Michał Białoński: O weekendzie ów

Żużel
Michał Białoński: O weekendzie ów
fot. PAP/Łukasz Gągulski
"Za nami jeden z najlepszych weekendów w historii polskiego sportu"

Iga Świątek jako pierwsza Polka w historii wygrała US Open, „Biało-Czerwoni” siatkarze zostali wicemistrzami świata, koszykarki 3x3 wywalczyły brąz mistrzostw Europy, Robert Lewandowski bramką i dwoma asystami poprowadził Barcelonę do kolejnego triumfu w La Liga, a Bartosz Zmarzlik był nie do zatrzymania w Grand Prix Danii. Za nami jeden z najlepszych weekendów w historii polskiego sportu – pisze dziennikarz Interii Michał Białoński.

Oczywiście, po niedzielnej porażce w finale MŚ w „Spodku” z Italią wielu kibiców, a także sami podopieczni Nikoli Grbicia czują niedosyt. Gdy już opadnie pobitewny kurz, zrozumieją, że i tak są bohaterami całej Polski i osiągnęli wielki sukces. Po pięciosetowych bojach dwukrotnie pokonali zawsze dla nas groźnych i niewygodnych Amerykanów, w półfinale, w wielkim stylu, ograli Brazylię. W walce o „złoto” Italia była po prostu za mocna, zwłaszcza w obronie, długo nękała nas zagrywką, a naszym siatkarzom brakowało energii po długim starciu z Brazylijczykami.

Siatkarze wcale nie zawiedli!

Z pewnością FIVB powinna przemyśleć terminarz MŚ. Po fazie grupowej i 1/8 finału po cztery dni oczekiwania na kolejny mecz, by najważniejsze starcia – półfinał i finał dzieliła zaledwie doba. Przecież to bez sensu! Zarówno z uwagi na zmęczenie organizmów, ale także na brak czasu na medialne nagłośnienie wydarzenia, jakim jest wielki finał. Na to powinny być co najmniej trzy dni. Tymczasem siatkarze ledwie się obudzili po meczu z Brazylią, jeszcze do końca emocje nie opadły po tym starciu, a już musieli się rozgrzewać przed finałem. Oczywiście, to samo dotyczyło Włochów, którzy swój półfinał ze Słowenią grali o trzy godziny później, co nie zmienia faktu, że przed wielkim świętem, jakim jest finał mistrzostw świata, powinny być co najmniej dwa dni przerwy.

 

ZOBACZ TAKŻE: Bartosz Kurek zdradził, co powiedział kolegom z reprezentacji po porażce w finale mistrzostw świata

Iga Świątek pokazała klasę w każdym calu

Iga Świątek w Nowym Jorku pokazała klasę w każdym aspekcie. Jest mistrzynią na korcie i poza nim. Imponowała przygotowaniem fizycznym i mentalnym. Wygrywała mecze, w których jej szło jak po grudzie. Zwłaszcza ten z Jule Niemeier, ale w półfinałowym starciu z Aryną Sabalenką również wydostała się spod olbrzymiej presji. W sobotę, w decydującym pojedynku z Ons Jabeur pokazała, że ona finałów Wielkiego Szlema nie rozgrywa, tylko je wygrywa. Na razie trzykrotnie się w nich zameldowała i za każdym razem to ona zdobywała ostatnią piłkę.


Tenisistka z Raszyna imponowała klasą nawet po zdobyciu tytułu mistrzyni US Open, gdy podkreślała, że stara się dawać przykład dobra i wrażliwości. Świadczy o tym chociażby jej wstążka w barwach Ukrainy, który to kraj wspiera od początku rosyjskiej inwazji.


Nic dziwnego, że Polkę chcą poznać wszyscy i każdy się chwali fotografią z nią. Brytyjski piosenkach Seal, amerykański aktor Matthew Perry przychodzili na jej mecze, ten ostatni nawiązał ze Świątek kontakt w mediach społecznościowych. Martina Navratilova wręczała jej puchar, a Lindesy Vonn zdążyła nawiązać na tyle dobre stosunki z Igą, że siadywała w jej loży. Obie Amerykanki pochwaliły się wspólnymi fotografiami z Igą.


Mats Wilander wróży Idze co najmniej dwa finały Wielkiego Szlema rocznie przez najbliższych siedem lat. Wielki Szwed na tenisie zjadł zęby. Ta prognoza tylko może pomóc polskiemu tenisowi napędzić koniunkturę. Byle nie zostało to zmarnowane, jak w wypadku piłki nożnej, która w temacie szkolenia młodzieży mogła lepiej wykorzystać efekt Euro 2012.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie