Cezary Kowalski wspomina Andrzeja Iwana. "Odszedł wspaniały piłkarz, ciekawy i dobry człowiek"

Piłka nożna
Cezary Kowalski wspomina Andrzeja Iwana. "Odszedł wspaniały piłkarz, ciekawy i dobry człowiek"
fot. PAP

Pierwszy raz zdałem sobie sprawę, jaki to zawodnik w 1987 roku na Legii. Polska prowadzona przez Wojciecha Łazarka grała z Węgrami. Wygraliśmy 3:2. W naszej ekipie szaleli Dariusz Dziekanowski, Ryszard Tarasiewicz, Marek Leśniak, Jan Urban czy Waldemar Prusik, w węgierskiej bajecznie wyszkolony technicznie Lajosz Detari. Ale to akcja Andrzeja Iwana najbardziej utkwiła mi w pamięci.

Przy linii bocznej w brazylijskim stylu ośmieszył kilku rywali. Kibice na starej krytej trybunie, choć wówczas w większości zagorzali legioniści, wstali z miejsc i zaczęli bić brawo krakusowi, w tamtym czasie piłkarzowi Górnika Zabrze. Miałem wtedy 15 lat i nie mogłem przypuszczać, że kiedyś z tym magikiem będę miał zaszczyt pracować i spędzać mnóstwo czasu podróżując po Polsce.

 

Andrzej świetnie znał się na piłce i potrafił o niej bardzo ciekawie opowiadać, uwielbiał pierwszą ligę, którą od dawna pokazujemy w Polsacie. Zawsze powtarzał, że woli ją od Ekstraklasy, bo jest bardziej prawdziwa. Bo właśnie w Głogowie, Suwałkach, Katowicach, Chorzowie, Tychach, Mielcu i gdziekolwiek byśmy w tamtym czasie nie jechali, są prawdziwi ludzie. Można ich dotknąć, pogadać, pośmiać się. Nic tam nie jest idealne, ale jednak bliskie ciału, bardziej swojskie.

 

Idealnie tam pasował, bo był taki sam. Błyskawicznie skracał dystans, kolegował się ze wszystkimi, którzy pracowali z nim w redakcji czy gdzieś w Polsce, przypominaliśmy sobie, że jest gwiazdą polskiej piłki dopiero, kiedy na stadionie ludzie prosili go o zdjęcie czy autograf. Uwielbiałem słuchać jego historii z czasów gry w Wiśle, Górniku, Bochum czy reprezentacji.

 

Na wielu pomnikowych postaciach, które tak się jawiły się w moich oczach, pojawiały się poważne rysy, ale co było wręcz unikatowe, potrafił umieścić również siebie w centrum jakiejś negatywnej historii, absolutnie się nie wybielał, nie szukał tanich usprawiedliwień.

 

Dla reportera wychowanego na jego pokoleniu piłkarzy był wręcz kopalnią wiedzy. Tym bardziej, że miało się świadomość, że nie są to opowieści z krainy mchu i paproci, ale cała prawda. Bardzo często smutna, wręcz przytłaczająca.

 

Andrzej otwarcie mówił o swoich problemach, przekonywał, że nie potrzebuje żadnej pomocy, wręcz zapowiadał scenariusz końca. To nie był typ marudy, który ciężarem krzyża, który dźwiga, chce obarczyć jeszcze kogoś.

 

Można wręcz było odnieść wrażenie, że o styku życia i śmierci mówił z pewną lekkością i pogodą. A poruszaliśmy ten temat dosyć często przemierzając tysiące kilometrów na mecze w aucie, czy później wieczorami gdzieś w hotelu czy restauracji.

 

Odszedł wspaniały piłkarz, ciekawy i dobry człowiek.

 

Żegnaj, Andrzeju.

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie