Kadra Czesława Michniewicza najlepszym lekarstwem na kryzys i kłopoty Polaków

Piłka nożna
Kadra Czesława Michniewicza najlepszym lekarstwem na kryzys i kłopoty Polaków
fot. PAP
Czesław Michniewicz wśród piłkarzy reprezentacji Polski.

Co wiemy o reprezentacji Polski na dwa miesiące przed startem mundialu? To nie jest drużyna, która może zdobyć medal, a wyjść z grupy też będzie trudno. Na 70-80 procent czeka nas w Katarze kolejne rozczarowanie, jest 20-30 procent szans na to, że jednak Lewandowski, Zieliński i Szczęsny wreszcie pociągną zespół i zaskoczą nas pozytywnie na wielkiej imprezie. Znaków zapytania jest mnóstwo, niepokoją kontuzje kilku piłkarzy. Oto 10 wniosków po meczach kadry w Lidze Narodów z Holandią i Walią.

1. Nie ma powodów do pompowania balonika, na mundialu w Katarze raczej możemy spodziewać się kolejnego rozczarowania, a w pesymistycznym scenariuszu nawet blamażu reprezentacji Polski.

 

Dwa razy w polskim futbolu pojawiło się hasło, że jedziemy po mistrzostwo świata. Tak było w 1978 roku przed mundialem w Argentynie, choć trener Jacek Gmoch, gdy niedawno robiłem z nim wywiad, zaprzeczał, by składał taką deklarację i stwierdził, że te słowa włożono mu w usta. Gmoch uważa, że drużyna z 1978 roku była słabsza od tej z 1974 roku, większość medalistów Górskiego była już w dużo słabszej dyspozycji.

 

Po raz drugi hasło, że jedziemy na mistrzostwa świata po złoto, pojawiło się w 2002 roku przed turniejem w Korei i Japonii. Jerzy Engel jednak bardziej użył tego sformułowania w kontekście tego, że jadąc na mundial zawsze powinno się mierzyć w najwyższe cele, a nie wynikało to z realnej oceny ówczesnych możliwości polskich piłkarzy, mimo że jako pierwsi na świecie Polacy zapewnili sobie w tamtych eliminacjach awans do finałów. Poza tym trener Engel, ze swoim hasłem "futbol na tak", zawsze był wielkim optymistą.

 

Natomiast trochę zdziwiły mnie słowa, zwykle wyważonego i sceptycznego, Antoniego Piechniczka, który - po wygranym przez kadrę Czesława Michniewicza barażowym meczu ze Szwecją - stwierdził, że ta drużyna ma zrobić jeden krok więcej od jego reprezentacji i Kazimierza Górskiego, czyli awansować do finału mistrzostw świata w Katarze. Ocenił, że przy tym składzie personalnym jest to możliwe. Nie wiem, na ile Pan Antoni w tej wypowiedzi rzeczywiście widział takie realne szanse na finał w Katarze, a na ile prowokował, chcąc w ten sposób podkreślić jak wielkiej sztuki dokonała jego drużyna w Hiszpanii w 1982 roku, zajmując trzecie w MŚ i jak trudne jest to do powtórzenia.

Natomiast, w mojej ocenie, te dwa ostatnie mecze w Lidze Narodów z Holandią i Belgią, całkowicie rozwiały wszelkie marzenia, rojenia, mrzonki - jeśli ktokolwiek jeszcze je miał - o tym, że ta reprezentacja Polski jest w stanie w Katarze zdobyć medal mistrzostw świata. Pojawiło się na chwilę takie światełko w tunelu, błysk nadziei, gdy Robert Lewandowski zaczął seryjnie strzelać gole dla Barcelony, Arkadiusz Milik niespodziewanie wskoczył do składu Juventusu Turyn i też kilka razy trafił do siatki, znów czarował w Napoli Piotr Zieliński, zdobywając dwa gole i notując asystę z Liverpoolem w Lidze Mistrzów, pokazał spore możliwości po przeprowadzce do Feyenoordu Rotterdam Sebastian Szymański - ale to światełko szybko zgasło.

 

W meczach z Holandią i Walią ten czar, sen o potędze, prysł jak bańka mydlana. Nasi gwiazdorzy, którzy w klubach wznosili się w przestworza pięknym balonem, w reprezentacyjnej koszulce - może z wyjątkiem Zielińskiego - wyglądali tak, jakby ten ich balon został kompletnie pozbawiony helu i zaczął niebezpiecznie opadać w kierunku ziemi. Tym samym nie mamy tym razem powodów do pompowania balonika przed wyjazdem naszej kadry na mundial - balonik został brutalnie przekłuty łodygą pomarańczowego tulipana, nim zdążyliśmy go na dobre napompować i wymęczone zwycięstwo nad Walią tego nie zmieni.

 

Podstaw do optymizmu na podstawie naszej gry nie ma. Grupa w Katarze też nie jest łatwa. Argentyna, aktualny mistrz Ameryki Południowej, jest teraz supersilna, to jeden z głównych faworytów mistrzostw świata, dla Leo Messiego to ostatnia szansa, by - goniąc legendę Diego Maradony - także wygrać mundial z Albicelestes. Pierwszy mecz z notowanym od nas znacznie wyżej w rankingu FIFA Meksykiem (rywale są na 12. miejscu, Polska na 26.) będzie arcyważny, kluczowy w kontekście tego, kto zajmie drugie miejsce w grupie, dające awans do kolejnej rundy.

 

To będzie niezwykle trudne spotkanie, nie tylko ze względów czysto piłkarskich, ale również pod względem psychologicznym. Reprezentacja Polski w XXI wieku zwykle nie umiała grać takich meczów otwarcia na wielkich turniejach - porażka 0:2 z Koreą w 2002 roku, porażka 0:2 z Ekwadorem w 2006, remis 1:1 z Grecją w 2012, porażki 1:2 z Senegalem i później 0:3 z Kolumbią w 2018, porażka 1:2 ze Słowacją w 2021 roku.

 

W pesymistycznym scenariuszu można sobie nawet wyobrazić, że nie tylko przegrywamy z Argentyną i Meksykiem, ale też mamy kłopoty z Arabią Saudyjską, która we własnej strefie klimatycznej może być groźna. Brak wygranej z Arabią to byłby już blamaż i miejmy nadzieję, że jest to absolutnie niemożliwe.

 

Reprezentanci Polski mecz z Holandią w Lidze Narodów odpuścili, oddali go bez walki, nie było biegania i zaangażowania. Jednak z Walią już walczyli, był pressing, grali agresywnie. Na mundial też się na pewno zmobilizują, więc z Arabią Saudyjską trzeba zakładać zwycięstwo, gdy mamy z przodu Lewandowskiego, Zielińskiego, Milika, Świderskiego, ale czy nasi będą w formie na tyle, by ograć Meksyk, czy nie zje ich stres i presja w tym pierwszym meczu? To pytanie raczej do wróżki.

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie