Marian Kmita: Wygrać z Serbią i co dalej?

Siatkówka
Marian Kmita: Wygrać z Serbią i co dalej?
fot. PAP
Reprezentacja Polski siatkarek już we wtorkowy wieczór zagra kolejny mecz na MŚ.

Mistrzostwa świata siatkarek wkraczają dzisiaj w druga fazę. Nasze reprezentantki do tej pory nie zawiodły. Zagrały tak jak się spodziewaliśmy, a nawet ciut lepiej niż można było oczekiwać po kilku latach dreptania w miejscu. Czy możemy być już zadowoleni? Raczej nie, bo w każdym zespole są rezerwy. Trzeba do nich tylko dotrzeć i umieć je wykorzystać.

Stefano Lavarini nie ma łatwego zadania. Nasza żeńska reprezentacja siatkarska to w odróżnieniu od zespołu Nikoli Grbicia, na razie dość wąska grupa osób nadających się do gry na najwyższym światowym poziomie. Dodatkowo obarczona brakiem dwóch kontuzjowanych, bardzo istotnych zawodniczek - doświadczonej atakującej Malwiny Smarzek-Godek i wybitnie utalentowanej przyjmującej - Martyny Czyrniańskiej. Tym samym siła rażenia naszego ataku jest mocno ograniczona i w efekcie rozegraliśmy wszystkie pięć pierwszych mundialowych meczów bez mocnego lewego skrzydła i w następnych też tak będzie.

 

ZOBACZ TAKŻE: MŚ siatkarek 2022: Polska - Serbia. Transmisja TV i stream online

 

Można nad tym teraz ubolewać, ale gdzieś zgubiliśmy ostatnie kilka lat w podciąganiu młodych i obiecujących zawodniczek do reprezentacji, albo ich po porostu jeszcze nie mamy a powinniśmy. Powinniśmy, bo jeśli system szkolenia siatkarskiej młodzieży funkcjonuje tak doskonale u chłopców i przynosi medal za medalem w każdej kategorii wiekowej, to dlaczego nie daje takich samych efektów u dziewcząt. Oczywiście żeńska siatkówka to zupełnie inna dyscyplina niż męska. Mniej siłowa, mniej precyzyjna, bardziej nieprzewidywalna, chimeryczna, ale w tym też powinna tkwić nasza nadzieja na sukces w dzisiejszym meczu z Serbią. Na papierze nie mamy prawa tego spotkania wygrać, ale… No właśnie – ale, nie takie niespodzianki w historii sportu się już zdarzały i dalej będą się zdarzać, gdy starcie Dawida z Goliatem przynosi zaskakujący wynik. Nasze siatkarki, co prawda z innego pokolenia, już to przeżyły w 2003 i 2009 roku na mistrzostwach Europy.

 

Cóż zatem trzeba zrobić, aby to nasze bezczelne marzenie się ziściło? Na początek trzeba zdecydowanie poprawić to, co się dzieje na naszej ławce trenerskiej. Stefano Lavarini wykonał już kapitalną robotę, dzięki której dzisiaj mamy w ogóle o czym mówić i pisać, ale praca jego sztabu trenerskiego w trakcie meczu pozostawia wiele do życzenia. Sama kwestia wywoływania challange-ów, gdzie intuicja i refleks nie raz już zawiodły naszych szkoleniowców to sprawa bardzo istotna, bo rozbija i dekoncentruje nasze zawodniczki z mozołem i w wielkim trudzie goniące nasze rywalki. Zamieszanie ze zmianami w trakcie tie-breaka z Turczynkami to już błąd na poziomie szkolnej drużyny Liceum Ogólnokształcącego a nie zespołu gospodarzy siatkarskiego mundialu. Coś trzeba z tym pilnie zrobić, bo nasze dziewczęta muszą ze strony naszej ławki trenerskiej czuć siłę i pewność!

 

Druga sprawa dotyczy naszej rozgrywającej Joanny Wołosz. To bez wątpienia zawodniczka wybitna, być może najlepsza i najważniejsza w naszym zespole. Tym bardziej musimy od niej wymagać i ona sama od siebie też, stuprocentowej koncentracji. Tymczasem raz, dwa razy w meczu piłka zostaje jej między palcami a te niezrozumiałe i nieprzystające do tak doświadczonej zawodniczki kiksy, dokonują takiego samego spustoszenia w koncentracji zespołu, jak głupie błędy Lavariniego i jego sztabu. Bo jeśli czegoś zabrakło do zwycięstwa w meczach z Dominikaną (kto mógł przypuszczać, że to będzie nasz najważniejszy mecz w tym turnieju?) i Turcją to właśnie koncentracji i dbałości o szczegóły.

 

I choć nasze dziewczęta w każdym meczu walczyły jak lwy, to zabrakło tego czegoś co różni wielkich sportowców od „tylko” bardzo dobrych. Zabrakło potężnej energii, która daje pewność siebie i niczym nieograniczona wiara w zwycięstwo. Czy to się może dzisiaj zmienić – nie wiem. I chociaż nasze dziewczęta stają odważnie do telewizyjnych kamer i śmiało patrząc w obiektyw mówią, że powalczą o zwycięstwo i nikogo, i niczego się nie boją, to nie jestem do końca pewny, czy w ich głowach naprawdę już tak jest. Gdyby tak rzeczywiście było, to już ten turniej możemy uznać za udany. I rację ma Stefano Lavarini, twierdząc w wywiadach, że „idziemy w dobrym kierunku”. To prawda, idziemy w dobrym kierunku i widać efekty jego pracy, ale kluczowe pytanie dotyczy kwestii, jak szybko będziemy gonić światową i europejską czołówkę. Czy starczy nam cierpliwości i konsekwencji, jeśli zwycięstwo nad Tajlandią okaże się ostatnim w tym turnieju?

Marian Kmita/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie