Farsa w Zabrzu. Zwolnili Jana Urbana, a teraz wezwali na ratunek

Piłka nożna
Farsa w Zabrzu. Zwolnili Jana Urbana, a teraz wezwali na ratunek
fot. PAP
Jan Urban, trener Górnika Zabrze.

W czerwcu ubiegłego roku Górnik Zabrze zwolnił Jana Urbana. Tak naprawdę nie wiadomo było dlaczego (nieco wcześniej przedłużono z nim kontrakt do końca obecnego sezonu), bo ze słabiutkim składem zajął ósme miejsce w lidze. Jest legendą klubu, nie popada w konflikty. Ówczesny prezes zrzucał odpowiedzialność na panią prezydent miasta (Górnik jest klubem miejskim), a ta na prezesa. Podejrzewano, że palce we wszystkim maczał wpływowy Lukas Podolski.

Ta decyzja - jak wiele innych - wpisywała się doskonale w trend niewytłumaczalnej chęci działaczy czy też władz Zabrza do psucia własnego wizerunku. Jednego z najbardziej zasłużonych i rozpoznawalnych marek w historii polskiej piłki. Urban, który jest emocjonalnie związany z Górnikiem, był niezwykle rozczarowany, mówił, że nikt go tak jeszcze nie potraktował, ale… nie przesadzał z krytyką, bo raz, że nie leży to w jego naturze, a dwa: co miesiąc wystawia fakturę, mając wciąż ważny kontrakt.

 

Już sam fakt opłacania przez ponad pół sezonu dwóch szkoleniowców (trener Bartosch Gaul nie przyszedł z Niemiec za drobne) w sytuacji, gdy w klubie się nie przelewa i pojawiają się apele o zaciskanie pasa, zakrawa na kpinę. Żeby nie powiedzieć mocniej: niegospodarność.

 

Pal jednak licho. Działacze mieli kaprys (prezes zwalniający Urbana latem też zresztą szybko wyleciał), trzeba było wziąć odpowiedzialność na klatę. Okazało się jednak, że nieciekawa sytuacja w tabeli (Górnikowi grozi spadek) wywołała tęsknotę za odstawionym Urbanem.

 

Jasne, że teraz w roli zarządzających miasto obsadziło innych ludzi (prezesem jest Adam Matysek), ale jednak firma wciąż ta sama. „Ten Gaul chyba nie da rady tego utrzymać.” „To co dzwonimy po Janka?” „Dzwońmy, byle szybko!”.

 

Można zakładać, że mniej więcej tak wyglądała „burza mózgów” w którymś z gabinetów przy Roosevelta.

 

Urban się zgodził, bo ma Górnika w sercu. Jest przekonany, że można go utrzymać i wbrew temu, jakie pojawiają się głosy wśród kibiców, nie chciał brać pieniędzy za nic. Przecież dokładnie za te same wynagrodzenie mógł oglądać mecze w telewizji i mówić „skuś baba na dziada” ludziom, którzy potraktowali legendę z buta.

 

Trzykrotny mistrz Polski z Górnikiem w roli zawodnika chce jednak klubowi pomóc. Po prostu. Bez podtekstów.

 

Jaki ta historia ocierająca się o groteskę będzie miała finał, nie wiadomo. Wiadomo natomiast na jej podstawie, jaki jest największy problem polskiej piłki klubowej. Właśnie takie zarządzanie nią, jak w Zabrzu…

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie