Podbeskidzie Bielsko-Biała szuka lekarza, który zdiagnozuje problem drużyny

Piłka nożna
Podbeskidzie Bielsko-Biała szuka lekarza, który zdiagnozuje problem drużyny
fot. Cyfrasport
Mirosław Smyła nie jest już trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała.

Mirosław Smyła nie jest już trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała. Od miesiąca siedział na beczce prochu i ta w końcu wybuchła. - Jak człowiek jest chory, to idzie do lekarza. Jak drużynie nie idzie, to szuka się trenera, który może to zmienić. Potrzebny jest nam ktoś, kto zdiagnozuje nasze problemy - powiedział nam Bogdan Kłys, prezes Podbeskidzia.

Czasowo trenerem zespołu został Dariusz Kołodziej, asystent Smyły. Już jednak wiadomo, że to rozwiązanie najwyżej na kilka dni. Jeśli nowy szkoleniowiec zgodzi się poprowadzić zespół w niedzielnym meczu z Ruchem Chorzów, to jego nazwisko zostanie ogłoszone najpóźniej 2 września. W innym razie przejmie drużynę dzień po tym spotkaniu.

 

ZOBACZ TAKŻE: Fortuna Puchar Polski. Niespodziewana porażka Podbeskidzia Bielsko-Biała

 

Co ciekawe, Kołodziej, podobnie jak inni członkowie sztabu Mirosława Smyły, jest na wypowiedzeniu. - To, czy zostanie, będzie już decyzją nowego trenera - powiedział nam prezes Kłys.

 

Trenera szukają co najmniej od miesiąca

 

Decyzja o zwolnieniu Smyły zapadła po wyjazdowym 0:5 ze Stalą Rzeszów, ale Podbeskidzie już od kilku tygodni szuka nowego trenera. - Porażką ze Stalą była impulsem, ale liczy się całokształt - stwierdził Kłys. - My patrzyliśmy, jak ta drużyna gra i funkcjonuje. Zęby bolały, jak się patrzyło na większość spotkań. Nieźle to wyglądało z Arką, bardzo dobrze z GKS-em Tychy, ale poza tym źle się oglądało mecze Podbeskidzia. Dyrektor sportowy już od jakiegoś czasu rozmawiał z kandydatami do prowadzenia drużyny - dodał.

 

Prezesa zapytaliśmy, czy w obecnej sytuacji nie żałuje, że nie zmienił trenera już w przerwie między rozgrywkami. Już wtedy mówiło się, że Smyła odejdzie. - Trener, którego wtedy chcieliśmy zatrudnić, nie zdecydował się na to, żeby do nas przyjść. Pozostaliśmy przy panu Smyle, bo nie było alternatywy. Na dokładkę okres przygotowawczy był bardzo krótki, więc racjonalnie uznaliśmy, że taka zmiana wtedy nie miała większego sensu. Trener Smyła nie miał idealnego bilansu, ale zdążył poznać zespół, miał doświadczenie, więc wydawało się, że da dobie radę. Nie żałuję, że wtedy nie zdecydowaliśmy się na roszadę. Jakbym miał odpowiedniego kandydata, to powiedziałbym inaczej, ale go nie było, więc nie ma co narzekać - podkreślił prezes bielszczan.

 

Długa lista grzechów byłego trenera

 

Co nie zagrało? Dlaczego Podbeskidzie tak szybko musiało wymienić trenera? - To by trzeba fachowców pytać - ripostował Kłys. - Moim zdaniem to wszystko się nawarstwiało. Zawodnicy nie wyglądali najlepiej pod względem fizycznym. Do tego doszły złe decyzje personalne i zarządzanie zespołem w trakcie meczu. Bolączką był też brak wygranych u siebie. To przekładało się na atmosferę - przekonywał działacz.

 

- Jakbyśmy zdobyli 12 punktów przy bilansie trzech wygranych, trzech remisów i dwóch porażek, to obraz byłby zdecydowanie lepszy. Mamy 12 punktów przy bilansie czterech wygranych i czterech porażek i załamujemy ręce. Jednak dobrze jest, jak jest, bo przy bilansie 3-3-2 ciężej byłoby o decyzje. Tak to sytuacja jest klarowana i wiemy, że potrzebna jest korekta - dodał Kłys.

 

Nie było widać światełka w tunelu

 

Jakby jednak nie spojrzeć, to Podbeskidzie ma już problem od blisko roku. Trener Smyła też przecież pojawił się jako ten, który ma ratować drużynę z opresji. - To prawda, że nasz kłopot zaczął się od serii jedenastu spotkań bez wygranej w poprzednim sezonie. Mimo tej fatalnej serii do końca byliśmy zamieszani w walkę o baraże. Nie udało się, nie weszliśmy, teraz dochodzi słaby start w kolejnych rozgrywkach, więc musimy to skorygować. Moglibyśmy czekać na przerwę na kadrę, ale nie widać światełka w tunelu. Lepiej, gdy nowy trener dostanie więcej czasu. W tym przypadku to kwestia dwóch tygodni - wyliczał prezes.

 

Skoro jednak drużyna od jakieś czasu ma problem i jeden, drugi, czy trzeci trener nie pomaga, to może należałoby wymienić zespół, a nie szkoleniowca. - Tego nie da się zrobić, bo są kontrakty i odszkodowania. Na to byłoby stać bogaty Raków, ale nie Podbeskidzie. Zresztą, to jest tak, że kiedy człowiek jest chory, to idzie do lekarza. Jak drużynie nie idzie, to szuka się trenera, który może to zmienić. Potrzebny jest nam ktoś, kto zdiagnozuje nasze problemy - skwitował Kłys.

 

Prezes nie chce zdradzić, kto jest kandydatem numer jeden na nowego trenera (na giełdzie pojawiło się nazwisko Dariusza Banasika). Mówi, że inni też szukają, a Podbeskidzie nie ma wielu atutów w walce z konkurencją, dlatego musi działać po cichu.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie