Polacy błysną na hybrydzie? Wujek Adama Małysza ma swoją teorię
- Widziałem trening naszych w Wiśle i jestem pod wrażeniem. Nie powiem, że będzie podium, ale optymizm jest duży. Świetną robotę zrobił nasz nowy trener Thomas Thurnbichler. Zawodnicy mu uwierzyli, bo on dał im swobodę, która może przełożyć się na wyniki - powiedział Jan Szturc, wujek i pierwszy trener Adama Małysza przed turniejem hybrydowym na skoczni w Malince, gdzie rozbieg będzie lodowy, a zeskok igielitowy.
Dariusz Ostafiński: Przed nami pierwszy konkurs zimowego Pucharu Świata w Wiśle. Pan czeka na te zawody ze spokojem?
Jan Szturc: Tak, bo starty w letnim pucharze i niedawne mistrzostwa Polski pokazały, że nasi zawodnicy są bardzo dobrze przygotowani do inauguracji.
Był pan na jakiś treningu?
Tydzień temu byłem na skoczni w Malince, kiedy nasi tam skakali. Przyznam, że byłem zaskoczony ich dyspozycją. Trening treningiem, ale biorąc pod uwagę to, co widziałem, muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem.
Będzie z tego podium, pierwsza dziesiątka?
To się okaże. Myślę, że mądrzejsi będziemy po treningach i kwalifikacjach. To będzie już taka weryfikacja, która pozwoli snuć scenariusze. Myślę sobie jednak, że my możemy być optymistami. Ja nim jestem, mając w pamięci, to co w letnich konkursach pokazywał Kubacki i pozostali. Nasi dzięki tamtym dobrym występom nabrali pewności siebie. Mam na myśli nie tylko starą gwardię, ale i młodzież: Kacpra Juroszka, Pawła Wąska czy Tomka Pilcha.
Rok temu młodzież dawała nam raczej powody do zmartwień.
I to się może zmienić. Jak dla mnie, to trzej wymienieni wnoszą się szczebel po szczebelku. Do szczytu jeszcze daleko, ale postęp już jest widoczny. Na tym głębokim zapleczu jest zmiana na lepsze. Pozytywnie spisuje się też ta grupa, co jest między starą gwardią i tymi najmłodszymi. Kuba Wolny i Olek Zniszczoł dobrze wypadli w letnich turniejach Pucharu Kontynentalnego. A mówię to wszystko, bo teraz mamy naprawdę szeroką kadrę. W Wiśle wystartuje trzynastu naszych w kwalifikacjach i tak sobie myślę, że to będzie dobry dla nas weekend.
Choć nie chce pan powiedzieć, czy Polak stanie na podium.
Bo jak powiedziałem, nie da się tego ocenić na podstawie treningów. Choćby nie wiem, jak dobrze one nie wyglądały. Ważne jest jednak to, że sami skoczkowie mają w sobie pokłady dobrej energii. Ich te ostatnie wyniki też zbudowały.
Trener Thurnbichler ma dobry wpływ na nasz zespół?
Tak. Zmiana szkoleniowca była najlepszą rzeczą, jaka mogła nas spotkać. Thurnbichler zrobił wiele dobrego, dając naszym zawodnikom większą swobodę w doborze metod treningowych. Chcą pograć w piłkę, robią to. Chcą siatkonogę? Proszę bardzo. Na rowerze też mogą sobie pojeździć. Wcześniej, u trenera Michala Doleżala, to było zabronione. Teraz nie ma zakazów i to działa. Ta nasza kadra, także przez takie ruchy, zaczyna dobrze funkcjonować pod względem fizycznym i mentalnym. A co najważniejsze to drużyna uwierzyła w młodego trenera.
A pamięta pan, z jakimi oporami przyjmowali Thurnbichlera?
Pamiętam, jak się upierali, że go nie chcą, ale tamta zmiana była potrzebna. Było wiele niewiadomych, ale dyrektor Adam Małysz z czasem to wszystko naszym zawodnikom wyjaśnił. On widział z boku, co się dzieje i jako osoba odpowiedzialna podjął decyzję. Jak teraz na to patrzymy, to wydaje się, że była ona słuszna.
Przejdź na Polsatsport.pl