Iwanow: Cudze chwalicie...
Każdy kij ma dwa końce i są dwie strony medalu. Cezary Kulesza, zatrudniając na stanowisku selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski Fernando Santosa, zyskał poklask i uznanie ze strony sporej części kibiców oraz zdecydowanej większości mediów. Ale jak na tę decyzję zareagowała tak zwana polska myśl szkoleniowa, za którą też przecież nasza futbolowa federacja odpowiada? Którą kształci i powinna promować?
Nikt otwarcie oczywiście – przynajmniej na razie – krytycznie się nie na ten temat nie wypowiedział. Jeżeli już – to pozytywnie. Ciepłą laudację usłyszałem między innymi z ust Jerzego Engela, mimo że przecież sam domagał się on polskiego selekcjonera. Ale czy poza anteną i z wyłączonym mikrofonem pan Jurek byłby tego samego zdania? Pewności stuprocentowej nie mam.
ZOBACZ TAKŻE: Jaka przyszłość czeka Milika? Rozpoczęły się rozmowy!
Już po raz drugi w ciągu ostatnich kilku lat polscy trenerzy dostali obuchem po głowie. Najpierw Zbigniew Boniek, żegnając się w mało humanitarny z Jerzym Brzęczkiem, oznajmił, że nie widzi w Polsce nikogo, kto mógłby pojechać z nami na przesunięte ze względu na pandemię Euro i rozpocząć eliminacje do Mistrzostw Świata w Katarze. Paolo Sousa wcale jednak nie okazał się „top” i jego misja przedwcześnie się zakończyła. Następca „Zibiego” też początkowo flirtował ze szkoleniowcami z zagranicy, ale na ostatniej prostej dokonał wyboru między Adamem Nawałką a Czesławem Michniewiczem, rozważając także przez pewien czas Jana Urbana. Kiedy i na przełomie roku po raz kolejny zostaliśmy bez selekcjonera, znów trzeba było szukać. I znów zagranicą: jedyne dwa polskie nazwiska, które zostały wymienione przez Kuleszę, to Marek Papszun i Michał Probierz. Urbana i Nawałki już nikt pod uwagę nie brał. Dlaczego, skoro jeszcze przed rokiem obaj na serio byli w grze i nie była to tylko medialna giełda? Od tamtego czasu nie minęła przecież epoka. Obaj dość szybko wypadli z kręgu zainteresowań.
Trener Rakowa złożył bardzo odważną deklarację, że czuje się gotów do objęcia tego stanowiska. Nie sądzę, by się to spodobało w siedzibie właściciela klubu Michała Świerczewskiego ale szczerość jego najważniejszego pracownika jest godna podziwu. Papszun miał jednak świadomość, że taka chwila może pojawić się tylko raz w życiu. On swój moment ma tu i teraz. Nawet jeśli jeszcze nie zdobył mistrzostwa – choć jest na najlepszej drodze – i jeszcze nie zagrał w fazie grupowej europejskich pucharów. Polska szukała szkoleniowca w tym momencie i trzykrotny laureat tytułu Trenera Roku w plebiscycie Tygodnika Piłka Nożna wiedział, że właśnie teraz pojawia się opcja, by wskoczyć do tego pociągu. A ten rzadko zabiera ze sobą więcej niż raz.
Probierz patrzy na wszystko uważnie ze swego domu w Białymstoku, gdzie mieszka przecież także szef związku. Będąc związanym z Kuleszą przez lata w Jagiellonii, w głębi być może też mógł liczyć na więcej niż samo podanie jego nazwiska w mediach. Praca w U-21 na pewno nie zaspokaja jego ambicji. Podobnie jak szykowanie go na asystenta – choć lepiej brzmi „drugiego trenera” – u boku Vladimira Petkovicia. Michał to jednak frontmen, a nie pomocnik szefa. Chyba, że „usiadłby na kole” Bośniaka ze szwajcarskim paszportem, by po jakimś czasie samemu założyć koszulkę lidera. Gdy jednak niemieckojęzyczna opcja przegrała z portugalską ,z pewnością pi…nął sobie whiskey i ze spokojem czeka. Jego nazwisko w kolejnym rozdaniu z pewnością znów pojawi się. Nie tylko w mediach. Może to być jednak dopiero za cztery lata.
Czy polscy trenerzy z pełną akceptacja patrzą na pomysł dołączenia do sztabu Santosa Tomasza Kaczmarka i Łukasza Piszczka? Czy widzą w obu jednak niemiecką szkołę, mimo że były reprezentant Polski nauki pobiera dziś w Białej Podlaskiej? Znów obce okazało się lepsze od naszego? Polski Adam Nawałka, który cieszy się świetną formą w wieku 65 lat, uznawany był za „za starego”. Portugalczyk ma lat 68, ale nikt wieku mu nie wypomina. Wyobrażacie sobie, jakie byłoby larum w „internetach”, jakby Polskę miał prowadzić nasz rodak, u którego zaraz pojawi się z przodu „siódemka”?
Santos, zaraz po przyjeździe do naszego kraju, już na stałe będzie musiał dość sprawnie i delikatnie poruszać się w po polskim środowisku zwanym dość często i nieprzypadkowo piekiełkiem. Kopiowanie filozofii swego rodaka Paolo Sousy czy „późnego” Beenhakkera nie wchodzi w grę. Polacy nie gęsi, swój język i … charakter mają. I nie zawahają się go użyć. Gdy - nie daj Boże - Portugalczykowi gdzieś powinie się noga.
Przejdź na Polsatsport.pl