Na czym polega fenomen Puszczy Niepołomice?

Piłka nożna
Na czym polega fenomen Puszczy Niepołomice?
fot. Cyfrasport
Na czym polega fenomen Puszczy Niepołomice?

Puszcza Niepołomice jest rewelacją rozgrywek Fortuna 1 Ligi. Drużyna, która w poprzednim sezonie do przedostatniej kolejki broniła się przed spadkiem, teraz jest na drugim miejscu. – Naszym celem jest utrzymanie, co nie znaczy, że nie mamy ambicji grać wyżej. Ze względu na dobry start chcemy podjąć rękawicę – mówi Tomasz Tułacz, trener zespołu.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Puszcza Niepołomice jest absolutną rewelacją Fortuna 1. Ligi. Na czym polega fenomen prowadzonej przez pana drużyny?

Zobacz także: Białoński: Stan alarmowy Wisły Kraków

 

Tomasz Tułacz, trener Puszczy Niepołomice: Myślę, że na ten fenomen składają się konsekwencja, cierpliwość i praca. I jeszcze szczęście, bo w tym sezonie mamy mniej kłopotów z kontuzjami, niż w poprzednim. Mieliśmy jeden trudny moment, chodzi mi o porażkę  z Resovią, ale szybko się z tym uporaliśmy.

 

To wszystko?

 

Może jeszcze dodałbym, że wyniki w tym sezonie to pochodna tego, co działo się w poprzednim. Wtedy walczyliśmy o utrzymanie. I to była taka walka na poważnie, do samego końca. Uważam, że ona wzmocniła nasze morale. Przekonaliśmy się na własnej skórze, że potrafimy wychodzić z kryzysów. Okazało się, że mimo przejściowych problemów zasady, na podstawie których prowadzony jest zespół, znakomicie się sprawdzają.

 

Pan jest z tym zespołem?

 

Ósmy rok. Te siedem lat pracy miało na mnie duży wpływ. A jak pan o to pyta, to zaraz powiem, że to też nam teraz pomaga, ma wpływ. Taki dłuższy okres pracy w jednym klubie robi swoje. Dzięki temu szybciej wyciągam wnioski i wdrażam pomysły, które wcześniej sprawdzały się w trudnych momentach. Bardzo dobrze znam zespół, jestem w stanie mu szybko pomóc.

 

Przez te siedem lat były jakieś trudne chwile, że już miał pan tracić pracę?

 

To by już trzeba działaczy pytać. Jak o mnie chodzi, to ostatni rok był trudny. Myśmy pierwszy raz byli związani walką o utrzymanie do samego końca, do przedostatniej kolejki. Tamte problemy wzięły się z tego, że wcześniej była duża rotacja, że zrobiliśmy zmianę pokoleniową. Zapłaciliśmy za to trudnym sezonem, ale może dzięki tamtej lekcji dziś jesteśmy drugim zespołem ligi.

 

A pan przez te siedem lat ani razu nie miał myśli, że dobrze byłoby coś zmienić.

 

Zawsze są jakieś zapytania, różne myśli kotłują się w głowie, ale ja jestem takim trenerem, który potrafi pracować na długim dystansie. Potrafię znaleźć odpowiednie bodźce motywujące mnie do dalszej pracy. Wciąż stawiam przed sobą nowe wyzwania. Podejmuję różne działania, pracuję nad innym niż dotąd ustawieniem i sposobem gry zespołu, i tak nakręcam siebie i innych. Nie było chwili, żebym poczuł się zmęczony. Mam nadzieję, że to nie nastąpi. Od lat pracuję w sztabie z Mariuszem Łucem, Jakubem Kulą i Bartłomiejem Dydo, dotąd znajdowaliśmy sposoby na to, żeby nie doszło do wypalenia.

 

Ekstraklasa nie kusiła?

 

Były różne propozycje. Jedna nawet bardzo konkretna i bliska finalizacji. Pewne rzeczy spowodowały jednak, że zostałem w Niepołomicach. Mam jednak w kontrakcie zapis pozwalający mi na odejście do wyższej ligi.

 

A co konkretnie zdecydowało o tym, że nie skorzystał pan z tamtej oferty?

 

Sprawy pozasportowe, tyle mogę powiedzieć. To nie miało jednak związku z klubem oferującym pracę. Mam jednak nadzieję, że kiedyś jeszcze słoneczko zaświeci. Po to się pracuje, żeby kiedyś do Ekstraklasy trafić.

 

Jaki jest cel Puszczy na ten sezon?

 

Podstawowy, to utrzymać się na poziomie pierwszej ligi. Do tego dążymy. Nie znaczy to jednak, że nie mamy ambicji, by grać o coś więcej. Chcemy być jak najwyżej, do każdego meczu podchodzimy tak, żeby go zwyciężyć. Chodzi nam o rozwój zespołu, rozwój zawodników. Wielu naszych piłkarzy trafiło wyżej, do Ekstraklasy.

 

Awans?

 

Chcemy podjąć rękawicę ze względu na ten dobry start. Z drugiej strony pamiętajmy, że to dopiero trzynaście spotkań. Jeśli jednak mamy za sobą dobry początek i tak to funkcjonuje, to jak przyjdzie możliwość, to z pewnością wykorzystamy szansę, nie zawahamy się. My chcemy wygrywać, ale łatwo nie będzie. Choćby następny mecz mamy z czarnym koniem, z GKS-em Katowice. To spotkanie pokaże, na co nas stać.

 

A jesteście pod każdym względem gotowi na Ekstraklasę?

 

To też pytanie do działaczy. Mamy w tym roku 100-lecie i na boisku robimy wszystko, żeby sobie zrobić ładny prezent na jubileusz. A jak będzie już tak blisko, to będziemy się martwić resztą. Nawet jeśli nie zdążymy zorganizować czegoś u siebie, to dookoła jest wiele możliwości gry. Na razie jednak stąpamy twardo po ziemi i chcemy mieć ten ból głowy związany z pytaniem: co dalej.

 

Zastanawiamy się, jak to jest, że pierwsza liga brutalnie weryfikuje Wisłę Kraków, a Puszcza daje radę?

 

Bo w pierwszej lidze nie grają nazwiska ani marka. To specyficzne rozgrywki, gdzie to, że ktoś jest z dużej miejscowości, o niczym nie decyduje. Jasne, że te 15, 18, czy więcej tysięcy ludzi na trybunach robi różnicę, ale jest wiele innych czynników, które mają wpływ. Dlatego jest tyle niespodziewanych wyników.

 

Jak pan tak opowiadał o tym, że nie podjął oferty z Ekstraklasy, to przypomniałem sobie, jak kiedyś był pan w drużynie olimpijskiej Janusza Wójcika, ale na igrzyska pan nie pojechał.

 

Gros czasu tworzyłem trzon tamtego zespołu, który miał solidne podstawy i działał dzięki fundacji pana Niemczyckiego. Kontuzja i różne przygody wykluczyły mnie z tego zespołu na ostatniej prostej. Potem ciężko było wskoczyć, bo tamta drużyna rozkręciła się, grała dobrze, miała wyniki. Mam jednak satysfakcję, bo z tymi, co grali w Barcelonie, ja miałem przyjemność występować na boisku.

 

To trzymam kciuki, żeby to, co nie udało się panu jako piłkarzowi, wyszło jako trenerowi.

 

Taka jest piłka. Kontuzja, jedna bramka, jeden dobry lub zły mecz potrafią zmienić wszystko. Detale decydują.

 

Dobrze, że chociaż ma pan piękne wspomnienie.

 

Tak to wygląda. Grałem z Juskowiakiem, Kłakiem, Brzęczkiem, Gęsiorem, Łapińskim, Adamczukiem, Koźmiński, a więc z tymi wszystkimi, którzy stanowili o sile polskiej piłki. I tu taka mała dygresja. Wtedy większość z nich grała i rozwijała się w polskich klubach. O koronę króla strzelców walczyli 20-latkowie jak wspomniany Juskowiak, ale też Kowalczyk, Waligóra czy Grad. Dziś tego nie ma, bo zmienił się system, bo stawiamy na gotowy produkt. A najlepsi zdolni wyjeżdżają, bo zagraniczne kluby stać na to, żeby płacić za potencjał. Czasem ten młody się na zachodzie przebije, czasem nie i potem wraca, ale już nie jest taki dobry.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie