Dariusz Ostafiński: Dobrze, że Russell Crowe tym razem nie zabrał głosu

Piłka nożna
Dariusz Ostafiński: Dobrze, że Russell Crowe tym razem nie zabrał głosu
Fot. PAP
Russell Crowe

Selekcjoner Czesław Michniewicz wypełnił wszystkie cele postawione przez prezesa PZPN Cezarego Kuleszę. Wygrał baraż ze Szwecją i awansował na mundial, a tam wyszedł z grupy i odpadł po dobrym meczu z obrońcą tytułu Francją (1:3). Od kilku dni trwa jednak gorąca dyskusja, czy wygasający z końcem roku kontrakt Michniewicza należy i warto przedłużać. I nie sposób oprzeć się wrażeniu, że posada trenera, mimo powtórzenia sukcesu z mundialu 1986 z Meksyku, wisi na włosku.

Za zwolnieniem Czesława Michniewicza najbardziej przemawia to, że przez wiele dni próbował nam wmówić, że Polacy nie potrafią grać w piłkę, dlatego wychodząc na boisko, muszą się skupić na przeszkadzaniu i defensywie. Antyfutbol był zasadniczo naszą wizytówką w meczach fazy grupowej. Trochę grania na „tak” mieliśmy z Arabią Saudyjską (2:0), ale w dwóch pozostałych (Meksyk 0:0, Argentyna 0:2) oddaliśmy piłkę rywalom i czekaliśmy na ich potknięcie. Z Argentyną nie atakowaliśmy nawet po stracie bramek, choć nasze wyjście z grupy było w pewnym momencie mocno zagrożone.

Świat nam odjechał

Lothar Matthaus, była gwiazda reprezentacji Niemiec, powiedział, że Polska na mundialu wyglądała jak drużyna wyjęta z lat 90-tych. Mówił, że jesteśmy zacofani, że świat nam odjechał. My sami patrząc na mecze grupowe, zastanawialiśmy się, co Polska robi na mundialu. Radość mieszała się nam ze smutkiem, bo z jednej strony cieszyliśmy się, że wyniki dały nam awans, a z drugiej wstydziliśmy się tego, że gramy tak brzydko. Mamy szczęście, że aktor Russell Crowe, słynny Gladiator, który chwalił Polaków za grę na Euro 2016, tym razem nie zabrał głosu.

 

Za styl, za sposób wyjścia z grupy selekcjonerowi należy się dwója. I szermowanie argumentem, że za 10, czy 20 lat nikt nie będzie pamiętał, w jaki sposób wyszliśmy z grupy, jest mało pocieszające. Jeśli Jerzy Brzęczek został zwolniony z posady trenera kadry za defensywny styl, to Michniewicz tym bardziej powinien być wyrzucony za to wszystko, co nasza drużyna pokazała w fazie grupowej. Zwłaszcza że mecz 1/8 z Francją pokazał, że diagnoza Michniewicza nie była trafiona.

Laga na Lewandowskiego firmowym zagraniem Polaków

Kolejnym argumentem za zwolnieniem Michniewicza jest taktyczny chaos wokół kadry, który zaczął się na długo przed mundialem. Przez rok wytykaliśmy Paulo Sousie granie z wahadłowymi i słusznie, bo ich nie mamy. Przez rok eksperci powtarzali, że nasze DNA, to gra systemem 4-4-2, ewentualnie 4-3-3, że naszą najmocniejszą bronią są kontry. Jednak Michniewicz w meczach Ligi Narodów z uporem godnym lepszej sprawy ustawiał trójkę stoperów (tu też mamy poważny deficyt) i grał na wahadłowych. Mecze z wartościowymi przeciwnikami traciliśmy na eksperymenty, zamiast szlifować swój styl i pielęgnować nasze dobre strony.

 

Być może trener Michniewicz chciał uczynić naszą drużynę bardziej wszechstronną, ale czasem lepiej mieć jeden schemat dopracowany do perfekcji, niż dwa, czy trzy przygotowane byle jak. Swoją drogą na mundialu ani razu nie zagraliśmy trójką stoperów z wahadłowymi. Trener zaczął lansować pomysł z „lagą Szczęsnego graną na Lewandowskiego”, dowodząc, że tylko tak przeciwstawimy się lepszym od nas, bo jak zaczniemy rozgrywać piłkę od obrony to już po nas. Sami piłkarze zagrali jednak Michniewiczowi na nosie, pokazując w meczu 1/8, że mogą i potrafią grać nowocześnie.

Polacy odruchowo zaciągali hamulec

I tylko należy żałować, że tak nie grali od początku mundialu, bo wtedy do meczu z Francją byliby lepiej przygotowani (trzy mecze pozwoliłyby wyeliminować błędy i doszlifować schematy). Trener Henryk Kasperczak w rozmowie z nami zwrócił uwagę, że ciężko jest zmienić nagle styl na ofensywny, jak w trzech poprzednich meczach gra się chałturę. Nic dziwnego, że w spotkaniu z Francją taką wyraźną zmianę oblicza mieliśmy w pierwszej połowie. W drugiej wróciły demony i granie z zaciągniętym hamulcem, choć nie było czego bronić.

Do argumentów przemawiających za odsunięciem Michniewicza można by też dołożyć błędy w optymalnym wykorzystaniu zalet zawodników. Ostatnia próba przed mundialem, mecz z Chile (1:0), pokazała, że Kamil Grosicki może być dobrym dżokerem, że podobną rolę może z powodzeniem pełnić Krzysztof Piątek. Grosicki zagrał tylko 3 minuty z Francją, a niektórzy żartują, że zamieszania narobił więcej niż cały nasz zespół przez 90 minut. To taka opinia na wyrost, ale faktem jest, że się działo, że po zagraniu Grosickiego sędzia podyktował karnego. Można było żałować, że ten występ nie trwał dłużej, że w innych spotkaniach Grosickiego nie było w ogóle.

Nie tylko Grosicki. Innym asom też nie dał się wykazać

Większym grzechem Michniewicza jest jednak to, że nie dał się wykazać naszym asom. Piotr Zieliński pokazał, że jak piłka nie fruwa mu wysoko nad głową (tak było w meczach grupowych), to potrafi być reżyserem gry. Robert Lewandowski, czyli napastnik uzależniony od podań, dopiero w meczu z Francją dostał takie wsparcie, jakie powinien mieć od początku tego mundialu. I tylko Wojciech Szczęsny nie ma prawa narzekać. Jemu Michniewicz dał się wykazać, on miał co robić.

 

Argumentem za zakończeniem współpracy z dotychczasowym trenerem jest też to, że nie słucha zawodników. Świadczą o tym słowa Lewandowskiego i Zielińskiego, którzy przyznali, że męczyli się w schemacie narzuconym przez Michniewicza, że nie czuli tej radości. A przecież piłka powinna dawać przyjemność. To z jednej strony jest taktyczny schemat, ale z drugiej luz i zabawa. Tylko takie połączenie sprawia, że dostajemy zespół kompletny.

 

W ogóle to można by się zastanawiać, czy w kadrze Michniewicza wciąż jest odpowiednia atmosfera. Wspomniane wyżej wypowiedzi o tym nie świadczą. Zakulisowe informacje o rozmowach dotyczących podziału premii obiecanej przez premiera też każą się nad tym zastanowić. Osobnym tematem są wojenki selekcjonera z dziennikarzami. Jednych ustawił po meczu ze Szwecją, innych pouczał na mundialu. Swego czasu Michniewicz miał opinię człowieka, który dobrze żyje z mediami. To już jednak przeszłość, bo teraz dobrze żyje z nielicznymi, a to kadrze nie pomaga.

Trzy argumenty za zatrzymaniem Michniewicza

Za zwolnieniem Michniewicza przemawia wiele. Argumentów za jego zatrzymaniem już aż tak dużo nie ma. W przeszłości często żałowaliśmy rozstań z selekcjonerami po przegranych mundialach, bo nie dostawali oni szansy wykorzystania swoich doświadczeń w kolejnych eliminacjach i następnej wielkiej imprezie. Pozostawienie Michniewicza mądrzejszego o Katar jest więc jakąś tam pokusą.

 

Kolejną pokusą jest to, co zobaczyliśmy w meczu z Francją. Można przecież mieć nadzieję, że oto Michniewicz po miesiącach poszukiwań i błądzenia wreszcie zrozumiał, że Lewandowski musi mieć wsparcie, że wystawianie Zielińskiego ma sens, jak gramy piłką po ziemi, że nie musimy się kopać po czole, żeby stawić czoła tym najlepszym, że czwórka obrońców to jedyne, co ma w naszym przypadku sens, że Polska może narzucać swój styl, a nie tylko dopasowywać się stylem grania do innych. Gdyby była pewność, że Michniewicz postawi na szlifowanie tego, co jego zespół grał w 1/8, to warto by dać mu szansę.

 

A jeśli dodamy, że czasu na przygotowanie kadry do pierwszego meczu w eliminacjach Euro wiele nie będzie, a zmiany dokonywane w przeszłości były raczej takimi na gorsze, to dostajemy trzeci powód, by zatrzymać Michniewicza. Pytanie, czy on sam zrozumiał swoje błędy i czy mecz z Francją widzi jako początek nowej drogi, czy raczej kolejny eksperyment z wielu?

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie