Marcin Tybura: Ngannou to już bardziej biznesmen. Walka z Jonesem byłaby spełnieniem marzeń

Sporty walki
Marcin Tybura: Ngannou to już bardziej biznesmen. Walka z Jonesem byłaby spełnieniem marzeń
fot. Polsat Sport

Marcin Tybura (23-7, 9 KO, 6 SUB) już 4 lutego wróci do oktagonu największej organizacji MMA na świecie. "Tybur" przed kamerami Polsatu Sport opowiedział o zbliżającej się walce, a także o sytuacji w kategorii ciężkiej UFC.

Igor Marczak: Była propozycja walki na numerowanej gali UFC w Londynie, która odbędzie się w połowie marca? Wydawało się, że możesz być zawodnikiem, który tam zawalczy.

 

Marcin Tybura: Poważnych rozmów nie było, ale były przymiarki i zapytania odnośnie Toma Aspinalla. Pewnie, gdyby wyleczył kontuzję i był gotowy na tę galę, to dostałbym taką propozycję. Jest wyżej notowany, więc dla mnie byłoby lepiej. Z tego, co wiem, on nie czuje się na siłach, żeby walczyć. Nie było innej propozycji na galę w Londynie.

 

Jest walka z Błagojem Iwanowem - 15. zawodnik rankingu kategorii ciężkiej. Ty zajmujesz 10. pozycję. Ostatnio jedna porażka z Volkovem, ale poza tym sześć wygranych w siedmiu pojedynkach. Wygrana na pewno poprawi Twoją sytuację w rankingu.

 

Na to liczę, żeby wrócić do większych walk. Błagoj jest niżej notowany, ale to na pewno twardy rywal. Nie można zakładać, że on jest słabszy niż zawodnicy z Top 10. Ja też nie wybieram sobie rywali. Nikt z najlepszej dziesiątki się nie zgłosił.

 

Iwanow to zawodnik o słabszych warunkach fizycznych niż Ty. Jest jednak bardzo twardy. Twój trener Andrzej Kościelski mówi, że na nokaut nie liczycie.

 

Logicznie podchodząc, to pewnie nie liczymy. Z drugiej strony, czemu nie. Przed walką ze mną Romanow też nie miał porażki, a mi udało się go pokonać. Błagoj na pewno jest twardy, idzie do przodu, bije się mocno. Nie używa dużo parteru, ale pamiętajmy, że wywodzi się z sambo. Nie będzie łatwo w pozostałych płaszczyznach. Ja się czuję dobrze, znowu mam cardio na wysokim poziomie. Jak narzucę swoje tempo, to w kategorii ciężkiej jestem w stanie każdego zajechać.

 

Twój rekord w ostatnim czasie jest imponujący. Myślisz, że dobra walka z Iwanowem, a później 1-2 udane pojedynki i pojawi się szansa mistrzowska?

 

Pewnie, że tak. Nie kieruję się do końca logiką, bo chcę spełniać marzenia. Moim jest zdobycie pasa. Nie zastanawiam się, ile mnie ta walka przybliży. Na pewno coś da, bo nie można przejść obojętnie obok serii wygranych, nawet z nieco słabszymi rywalami. Jestem cierpliwy i wiem, że po walce z nim potrzebne mi będą co najmniej 2 walki z kimś mocniejszym.

 

Jeden rywal z kategorią ciężką się pożegnał. Francis Ngannou odszedł z UFC, w królewskiej dywizji pojawił się Jon Jones. Ciebie to zdziwiło, że nie doszło do walki Ngannou - Jones?

 

Mnie zdziwiło coś innego. Tyle się mówiło o powrocie Jonesa, o jego debiucie kategorii ciężkiej. Myślałem, że to nigdy się nie wydarzy, że stracił ambicje sportowe. Jeżeli chodzi o sytuację Francisa, to kilka razy miałem okazję z nim rozmawiać. To mega fajny gość, ale już bardziej biznesmen niż sportowiec. Wszystkie nasze rozmowy schodziły na tematy związane z zabezpieczeniem przyszłości i inwestowaniem pieniędzy. Postawił mocne warunki UFC, nie chciał ustępować. Organizacja nie mogła sobie pozwolić na większe negocjacje. Chcieli mu utrzeć nosa i zwolnili go z kontraktu.

 

Wchodzi do gry Jon Jones. Trzy lata bez walk, ale to absolutna legenda. Byłoby to spełnienie jednego z marzeń, zawalczyć z nim?

 

Absolutnie tak. Francis Ngannou był super przeciwnikiem, bo wychodząc do oktagonu z kimś takim wzbudza się respekt kibiców. Stoi naprzeciwko Ciebie takie monstrum. Jon Jones jest jednak dużo większą gwiazdą. Ma większe osiągnięcia. Można już powoli dawać mu tytuł najlepszego w historii. Walka z nim? Pewnie, bardzo chętnie.

Igor Marczak/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie