Szymon Ziółkowski: Paweł Fajdek chce być lepszy od Siergieja Bubki i jest na dobrej drodze

Inne
Szymon Ziółkowski: Paweł Fajdek chce być lepszy od Siergieja Bubki i jest na dobrej drodze
fot. PAP
Paweł Fajdek został w Eugene po raz piąty w swojej karierze mistrzem świata w rzucie młotem.

Paweł Fajdek został w Eugene po raz piąty w swojej karierze mistrzem świata w rzucie młotem. Srebro zdobył Wojciech Nowicki. - Paweł chce być lepszy od Bubki w liczbie tytułów mistrza świata i jest na dobrej drodze - powiedział po konkursie trener złotego medalisty Szymon Ziółkowski.

Fajdek wyszedł w finale na prowadzenie w trzeciej serii, gdy rzucił młot na odległość 81,98 m. To najlepszy rezultat w historii jego startów w mistrzostwach świata i najlepszy wynik w tym sezonie. Na półmetku rywalizacji drugie miejsce zajmował Nowicki, który w drugiej próbie uzyskał 81,03 m. Polacy nie poprawili swoich wyników w czwartej, piątej i szóstej serii. Wygrali dubletem.

 

ZOBACZ TAKŻE: Paweł Fajdek: Dla mnie najważniejsze było, aby zamknąć niektórym mordki

 

Fajdek piąty raz z rzędu został mistrzem świata. Rekordzista Polski triumfował również w Moskwie (2013), Pekinie (2015), Londynie (2017) i Dausze (2019).

 

- Paweł uwielbia mistrzostwa świata, jak widać. To impreza zgoła odmienna niż igrzyska olimpijskie. Mam jednak nadzieję, że po brązie w Tokio i to się trochę odmieni i w Paryżu będzie on już innym człowiekiem. Na razie czuje się dobrze. Teraz chwila ekscytacji związana ze złotym medalem i wracamy do roboty, bo za chwilę mistrzostwa Europy - ocenił występ swojego podopiecznego Ziółkowski, mistrz olimpijski z Sydney (2000) i mistrz świata z Edmonton (2001).

 

Fajdek jako młody zawodnik jeździł na ważne imprezy i mieszkał z takimi tuzami polskiej lekkoatletyki jak właśnie Ziółkowski, Tomasz Majewski czy Piotr Małachowski.

 

- Nie miał lekkiego życia. Trafił na starą gwardię - żartował w Eugene Ziółkowski. - To go trochę sportowo ukształtowało, zahartował się. Chociaż sam wspomina tamte czasy, jako lepszy czas niż teraz, jeżeli chodzi o mentalność sportowców - przyznał trener.

 

Mówił, że to teraz Fajdek jest tym starszym, który przygarnia pod skrzydła. Ziółkowski, oceniając przemianę Fajdka w ostatnim czasie podkreślił, że zdał on sobie sprawę z konieczności pomocy sobie w sporcie. "Bo nie wystarczy do sukcesów bycie Pawłem Fajdkiem" - wyjaśnił.

 

- Lekkim zdziwieniem dla wszystkich — nawet naszej reprezentacji — było to, że przez tydzień w USA to Paweł codziennie był pierwszym gościem na śniadaniu. Często przed otwarciem stołówki. Jak widać, nie jest to wielkim problemem, jeżeli racjonalnie przedstawi się racje z tym związane. Tutaj mieliśmy konkurs rano — eliminacje i finał, więc żyjemy czasem w połowie polskim. Jesteśmy przestawieni o cztery godziny, a nie dziewięć - dodał popularny "Ziółek".

 

Zdaniem Ziółkowskiego w finałowym konkursie w Eugene realne było rzucenie przez Fajdka na odległość 83 metrów, a nawet myślenie o rekordzie Polski (83,93). Bardzo życzyłem sobie, aby poprawił rekord mistrzostw świata, aby zabrać wreszcie go z dopingowych rąk do Polski. Dziś się nie udało. Poprawka w przyszłym roku w Budapeszcie" - powiedział Ziółkowski.

 

Mówił o tym, że w Polsce wielka porażka i wielki sukces mają podobną liczbę wrogów.

 

- Na Pawle w tym roku wielokrotnie wieszano psy. Mówiono, że jest nieregularny i na pewno nie wstanie rano na konkurs. A jemu taka przygoda jak w Rio de Janeiro zdarzyła się raz w życiu. Łatka jednak została przypięta w mocny sposób. Paweł chciał być zawsze lepszy od Siergieja Bubki, który zdobył sześć złotych medali MŚ, no i jest na dobrej drodze" - ocenił szkoleniowiec.

 

Pewne rzeczy w jego ocenie pokazują, że "wybitność w Polsce nie jest najmocniej ceniona". - Jeżeli sąsiad ma dwie krowy, a ja jedną, to chciałbym, żeby mu jedna zdechła, a nie żebym ja miał drugą - zażartował.

 

Pytany o to, czy bawi go praca trenera, kategorycznie zaprzeczył.

 

- Nie lubię tej pracy. Bardzo mnie nie bawi. Już gdy byłem zawodnikiem, to wiedziałem, że praca trenera jest wyjątkowo niewdzięcznym zajęciem. Bycie na trybunie i niemoc wpłynięcia na cokolwiek jest tragiczna. Siedzisz i patrzysz. Możesz wirtualnie zawodnika kopnąć w tyłek - powiedział. Dodał, że adrenalina sportowa z człowieka do końca nie schodzi, więc brnie w to.

 

- Podoba mi się to, że Paweł zdobywa medale, wygrywa, że jesteśmy najlepsi w tym, co robimy. (...) Będę się wkurzał cały czas, wiadomo. Zrezygnowałem z uprawiania sportu także dlatego, aby trochę posiedzieć w domu. Okazało się, że nie za długo. Jak są sukcesy, to da się to przeżyć i żona też tak nie krzyczy. Dzisiaj się dowiedziałem od niej przed chwilą, że mamy rocznicę ślubu - zakończył Ziółkowski.

MS, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie