Cezary Kowalski: Barca znów gra jak z nut. Fenomenu Dembele nie da się wytłumaczyć

Piłka nożna
Cezary Kowalski: Barca znów gra jak z nut. Fenomenu Dembele nie da się wytłumaczyć
fot. PAP/EPA
Cezary Kowalski: Barca znów gra jak z nut. Fenomenu Dembele nie da się wytłumaczyć

Francuski niesforny skrzydłowy wrócił do pierwszego składu Barcelony i po jego trzech asystach oraz golu (podawał Robert Lewandowski) powalił chwalony dotąd Athletic Bilbao. Tak naprawdę wystarczyło mu 10 minut genialnej gry.

Ousmane Dembele nie można w żaden logiczny i spójny sposób zdefiniować. Jego futbol nie rodzi się bowiem ze zdrowego rozsądku, ale z absurdu. Jeśli nie ma piłki, plącze się po boisku ze spuszczoną głową, czuje się nagi. Ale kiedy ją dostanie, robi wszystko, co w jego mocy, aby rozpętać burzę. W gorsze dni nie ma bardziej irytującego gracza niż on. Ale bywa też tak, jak w niedzielę na Camp Nou. Jego brak logiki nagle nabiera pozytywnego znaczenia i wtedy nie ma bardziej zachwycającego piłkarza niż on. Staje się piłkarskim dziełem sztuki. Jak zauważają hiszpańscy dziennikarze: Dembele to nonsens.

 

Mecz z Athletikiem był dla Barcelony drugim po bolesnej porażce z Realem w El Clasico. O ile można było przypuszczać, że pewne zwycięstwo nad Villarreal było także pokłosiem kryzysu, w jakim znajdował się fantastyczny przez wiele miesięcy rywal, to wydawało się, że tym razem Lewandowski i spółka będą mieli więcej problemów. Tym bardziej że Ernesto Valverde, jeden z najbardziej charyzmatycznych hiszpańskich trenerów, prowadził kiedyś Barcelonę i uchodzi za bardzo zmyślnego stratega.

 

Tego dnia wyglądał jednak na trenera, który absolutnie stracił węch. A Camp Nou przyjęło go całkowicie obojętnie. Ludzie udawali, że go nie znają. Być może dlatego, że za czasów, kiedy był tu trenerem, chciał wbrew DNA Barcy uświadomić, że futbol to coś przyziemnego, a nie luksusowy teatr lalek, do jakiego byli przyzwyczajeni w Katalonii. Co prawda w 2018 i 2019 roku zdobył z Barceloną dwa mistrzostwa oraz Puchar Króla, ale kojarzy się raczej ze spektakularnymi odpadnięciami w Lidze Mistrzów, w ćwierćfinale z Romą (w drugim meczu 0:3) i półfinale z Liverpoolem (0:4 w rewanżu).

 

Mimo tego, patrząc na jego CV, przy Xavim jawił się jako profesor. A właśnie w warstwie decyzji trenerskich należy doszukiwać się aż tak dużej rozbieżności pomiędzy oboma zespołami na Camp Nou. Valverde pokpił sprawę, odsuwając od pierwszego składu swoich najbardziej kreatywnych zawodników jak Muniain i Sancet na rzecz bardziej przewidywalnych i w teorii odpowiedzialnych jak Oier Zarraga i Ander Herrera. Nie zadziałało.

 

Z kolei Xavi, co do którego decyzji w ważnych momentach było dotąd mnóstwo zastrzeżeń i kazało go stawiać w roli trenera, który jeszcze musi się dużo uczyć, zagrał genialnie.

 

Po raz pierwszy w tym sezonie zmieścił w linii pomocy Busquetsa, De Jonga, Gaviego i Pedriego. Ten ostatni zagrała dokładnie tak jak przed laty jego wielki pierwowzór Iniesta, czyli jako fałszywy lewy pomocnik.

 

ZOBACZ TAKŻE: Vinicius Junior domaga się ostrych kar dla kibiców-rasistów

 

Lewandowskiemu Xavi dał za to do pomocy szalonego Dembele. I zadziałało to wybornie. Francuz z Polakiem asystowali sobie wzajemnie, RL9 ma już 12 goli w sezonie, a we wszystkich rozgrywkach 17! Czego zatem chcieć więcej?

 

Niestety, niebawem nadejdzie środa i prawdopodobnie już nawet formalny koniec drużyny Xaviego w Lidze Mistrzów. Jeśli bowiem Inter pokona Viktorię Pilzno (mecz o godz. 18.45), Barca zostanie zamknięta na trzeciej pozycji w grupie, co oznacza zesłanie do Ligi Europy. I mecz z Bayernem będzie się toczyć tylko o prestiż.

 

Ale skala tego, co mieścimy w tym słowie, będzie wręcz gigantyczna. Przecież Barcelona na 12 meczów wygrała tylko dwa i raz był remis. Ostatnio Niemcy wygrali gładko 2:0. W poprzednim sezonie po dwa razy po 3:0, a jeszcze wcześniej mieliśmy słynny łomot 8:2! Barca nie pokonała Bayernu od siedmiu lat. Tak naprawdę Katalończycy nie tylko przegrywają, ale są upokarzani. I już choćby odmiana w tym względzie będzie miała swoje znaczenie, nawet jeśli Barcelonie pozostanie tylko Liga Europy.

 

Kataloński „Sport” pisze wprost, że motywacją Bawarczyków jest chęć udowodnienia Lewandowskiemu, że nie miał racji, wyjeżdżając z Niemiec, wymuszając wcześniej transfer na władzach Bayernu. I że zamiast mieć szansę na swoją wymarzoną „Złotą piłkę”, znowu zostanie z niczym.

 

Ma o tym świadczyć także wypowiedź wracającego do świetniej formy Leona Goretzki z Bayernu: - Lewy był bardzo rozpieszczony w Bayernie, zawsze dochodził przynajmniej do fazy pucharowej lub dalej, ale teraz nie martwmy się już o niego. Niczego mu nie ułatwimy – podgrzał i tak już gorącą atmosferę pomocnik z Monachium.

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie