Narodowe skreślanie, czyli po co te nominacje Czesława Michniewicza

Piłka nożna

Od wczoraj trwa wielkie narodowe... skreślanie. FIFA miała fanabeię, aby każdy z uczestników mundialu w Katarze podał zawrotną liczbę nawet ponad 50 zawodników, spośród których wyłoniona zostanie ostateczna 26 na turniej.

To nic, że wiele federacji nie dysponuje aż taką liczbą graczy, które prezentują tak wysoki poziom i się do kadry nadają. Trzeba było podać i koniec. Bo wiadomo, pandemia, wojna, Katar, nietypowy termin mistrzostw, liczba kontuzji, to, tamto...

 

ZOBACZ TAKŻE: Czesław Michniewicz o powołaniach. "Mamy trzy tygodnie, gdzie wiele może się jeszcze zmienić"

 

Sensu to nie ma żadnego, bo przecież wystarczyło ogłosić, że w razie kontuzji czy innego wypadku zawsze tuż przed imprezą można by kogoś dowołać, tak jak zresztą wcześniej bywało, ale pal licho. Przepis to przepis.

 

Dlatego trudno się dziwić, że PZPN zrobił z tego show, a selekcjoner specjalnie przybył na Europejski Kongres Sportu i Turystyki do Zakopanego (zresztą spektakularny, merytoryczny i bardzo udany), aby ogłosić tę długaśną listę i odpowiedzieć na pytania dziennikarzy.

 

Co prawda Czesław Michniewicz przemycił, że już nie ma żadnych wątpliwości i gdyby mundial odbywał się teraz, to ma gotowy skład, który zaprosi do samolotu, ale skoro FIFA dała taką możliwość to pobawić się można. Przy okazji zainteresować mocniej kibiców przed turniejem, nieco podgrzać atmosferę, puścić oko, że warto się starać do końca, bo a nuż ktoś z drugiego szeregu jeszcze wskoczy, to przecież sport.

 

Widziałem w pociągu do Katowic jak młodzi sympatycy futbolu płomiennie dyskutowali nad składem i skreślali te 21 nazwisk, które będą do odpalenia. Podobnie bawimy się w mediach, jest jakieś paliwo do dyskusji.

 

Na pytanie, czy taka selekcja negatywna może narobić więcej szkody niż pożytku nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Owszem, ci którzy odpadną będą pewnie w wielu przypadkach rozczarowani i ich kręgosłupy moralno-sportowe mogą być nieco przetrącone, ale z drugiej strony spora grupa wybrańców Michniewicza zdaje sobie pewnie sprawę, że ich wstępne nominacje są na wyrost.

 

Pełnią one funkcję bodźca na zachętę, podbudowę, może nawet na poprawę pozycji w klubie czy ewentualną wartość transferową.

 

A prawda co do składu jest taka, że tym razem w związku z układem gier i jakością rywali na występ w Katarze może liczyć 16, góra 18 zawodników. Pierwszy skład i najlepsi zmiennicy. Na wejście z Meksykiem, wiadomo, na pokładzie będą wszystkie armaty. Zakładamy sukces, trzeba to będzie poprawić i spuentować z Arabią Saudyjską, więc też nie spodziewajmy się eksperymentów.

 

A na koniec Polacy wyjdą na Argentynę, głównego kandydata do tytułu. Czy można sobie wyobrazić, że Michniewicz w takim starciu da pograć rezerwowym? Nawet jeśli to będzie mecz o pietruszkę (oby w wariancie z zapewnionym sobie wcześnie przez oba zespoły awansem).

 

Lubimy przypominać poprzednie mundiale i szukać analogii, ale tym razem będzie o nią ciężko. W przypadku tego ostatniego meczu grupowego zwłaszcza, kiedy Jerzy Engel na USA posłał "dzielnych rezerwejros" opiewanych później w przeboju Maleńczuka, Paweł Janas na Kostarykę wystawił Bartosza Bosackiego, dzięki czemu ten do dziś ma więcej goli na mundialach niż Robert Lewandowski, a Adam Nawałka na Japonię posłał w bój Rafała Kurzawę, aby lepiej funkcjonował słynny "niski pressing".

 

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie