Robert Lewandowski słabnie. Raphinha wchodzi Polakowi w paradę

Piłka nożna
Robert Lewandowski słabnie. Raphinha wchodzi Polakowi w paradę
fot. PAP
Robert Lewandowski podczas meczu Barcelony.

To się musiało w końcu wydarzyć. Hiszpanie rozpoczęli liczenie minut Roberta Lewandowskiego bez gola. Polak w prestiżowym meczu Ligi Europy z Manchesterem United (2:2) znów nie dał rady pokonać bramkarza. To już trzeci taki mecz z rzędu. Mało tego - grał co najwyżej przeciętnie.

Xavi Hernandez, wobec nieobecności najlepszego obecnie swojego zawodnika Ousmane Dembele, postanowił urozmaicić atak. W systemie z czterema, a nie pięcioma pomocnikami, Barcelona wygląda imponująco i generalnie nikt nie powie, że ten plan nie działa. Nie wszyscy jednak czują się w tym dobrze. Grając klasycznie trójką z przodu, RL9 puchł od strzelania goli, korzystając z mnóstwa podań, które do niego trafiały.

ZOBACZ TAKŻE: Piłkarz Barcelony wpadł w furię! "Rozumiem jego gniew"

 

Teraz ma mniej, bo drugi tytułowy napastnik, czyli Raphinha, urósł w siłę. Od kiedy zastąpił Francuza, strzelił trzy gole i zaliczył dwie asysty. Teoretycznie działa jako partner „Lewego” w ataku, ale gra na prawej stronie mając lepszą lewą nogę, co powoduje, że chętnie schodzi do środka i strzela, zamiast szukać podań. Czyli centralnie wbija się w obszar zarezerwowany dotąd dla Roberta.

 

Odkąd Barca gra w systemie 4-4-2, pokonała Betis, Sevillę, Villarreal i zremisowała z Manchesterem United. Zdobyła w tym czasie - w którym jest zresztą bardzo chwalona - osiem goli, a Brazylijczyk jest autorem trzech. To on uratował też drużynę przed porażką z United. I od dał asystę Marcosowi Alonso po rzucie rożnym.

 

Zawodnik rodem z Porto Alegre ma dziewięć asyst - o dwie więcej niż Dembele oraz trzy więcej niż Jordi Alba i Lewandowski.

 

Tak jak Raphinha może czuć się wygranym ostatnich tygodni, tak Lewandowski wręcz przeciwnie. Katalońskie media na razie nie „jadą” po Polaku, ale zauważają jakiś jego regres i zaczynają odliczać minuty bez gola. Ale też uczciwie szukają usprawiedliwień.

 

Dziennik „Sport” twierdzi na przykład, że spadek skuteczności Polaka wynika z tego, że rywale rozpoznali go podczas pierwszej rundy i obrońcy już wiedzą jak przeciwko niemu grać. Poza tym łatwiej zablokować żądła Barcelony, gdy są tak jak ostatnio tylko dwa, a nie trzy.

 

Dzięki grze w „trójzębie” Lewandowski miał większą swobodę ruchów i możliwość pojawiania się w obszarach, w których mógł korzystać ze swojego talentu strzeleckiego. Teraz jest takich chwil mniej. Może nie aż tak mało, jak wówczas, kiedy gra w reprezentacji Polski i bywa z przodu bardzo często sam, ale namiastka jakiegoś problemu z nim związanego zaczyna się pojawiać.

 

Komentator „Sportu” German Bona pisze: „ Robert nadal będzie strzelał gole, ponieważ jest piłkarskim zabójcą, ale nie ma wątpliwości, że jego wydajność spadła. Bez Dembele i z czterema pomocnikami zdobył tylko jednego gola i miał jedną asystę”.

 

Na koniec ubezpiecza się: „Oczywiście mimo tego, że nie jest obecnie w swoim najlepszym środowisku, nadal pozostaje liderem Barcelony”.

Taki wentyl bezpieczeństwa w wystawianiu kategorycznych sądów zawsze w sporcie się przydaje, ale w tym przypadku wydaje się wręcz niezbędny.

 

Wbrew pozorom nasz as ma teraz idealny czas, aby znów skupić na sobie uwagę. Przed nim mecz na słynnym Old Trafford o awans w Lidze Europy. Barca wydaje się być w trudnej sytuacji, bo drużyna Erika Ten Haga zagrała świetnie i mogła pierwszy mecz wygrać. I pewnie tak by się stało, gdyby starcie miało miejsce kilka miesięcy wcześniej.

 

Dzisiejsza drużyna Xaviego jest jednak zdecydowanie mocniejsza niż ta z początku sezonu. Udało jej się odrobić stratę i… wystawić piłkę Robertowi.

 

Nie po to został przecież ściągnięty, aby bić swoje rekordy w starciach z przeciętniakami, ale ogrywać wielkich: Real, Bayern czy właśnie Manchester.

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie