500, choć prezes Wieczystej mówi, że jeśli nam się uda dalej ten proces rozwoju klubu kontynuować i śrubować kolejne awanse, to byłby zadowolony jakbym ten pięćsetny mecz w Ekstraklasie zaliczył jako trener Wieczystej.

 

Miał Pan w ostatnich dwóch latach propozycje pracy z klubów Ekstraklasy czy I ligi?

 

Nie ma co o tym rozmawiać, bo ja z góry wszystkim odmawiam. Nie ma szans.

 

Czyli podoba się Panu ta stabilizacja, spokój, oddech od zgiełku wielkiej piłki?

 

Tu nie chodzi o oddech, bo dzięki Bogu człowiek się czuje dobrze, nogi noszą i można pracować ile się da. Podjąłem się pewnych wyzwań, czuję się dobrze w tej pracy, w tym klubie i chcę to dokończyć.

 

Jak Pan ocenia, jako były selekcjoner, obecną reprezentacje Polski. Awansowaliśmy na mundial, ale gra w czerwcowych meczach Ligi Narodów nie była zadawalająca i znów możemy mieć obawy o te mistrzostwa w wykonaniu Biało-Czerwonych?

 

Powiem Panu krótko: nie znam się na tym.

 

Jako to? Pan, trener z takim doświadczeniem, także z pracy reprezentacją Polski, się nie zna? To kto ma się znać? Na pewno wyciągnął Pan wnioski i ze swojej pracy z kadrą i ma Pan obserwacje na temat obecnej drużyny narodowej…

 

Nie. Ci, którzy teraz prowadzą reprezentację, muszą i powinni się znać, niech oni się wypowiadają. Takie jest moje zdanie.

 

Czy Pana zdaniem to pokolenie Lewandowskiego, Glika, Krychowiaka, Szczęsnego jest jeszcze w stanie odnieść sukces w finałach mistrzostw świata?

 

To jest naprawdę silna kadra, zawodnicy ograni w dobrych ligach, dobrych klubach. To się liczy i może procentować podczas tych mistrzostw. Jeśli chodzi o zawodników, to jest teraz z czego wybrać. Jest też kilku młodych, ciekawych zawodników. Oczywiście oni nie wszyscy jeszcze są w stanie wskoczyć do pierwszej jedenastki, być mocnymi punktami drużyny na mundialu, ale niech z tej grupy 2-3 odpali na mistrzostwach tak porządnie, to wtedy będziemy mieli ciekawą mieszankę doświadczenia z młodością.

 

Wracając do Pana pracy w roli selekcjonera reprezentacji Polski podczas Euro 2012. Jak Pan to przez lata analizował, zastanawiał się nad tym, to do jakich wniosków Pan doszedł, dlaczego nie udało się wtedy wyjść z grupy z Grecją, Rosją i Czechami?

 

Akurat wczoraj na świeżo analizowaliśmy pewne sprawy z tamtego okresu z grupą dziennikarzy. Trzeba sobie powiedzieć, jaki ja materiał miałem wtedy przez te trzy lata pracy z reprezentacją Polski w latach 2009-2012. Jak ja objąłem kadrę, to prawie wszyscy doświadczeni, dobrzy zawodnicy pokończyli reprezentacyjne kariery. To był moment zmiany pokolenia w polskiej piłce. Zostało czterech zawodników, w oparciu o których trzeba było na nowo budować drużynę – trójka z Dortmundu i Szczęśniak, który był wtedy jeszcze w Arsenalu.

 

A reszta? To nawet ich nazwisk większość osób dziś nie będzie pamiętać. Dopiero po Euro 2012 pojawiła się, rozwinęła ta grupa nowych zdolnych piłkarzy, jak Milik, Krychowiak, Zieliński i inni. Później cała masa ich była. Wtedy funkcjonowała w polskiej piłce Młodzieżowa Ekstraklasa i wydaje mi się, że to było dobre, że te rozgrywki pomogły się rozwinąć wielu młodym piłkarzom.

 

Robert Lewandowski wtedy już powoli wchodził na europejskie salony piłkarskie, ale nie był wówczas jeszcze tak wielką gwiazdą. Spodziewał się Pan wtedy, że zrobi aż tak wielką karierę, znajdzie się na samym szczycie?

 

Jak go brałem, to wiedziałem co brałem. Przecież to ja go wziąłem ze Znicza Pruszków z drugiej ligi do Lecha, gdy pracowałem w Poznaniu. Nigdy nie da się określić, czy zawodnik dojdzie aż tak wysoko, jak doszedł Robert. Gdyby ktoś Panu powiedział, że wiedział na 100 procent na etapie młodzieżowca, że dany piłkarz zostanie numerem 1 na świecie, to chyba z jego rozumem jest coś nie tak. Nigdy do końca nie wiadomo, jak piłkarz się rozwinie.

 

Pan przyłożył rękę do rozwoju dwóch największych gwiazdorów obecnej reprezentacji Polski, bo nie tylko Lewandowskiego ściągnął Pan z Pruszkowa do Lecha, ale wprowadzał Pan też do dorosłej piłki Piotra Zielińskiego…

 

Gdy pracowałem w Zagłębiu Lubin, dostrzegałem talent 15-letniego Zielińskiego, który grał w juniorach i dałem mu w tak młodym wieku szansę treningów i gry z pierwszą drużyną Zagłębia. Brałem go na towarzyskie spotkania i w wieku 15-16 lat grał po 30-40 minut z dorosłymi, by ten młodziutki, utalentowany chłopak mógł się rozwijać.

 

Zieliński ma ogromne umiejętności techniczne, drybling, strzał, kombinacyjne rozegranie, ale ciągle w reprezentacji nie w pełni to wykorzystuje. Dlaczego?

 

Tę technikę miał już wtedy, jako piętnastolatek, gdy go brałem na treningi w Zagłębiu. Nie możemy do końca ocenić tego, co dzieje się z nim w reprezentacji, bo nie wiemy, jak to u kolejnych selekcjonerów wygląda od środka. Jaka jest taktyka, system gry, styl, zadania na boisku dla Piotra. Nie możemy powiedzieć, czy on jest dobrze ustawiany, czy on sam robi to, co trener mu każe. Tego nie wiemy, stąd trudność w ocenie.

 

Mundial w Katarze to jest ten moment, kiedy Zieliński może wreszcie w pełni odpalić w kadrze?

 

On już odpalił, to jest bardzo wartościowy zawodnik, zarówno w Napoli jak i reprezentacji Polski. Jak każdy, ma lepsze i gorsze mecze, ale ma wielkie umiejętności i zwykle gra na wysokim poziomie.

 

Ma Pan w Wieczystej utalentowanych młodych piłkarzy, którzy mają potencjał, by w przyszłości trafić do reprezentacji Polski?

 

Zawsze tak jest, że w drużynie jest kilku młodych zdolnych graczy. Ale zwykle też tak jest, że jak jeden na pięć takich talentów wskoczy do wielkiej piłki, to już jest dobrze.

 

Wracając jeszcze do nieudanego dla nas Euro 2012. Gdyby Pan mógł cofnąć czas i jeszcze raz poprowadzić reprezentację Polski na tym turnieju, to co by Pan zmienił?

 

Tam nie było dużo do zmienienia. Być może coś bym przestawił, inaczej wybrał na jednej, dwóch pozycjach, ale też wtedy nie było takiego wyboru.

 

Osiągnął Pan duże sukcesy jako trener klubowy, mistrzostwa Polski, awans do Ligi Mistrzów, ale z kadrą nie wyszło. Tkwi to zadrą w Pana sercu?

 

Nie odbieram swojej pracy z kadrą jako zupełnej porażki. Emocje podczas Euro 2012 i szanse na awans z grupy były do końca. A Polska pojechała na mundial do Rosji w 2018 roku i po dwudziestu minutach turnieju już było po emocjach. My mieliśmy cały czas, do ostatnich minut trzeciego meczu z Czechami wszystko na ostrzu noża. Nie wyszło.

 

Gdyby Lewandowski był wtedy w takiej formie strzeleckiej, jak jest teraz, to takie dwie sytuacje, jakie w pierwszej połowie meczu z Czechami miał, to by to spokojnie strzelił. Nie dałby szans Petrowi Cechowi i byłoby po zabawie. Ale pisanie po Euro 2012: „katastrofa”, „tragedia”? Ludzie kochani, jak słyszę, że ktoś takie bzdury, bzdety opowiada, to mnie skręca. Ciekawe, kto by wtedy przyszedł do reprezentacji i to na szybko super poskładał, mając taki, a nie inny materiał. Chłopaki dali z siebie wszystko, tyle, na ile ich było stać, emocje stworzyli do końca. A że nie udało się awansować? Taka jest piłka, nie zawsze się wygrywa.

 

Na koniec pytanie o Pana prognozę na mundial w Katarze. Polska jest w stanie wyjść z grupy Argentyną, Meksykiem i Arabią Saudyjską?

 

Ja jestem kibicem reprezentacji Polski i każdej polskiej drużyny w europejskich pucharach. Chciałbym, żeby ta reprezentacja osiągnęła na mundialu jak najlepszy wynik, a jak daleko zajdziemy, nie będę wróżył.

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie