Bożydar Iwanow: Moc futbolu. Głos kibiców nie wszystkim musi się podobać

Piłka nożna

Plebiscyt na najlepszego "Sportowca Roku" to niby tylko "zabawa". Ale jednak od lat traktowana jak najbardziej poważnie. Znalezienie się choć w czołowej dziesiątce to dla przedstawicieli wielu dyscyplin nie tylko spełnienie marzeń. W dzisiejszych mocno komercyjnych czasach także życiowa ekonomiczna szansa.

Możliwość szerszego zauważenia przez grono sponsorów, którzy pod swoją marką mogą umieścić może mniej "rozgrywane" nazwisko, dzięki któremu widzą szansę, aby swój własny produkt wypromować. I ogrzać go w cieple sportowego sukcesu, jednocześnie wspierających tych, którzy nie mogą liczyć na dopływ środków z wielkich koncernów. Także dlatego na "Gali" i "Balu" warto być albo nawet być trzeba. Pierwsza "dyszka" to niejedynie większa chwała. To więcej różnych możliwości. Występ pływaczki Katarzyny Wasick był tego najlepszym przykładem. Zaimponowała nie tylko kreacją. Jej środowisko na początku głosowania tak mocno "zaatakowało", że przez krótki czas zajmowała nawet fotel liderki. Wybory są tu przecież jak najbardziej demokratyczne. Wygrać nie musi przecież w teorii i praktyce najlepszy, najbardziej utytułowany ale ten, który najwięcej głosów i punktów uzbiera.

 

ZOBACZ TAKŻE: Co działo się za kulisami 88. Plebiscytu Przeglądu Sportowego i Polsatu?

 

Zwycięstwo Igi Świątek i drugie miejsce Bartosza Zmarzlika nie podlegają żadnej dyskusji. Do otwartych i głośnych protestów Pawła Fajdka też zdążyliśmy się już przyzwyczaić i nie traktujemy ich już jak coś "sensacyjnego" tylko "stały fragment gali". W sumie - podoba mi się jego szczerość - ma prawo do swojego zdania. Trzykrotna medalistka mistrzostw Europy Anna Kiełbasińska też mogła liczyć na coś więcej niż osiemnasta lokata. Dla mnie sprinterka urodzona w Warszawie i jej osiągnięcia w 2022 roku zasługiwały na miejsce w pierwszej dziesiątce, ale to mój prywatny ranking i na głos narodu, który widział to inaczej, absolutnie się nie obrażam.

 

Popularność dyscypliny ma znaczenie i to jest fakt. Mateusz Ponitka ze swoim tiple-double w ćwierćfinale Eurobasketu ze Słowenią i czwarte miejsce koszykarzy na Starym Kontynencie to wynik, który w futbolu można by porównać do... ewentualnego zwycięstwa nad Francją w 1/8 finału mundialu, które oczywiście nie miało miejsca, i na przykład hat-tricka "Lewego" w rywalizacji z broniącymi złota. To jednak Robert Lewandowski, a nie koszykarz, stanął na podium "Plebiscytu" mimo, że absolutną gwiazdą Polaków na mistrzostwach świata był Wojciech Szczęsny. Jednak raz, że bramkarze mają "pod górkę" w swoich piłkarskich zestawieniach, to jednak nasi rodacy gremialnie jeździli jesienią nie do Turynu na Juve, lecz do Barcelony na Camp Nou. Dlatego "Szczena" zamykał drugą dziesiątkę, a RL9 był blisko miejsca mistrza świata na żużlu. Najlepszy polski piłkarz wyprzedził za to wicemistrza globu w siatkówce Kamila Semeniuka, mimo, że ten po raz drugi z rzędu wygrał Ligę Mistrzów i to z ekipą z Kędzierzyna Koźla. Barcelona Lewandowskiego nie wyszła nawet z grupy. Semeniuk miał jeszcze dodatkowego "pecha", bo wśród nominowanych był jeszcze Bartosz Kurek. Gdyby dołożyć mu punkty jedenastego w stawce kolegi po fachu, siatkarz byłby na drugim miejscu, ale głosy fanów tej dyscypliny rozłożyły się na dwóch naszych asów. Taka jest forma "Plebiscytu". Gdyby nie natłok wśród świetnych piłkarzy Liverpoolu w wyborach "France Football" w 2019 roku, Złotą Piłkę wygrałby wtedy nie Lionel Messi, a Virgil Van Dijk. Argentyńczyka od Holendra dzieliło siedem punktów. Obrońcy "Oranje" trofeum zabrał jednak nie Leo, a klubowi koledzy z Anfield Sadio Mane i Mohamed Salah.


Futbol, mimo, że bez medalowych narodowych sukcesów od ponad 40 lat, zawsze będzie "godnie" reprezentowany podczas Gali Mistrzów Sportu. Nieprzypadkowo Lewandowski znalazł się w dziesiątce już po raz dwunasty, co jest rekordem, który być może długo pozostanie nie do pobicia. I muszą się z tym pogodzić nie tylko pięciokrotni mistrzowie świata w lekkiej atletyce. Przed nami co prawda rok bez dużej piłkarskiej imprezy i bez igrzysk olimpijskich, ale jeżeli "Lewy" zdobędzie mistrzostwo Hiszpanii, dołoży do tego koronę króla strzelców La Liga, a do tego uzyska kilka goli w eliminacjach do EURO 2024 z Czechami, Albanią, Mołdawią i Wyspami Owczymi, to pierwsza trójka za rok jest znów jak najbardziej w jego zasięgu. Być może kosztem tego, który młotem rzuca regularnie najdalej podczas lekkoatletycznych mistrzostwach świata...

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie