Cezary Kowalski: Liverpool wygrał, ale to może być łabędzi śpiew Kloppa

Piłka nożna
Cezary Kowalski: Liverpool wygrał, ale to może być łabędzi śpiew Kloppa
Fot. PAP/EPA
Cezary Kowalski: Liverpool wygrał, ale to może być łabędzi śpiew Kloppa

Liverpool mimo kompromitującej porażki 1:4 z Napoli w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów tuż przed ostatnią, która była rewanżem z Włochami, miał zapewniony awans. Juergen Klopp grał jednak o dużą stawkę. Czyli podtrzymanie wiary, że jego projekt w mieście Beatlesów jeszcze się nie wypalił. I tę wiarę zachował.

Co prawda 2:0 na Anfield był wymęczone, a Włosi, którzy przyjechali do Anglii z łatką najbardziej spektakularnej drużyny w obecnym sezonie (13 meczów wygranych z rzędu w Serie A i LM) zagrali na pół gwizdka, ale sukces The Reds ma swoją wymowę. Oto Klopp, który niczym filozof wygłaszał płomienną mowę, że jest w Liverpoolu nie tylko po to aby wstawiać trofea do gabloty, ale także dźwigać ekipę w trudnych chwilach, nie rzucił słów na wiatr.

 

Jeszcze raz zebrał tę genialną do niedawna drużynę. Zmotywował, dobrze ustawił i dobrał skład tak, aby genialny atak Napoli z gruzińskim Kvaradoną zatrzymać. Jeszcze raz podobnie, jak w starciu z Napoli w 2018 roku kluczowego gola wbił Mohamed Salah, znów widzieliśmy kilka spektakularnych zagrań, które przypominały o wielkości Liverpoolu. Bez wątpienia niemiecki strateg kupił sobie dzięki temu trochę czasu i jeśli nie pokpi tego w dwóch ostatnich kolejkach ligowych, które pozostały do otwarcia mundialu, przetrwa.

 

ZOBACZ TAKŻE: Liverpool nie odrobił strat. Napoli wygrało grupę

 

Liverpoolski dziennik "Echo" pyta jednak otwarcie, czy obecny sznyt budowania drużyny zaproponowany przez amerykańskich właścicielu klubu z Anfield (Genewy Sports Group), może wytrzymać rywalizację z projektami największych konkurentów. I to pytanie wydaje się właściwie retoryczne.

 

W dużym skrócie chodzi o to, że rywale z Manchesteru, Chelsea, Tottenhamu czy Arsenalu szaleją na rynku transferowym w prawie każdym okienku transferowym, a Liverpool jest powściągliwy. Owszem, ściągnięto ostatnio za wielkie pieniądze Darwina Nuneza, ale przecież odszedł świetny Mane. Te ruchy personalne to właściwie kosmetyka. Gdy tymczasem taki szef City Pep Guardiola żongluje zawodnikami jak chce i po prostu zamawia sobie kolejne gwiazdy. A te są mu dostarczane na tacy.

 

Klopp w pewnym sensie wpadł w sidła własnego sukcesu. Właściciele klubu są bowiem przekonani, że podobnie jak dotąd Niemiec będzie wynosił na pułap niezwykły piłkarzy, po których nikt by się tego nie spodziewał. Przecież np linię pomocy z takimi graczami jak Henderson, Fabinho czy Milner trudno było uznawać za najlepszą w Europie a wyczyniała ona cuda.

 

Sęk w tym, że sposób gry, który preferuje Klopp, ta niezwykła intensywność i ograniczone w sumie rotacje, eksploatuje zawodników. Mówiąc wprost, Niemiec wyciska ich jak cytryny i chce jeszcze więcej. Podczas gdy Pep, widząc, że któryś z jego asów słabnie, bez zmrużenia powieki sprzedaje go i bierze następnego.

 

Właśnie ten brak dopływu świeżej krwi zabija Liverpool. Świetnym punktem odniesienia w tej kwestii jest ten mecz z Napoli z 2018 roku. Po czterech latach, które są w futbolem szmatem czasu, ważną rolę w The Reds wciąż odgrywa dziewięciu zawodników z tamtego składu.

 

Wtedy maszerowali oni po Puchar Europy, a dziś po kolejnym finale (w tym roku porażka z Realem) po prostu słaniają się na nogach. Klopp ich wycisnął. W Premier League właściwie już jest katastrofa (bliżej do miejsca spadkowego niż pierwszej czwórki gwarantującej LM). W Lidze Mistrzów jeszcze jakoś udaje się trzymać fason. Pytanie jak długo?

 

Teraz wszystko wydaje się być w rękach właścicieli. Albo zimą odkręcą kran z pieniędzmi, albo potwór stworzony przez Kloppa, przestanie istnieć w tej formule do jakiej się przyzwyczailiśmy.

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie