Bożydar Iwanow: Dziękujemy Ci Rakowie! Jasne umysły pod Jasną Górą pokazują, którędy droga

Piłka nożna
Bożydar Iwanow: Dziękujemy Ci Rakowie! Jasne umysły pod Jasną Górą pokazują, którędy droga

Zagadka dotycząca permanentnych problemów mistrza Polski tuż po zdobyciu tytułu w Ekstraklasie ciągle pozostaje nierozwikłana. Lista wstydu naszych eksportowych zespołów przystępujących do eliminacji międzynarodowych rozgrywek klubowych została poszerzona o kolejny adres i następny klub. Vikingur Reykjavik na malutkim stadioniku, który absolutnie nie wygląda na siedzibę poważnego zespołu, stał się kolejnym miejscem, w którym okazało się, że w Europie nie ma już słabych drużyn.

To znaczy są. Tylko dlaczego musimy zapisać pod tym zdaniem Lecha Poznań? Czy to tylko kwestia niewłaściwego przygotowania zespołu, problemów z kontuzjami podstawowych stoperów i nieznajomości "tematu" polskich realiów holenderskiego trenera?

 

ZOBACZ TAKŻE: Lech Poznań i Raków Częstochowa poznały potencjalnych rywali w IV rundzie el. Ligi Konferencji

 

Jak dobrze, że kilka lat temu biznesmen Michał Świerczewski miał plan i stworzył go na barkach znanego jedynie na Mazowszu Marka Papszuna. W tej chwili to jedyny polski klub, do którego meczów przystępujesz ze spokojem i pewnością, że po ostatnim gwizdku sędziego nie będziesz musiał palić się ze wstydu, bo nie grozi mu kompromitacja. Jasne, pamiętam, że ubiegłoroczny debiut mógł zakończyć się bardzo szybko, bo już na litewskiej Suduvie. Że Raków uratował nowy bramkarz Vladan Kovacević? Ale to też sztuka znaleźć w Sarajewie takiego kozaka, o którego już upomina się Benfica Lizbona. W Częstochowie są jednak przygotowani i na taki wariant. W Trnavie na wysokości zadania stanął osiemnastoletni Kacper Trelowski. Przepis o młodzieżowcu, który w ubiegłym sezonie stał ością w gardle wszystkim rządzącym Rakowem, miał jednak swój jeden wielki plus. Młodzian zbierał doświadczenie w lidze, bo musiał być gotowy na wyzwania w krajowym pucharze, gdzie wystawiać trzeba było przecież dwóch zawodników z właściwymi datami w dokumentach Także w finale na PGE Narodowym, gdzie wychowanek... Ajaksu Częstochowa wykonał zadanie, choć gdyby nie przepis, z pewnością z ławki obserwowałby popisy Bośniaka.


Dlaczego w Rakowie - w przeciwieństwie do Poznania i Warszawy, które mają dużo więcej możliwości i doświadczenia - da się stworzyć kadrę piłkarzy, w której każdy zawodników wie jak w danej sytuacji się zachować, działa niemal jak automat, wie co to wymienność funkcji i uzupełnienie przestrzeni pozostawionej przez partnera? Czy Legia bądź Lech zainteresowały się spadającym z ligi Rundicem z Podbeskidzia, dobrze znanym z polskich boisk Arsenicem, Gutkovskisem czy Kunem, z których każdy staje się lepszym piłkarzem i mówiąc wprost się rozwija? Dlaczego to do Częstochowy trafiają reprezentanci Rumunii i piłkarze z greckiego podwórka, z których jeden ma już ofertę z Olympiakosu Pireus, który przecież miał go pod ręką u siebie, ale dopiero w Polsce uwolnił swój potencjał? Czy Bartosz Nowak najpierw za długo nie kopał piłki na zapleczu Ekstraklasy, zanim trafił do Zabrza, a teraz, już w wieku 28 lat, znajdzie się w miejscu, w którym po raz pierwszy może poczuć smak prestiżowego zwycięstwa, a może nawet fazy grupowej w europejskich pucharach?


A zatem da się? Tak, choć oczywiście nie wszystko w Częstochowie jest idealne, ale przecież i Kraków nie od razu zbudowano, a niedawno i tam rozsypała się jedna wielka niegdyś firma. Nie wszystko zależy w tej kwestii od Świerczewskiego, prezesa Adama Krawczaka, przewodniczącego Rady Nadzorczej Wojciecha Cygana czy Papszuna ze sztabem jego oddanych współpracowników i piłkarzy. I tylko szkoda, że na ostatniej prostej do grupy czeka ktoś dużo silniejszy niż Astana, Trnava i... Vikingur. Bo o jesień Rakowa w Lidze Konferencji nikt nie musiałby się martwić. I pewnie daliby radę łączyć to także z polskim podwórkiem. Paradoksem tej całej sytuacji jest to, że mimo kompromitacji w Islandii bliżej grupy niż częstochowianie - w teorii - jest ciągle "Kolejorz". Czy o dobrze nam znanej nazwie Dudelange w Poznaniu wypada już głośno mówić? Trzeba. Choć polska piłka widziała już wiele bolesnych upadków, to nie chce mi się wierzyć, by Lech nie skorzystał z takiego daru od losu. Byłoby grzechem, by z tego nie skorzystać. I potem podziękować za to Bogu. Najlepiej w Częstochowie. Przy okazji udając się po naukę nie tylko pod bramy pewnego klasztoru.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie