Nie bądźmy krajem piłkarskich geszefciarzy

Piłka nożna
Nie bądźmy krajem piłkarskich geszefciarzy
fot. Cyfrasport
Fernando Santos, selekcjoner reprezentacji Polski.

Nie ma co się dziwić, że nowy selekcjoner reprezentacji Polski zarządził ciszę medialną, zażądał skupienia i koncentracji tylko na futbolu. Zgaduję, ale Portugalczykowi nie przyszło do głowy, że najważniejsza drużyna piłkarska w kraju może dzielić i różnić z powodu afery finansowej.

Ba, sądzę, że 69-letni Fernando Santos - pracując w Grecji czy Portugalii na poziomie klubowym i reprezentacyjnym na pewno widział wiele - szeroko otworzył oczy, gdy usłyszał, że drużynę narodową, a w ślad za tym także kibiców podzieliła kwestia premii za pokonanie kolejnej rundy mundialu. Być może zrozumiałby, że zarzewiem nieporozumień są np. fochy największej gwiazdy, wszak doświadczył tego konfrontując się z samym Cristiano Ronaldo. Ale poróżnić się o kasę, w dodatku w sytuacji, kiedy zespół osiągnął najlepszy wynik od 36 lat? Celowo nie piszę o sukcesie, bo dyskusyjny styl, jaki prezentowali biało-czerwoni, w jakiś sposób osiągnięcie to zdezawuował.

 

ZOBACZ TAKŻE: Polskim piłkarzom znów się upiecze? Ciemna strona decyzji Santosa 


Oczywiście najprostszym wyjściem jest teraz oskarżyć o całe zamieszanie Łukasza Skorupskiego, który udzielając wywiadu Przeglądowi Sportowemu wrócił do sprawy sprzed kilku miesięcy i ujawnił, jak było naprawdę. Fakt, termin publikacji tak szczerej rozmowy nie jest fortunny, bo zbiega się z debiutem Santosa i początkiem eliminacji Euro 2024, ale być może jest to w końcu głos, który ucina mnóstwo niezdrowych spekulacji, jakie narosły wokół tej sprawy. Marek Koźmiński, do niedawna wiceprezes PZPN, na łamach wp.pl mówi teraz tak: „Łukasz swoimi wypowiedziami o premiach poważnie wciągnął do dyskusji kolegów z reprezentacji. Uwiarygodnił wszystko to, co pisało się o kadrze po mistrzostwach. Ośmieszył trenera, sztab kadry pracujący przy reprezentacji i kolegów z zespołu. Do niedawna odbieraną przez wszystkich grupę fajnych chłopaków przeistoczył w ekonomicznych krwiopijców”.


Skorupski przeistoczył, czy może jednak zrobili to ci, którzy miast skupić się na mundialu dyskutowali o rządowej kasie, jaka miała do nich popłynąć strumieniem? I nie teraz, a wcześniej, kiedy kolejni dziennikarze ujawniali zdarzenia z Dohy, którym sztab i piłkarze starali się zaprzeczać. W futbolu, niestety, hipokryzja jest zjawiskiem dość często spotykanym. Mówmy o wszystkich tylko do momentu póki nie dotyczy to nas samych, rozliczajmy winnych, oczywiście pod warunkiem, że to nie my będziemy rozliczani, etc.


Nie wyciągamy wniosków. Doświadczyliśmy w Polsce wielu spraw, które nie zostały w porę przecięte, wyjaśnione i zamknięte raz na zawsze. Nie chcę zbyt wzniosłych analogii, ale nawet ćwierć wieku po upadku komuny niektóre środowiska wciąż licytują się na teczki, które mogą skompromitować niewygodnego przeciwnika politycznego. Gdyby w 1989 roku dokonano rozliczenia, ujawniono wszystkich agentów i akolitów ówczesnej władzy, nie byłoby teraz tych wszystkich szantażów kwitami czy przysług za milczenie w sprawie niewygodnej przeszłości.


Szczerze mówiąc nawet szkoda mi w tym wszystkim Czesława Michniewicza, bo przecież o gigantycznych pieniądzach od premiera dyskutowali i marzyli chyba wszyscy uczestnicy katarskiej eskapady, a tylko on realnie poniósł za to konsekwencje. Przecież ani żadnemu z piłkarzy, ani niektórym członkom sztabu szkoleniowego włos z głowy za to nie spadł. Mało tego przynajmniej jeden z nich wciąż pracuje w PZPN i jak słyszę ma się całkiem nieźle.


Koźmiński we wspomnianym wywiadzie mówi jeszcze tak: „Dla mnie ta kadra właśnie się rozsypuje”. Nie przesadzałbym, może właśnie takie katharsis było jej potrzebne, nie wiem, czy akurat teraz. Fakt, Santosowi w kilka dni zwaliło się na głowę mnóstwo problemów - od wielu kontuzji począwszy, a na potencjalnych kwasach w drużynie, które może wywołać wywiad Skorupskiego. Nie dziwię się, że Portugalczyk zarządził ciszę medialną, zażądał skupienia i koncentracji tylko na futbolu. Zgaduję, ale zaczynając robotę nie przyszło mu pewnie do głowy, że najważniejsza drużyna piłkarska w kraju może dzielić i różnić z powodu afery finansowej.


Ale jeszcze pewnie niejedno Santosa zaskoczy. Marian Kmita, szef sportu w Polsacie, pisał kilka dni temu w swoim felietonie poświęconym programom szkolenia ogłoszonym przez PZPN: „Żeby jednak nie było tak pięknie, trzeba zaznaczyć, że nawet najlepszy plan może lec w gruzach, jeśli nie znajdziemy do jego realizacji odpowiednich ludzi. Na przykład wizja programu szkolenia dzieci i młodzieży jest znakomita, ale czy będziemy potrafili oderwać się jednym cięciem od starych nawyków omijania zasad, dyktatu menadżerów i wynikających stąd machlojek w awansach młodych piłkarzy do klubowych i narodowych drużyn? Czy trenerzy będą odpowiednio uposażani i nie ulegną pokusom zamożniejszych rodziców dbających ponad miarę o kariery swoich latorośli bez obiektywnego spojrzenia na ich faktyczny talent i umiejętności? Czy w końcu PZPN jest w stanie zbudować skuteczny system ogólnopolskiej kontroli, aby te wszystkie patologie skutecznie zwalczać? Piszę o tym z bólem, ale jeśli opowiada mi o tym jeden z prominentnych menadżerów Grupy Polsat, ojciec dwóch młodocianych piłkarzy, to jestem w stanie uwierzyć, że coś jednak jest na rzeczy. Co prawda, nikt nikogo jeszcze nie chwycił za rękę i być może jeszcze długo nie chwyci, ale jeśli ponoć istnieje już trenerski taryfikator dla rodziców za umieszczenie ich dziecka w dziecięcej jedenastce na mecz, to wszystkie te szlachetne wysiłki obecnego kierownictwa PZPN mogą spalić na panewce”.


Zróbmy więc wszystko, by Santos już na początku swojej pracy nie pomyślał, że przyszedł pracować do kraju piłkarskich geszefciarzy.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie