Marian Kmita: Kto żałuje Konrada Piechockiego

Siatkówka
Marian Kmita: Kto żałuje Konrada Piechockiego
fot. PAP
Marian Kmita: Kto żałuje Konrada Piechockiego

W połowie tygodnia, nie tylko środowisko siatkarskie, obiegła sensacyjna informacja o opuszczeniu Skry Bełchatów przez dotychczasowego prezesa klubu - Konrada Piechockiego. Owszem, w tym sezonie Skrze nie idzie za dobrze. Ba, można nawet powiedzieć, że jak do tej pory – fatalnie. Ale w polskich klubach sportowych, w takich sytuacjach raczej nie zwalnia się prezesa tylko trenera. Dlaczego więc tym razem było inaczej?

Kto zna Konrada Piechockiego ten wie, że zawsze ma on swój punkt widzenia na wszystkie sprawy. I ten punkt widzenia nie ulega żadnym koniunkturom - ani politycznym, ani zawodowym, ani nawet towarzyskim. Mam prawo tak pisać, bo znamy się z prezesem Konradem od ponad dwudziestu lat i nieraz ścieraliśmy się o te jego „bełchatowskie” pryncypia, bo to właśnie interes Skry Bełchatów był i do 16 marca będzie, kiedy opuści stanowisko, zawsze najważniejszy. Przez całe lata taka postawa Konrada, choć irytowała wielu w środowisku siatkarskim, przynosiła świetne rezultaty. Przez piętnaście lat jego prezesury Skra zdobyła dziewięć tytułów mistrza Polski, dwa wicemistrzostwa, trzy brązy MP, siedem Pucharów Polski, cztery Superpuchary, a na arenie międzynarodowej czterokrotny udział w Final Four Ligi Mistrzów z jednym srebrnym i trzema brązowymi medalami. Ostatni zdobyty nie tak znowu dawno, bo w 2019 roku. Cóż zatem się stało, że Konrad Piechocki pomimo pomnika, jaki sobie zbudował za życia w Bełchatowie, popadł w niełaskę i komu podpadł aż tak, że teraz pozbyto się go z klubu?

Zobacz także: Były prezes PGE Skry Bełchatów zabrał głos po odwołaniu

 

Sprawa nie jest zbyt jasna, bo żadna ze stron nie mówi o tym za dużo. Z jednej strony Piechockiemu zarzuca się nieoficjalnie za swobodną gospodarkę finansami klubu, ale w to nie chce mi się wierzyć w ogóle. Co jak co, ale pieniądze przez te piętnaście lat prezes Konrad liczył skrupulatnie i w rachunkach zawsze był bardziej niż ostrożny. Z reguły nie wydawał też więcej niż miał, bo to zawsze ma krótkie nogi. Poza tym, gdyby miał taką naturę, już dawno pożegnał by się z klubem. Tak więc, to raczej nie fatalne zarządzanie klubem leży u podstaw jego dymisji. Z drugiej strony powszechnie wiadomo, że PGE, jako główny sponsor Skry, w ostatnim czasie nie zasilał zbyt ochoczo budżetu klubu, doprowadzając do kłopotliwych sytuacji związanych z wypłatami dla zawodników i bieżącej działalności klubu. Czy to było celowe, czy związane z innymi obiektywnymi powodami – nie wiem. Faktem zaś jest, że dla Piechockiego była to sytuacja zupełnie nowa z jaką w swej długiej prezesowskiej karierze jeszcze się nie spotkał. U podstaw długiej listy sukcesów jego i Skry leżała przede wszystkim wzorowa współpraca ze sponsorami, głównie spółkami Skarbu Państwa, bez względu na to, kto aktualnie rządził w Polsce. Co się zatem stało - też nie wiem, ale podejrzewam, że sam prezes Konrad mógł odebrać to zjawisko jako sygnał, iż sponsor traktuje go w klubie raczej jako persona non grata.

 

Do tego doszły jeszcze przepychanki z Radą Nadzorczą Skry na temat monopolu niektórych menadżerów na kontakty z klubem i tak dobiliśmy do nieszczęśliwego finału. Nieszczęśliwego i dla Piechockiego, i dla Skry, i dla polskiej siatkówki. Z jednej strony żal mi Konrada, bo ma uzasadnione powody domniemywać, że cały proces usunięcia go z klubu był poza jego faktyczną wolą i staraniami. Z drugiej strony żal mi Skry i jej kibiców, bo jak się komuś wydaje, że taki klub może poprowadzić ktokolwiek z dnia na dzień, to się grubo myli. I rychło się o tym przekonamy, nawet jak Skra dostanie teraz od sponsora wagon złota. Z trzeciej zaś strony żal mi polskiej siatkówki i symbolu, i wzoru, jakim przez lata była Skra dla innych polskich klubów. Wszak to był taki nasz siatkarski Real Madryt. To była marka i w Polsce, i w Europie. Zresztą nie bez powodu Skra, choć ciągnie się w ogonie ligowej tabeli, to Europie daje o sobie znać i jakby na otarcie łez w tej trudnej dla klubu sytuacji, szykuje się do atrakcyjnego starcia z Modeną w Pucharze CEV.  

 

Los Konrada Piechockiego w Bełchatowie został już definitywnie przesądzony. Życie nie zna jednak próżni, więc myślę, że ktoś rozsądny szybko skorzysta z jego wiedzy i doświadczenia z pożytkiem dla samego Konrada i jego nowego pracodawcy. Ważne, żeby to jednak była instytucja związana z polską siatkówką, bo na odstawianie takich ludzi na boczny tor zwyczajnie nas dzisiaj nie stać. 

Marian Kmita/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie