Szczere słowa Anastasiego. "W PlusLidze za dużo drużyn. Z ZAKSĄ będą dodatkowe emocje"

Siatkówka
Szczere słowa Anastasiego. "W PlusLidze za dużo drużyn. Z ZAKSĄ będą dodatkowe emocje"
fot. Cyfrasport
Andrea Anastasi już niebawem ponownie zawita do Polski

Andrea Anastasi od tego sezonu jest szkoleniowcem włoskiego giganta Sir Safety Susa Perugia, których zawodnikami są m.in. Wilfredo Leon oraz Kamil Semeniuk. Już niedługo ekipa z Italii zagra w półfinale Ligi Mistrzów z Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Z tej okazji były selekcjoner naszej reprezentacji specjalnie dla Polsatu Sport udzielił długiego wywiadu, w którym opowiedział o zbliżającym się dwumeczu, ale także o zmaganiach w PlusLidze i... tęsknocie za Polską.

Krystian Natoński: Przede wszystkim wielkie gratulacje za niesamowitą postawę Perugii w tym sezonie. Kapitalna seria zwycięstw. Jak to się dzieje? Co jest kluczem do tak doskonałej formy?

 

Andrea Anastasi: Dobre pytanie. Ciężko na nie odpowiedzieć. Na to składa się wiele czynników. Jednym z głównych jest szeroka kadra i możliwość żonglowania składem. W kadrze znajduje się praktycznie każdy zawodnik, który na spokojnie mógłby grać w wyjściowej szóstce. Z czternastki tylko czwarty środkowy, który jest najbardziej doświadczony gra mniej oraz jeden z atakujących. To kubański chłopak, bardzo ciekawy, ale jeszcze bardzo młody. Pozostała dwunastka gra bardzo dużo i emanuje energią na boisku. Żeby wygrać tyle spotkań, potrzebna jest właśnie ta energia - mentalna oraz fizyczna. Do tego należy dodać motywację. Musisz mieć silną grupę ludzi, która będzie stanowiła monolit. Myślę, że dlatego udało się wygrać tyle spotkań.

 

Perugia gra znakomicie w tym sezonie w lidze oraz w Lidze Mistrzów, ale przegrała w półfinale Pucharu Włoch. Jak do tego doszło?

 

- Dobre pytanie. To był trudny mecz. Z mojego punktu widzenia Piacenza grała fenomenalnie. Nie byliśmy w stanie pokazać na boisku tego samego poziomu, co w innych meczach. Myślę, że błędnym myśleniem wielu ludzi jest, że Perugia jest niepokonana i zawsze musi wygrać. A tak nie jest. Jesteśmy świetnym zespołem, ale po tym półfinale musieliśmy szybko pogodzić się z tą porażką mentalnie, bo nie zaprzestaliśmy ciężko pracować i wierzyć w naszą siłę. Kontynuujemy twardą pracę. Nastawienie jest odpowiednie, czego dowodem kolejne zwycięstwa po tym spotkaniu. Zdaję sobie sprawę, że jest wiele drużyn, które są w stanie nas pokonać. Piacenza do nich należy, podobnie ZAKSA. Dlatego musimy być czujni i mieć duży szacunek do naszych rywali. Polacy bardzo lubią sporty walki, więc powiem w ten sposób - jeżeli obniżymy gardę, ktoś się zjawi i pośle nas na deski przez ciężkie KO. Ta porażka to była dla nas cenna lekcja.

 

ZOBACZ TAKŻE: Sensacyjna porażka Perugii! Klub Polaków przegrał w ćwierćfinale ligi

 

Zanim zapytam o ZAKSĘ, to jeszcze chciałbym dopytać o ligę włoską. Poziom tych rozgrywek poszedł w górę od ostatniego razu, kiedy pan tam pracował?

 

- Zdecydowanie. Siatkówka we Włoszech jest bardzo fizyczna. Jeżeli mamy porównywać rozgrywki w Polsce i we Włoszech, to we Włoszech zmagania są bardzo wymagające, ponieważ piłka podróżuje w górze szybciej. Mam tu na myśli np. siłę uderzenia. W Italii możesz znaleźć atakujących, którzy uderzają piłkę z prędkością 120 kilometrów na godzinę. Chociażby w mojej drużynie jest takich wielu. Znaleźć takich samych zawodników w Polsce nie jest łatwe. We Włoszech zatem jest większa fizyczność. Nie chcę mówić, że to zawsze musi być atutem poszczególnych drużyn. Zawsze darzyłem szacunkiem ZAKSĘ, która prezentuje siatkówkę bardziej techniczną i zorganizowaną. Nie ukrywam, że lubię właśnie takie zespoły. Wiem, że mam w drużynie świetnych atakujących, ale staram się skupić też na innych aspektach, takich gra np. gra blok-obrona, bo chcę zobaczyć ekipę, która jest dobrze zorganizowana.

 

W tym roku mamy w półfinale Ligi Mistrzów aż dwa polskie zespoły - Jastrzębskiego Węgla i ZAKSĘ. W Polsce nie brakuje jednak opinii sugerujących, że jest to spowodowane tym, że wykluczone z rozgrywek są ekipy rosyjskie. Pana zdaniem, to jest faktycznie jeden z czynników, który sprawia, że jesteśmy tak wysoko?

 

- Nie, to byłoby zbyt banalne tak stwierdzić. Uważam, że obie drużyny przez ostatnia lata wykonały kawał solidnej roboty z punktu widzenia organizacji gry, techniki i systematyczności. ZAKSA przecież dawno temu rozpoczęła swoją epopeję - jeszcze za czasów Di Giorgiego. Już nie pamiętam, kiedy to było, ale chyba osiem, dziesięć lat temu. Klub z prezesem Sebastianem Świderskim wkroczył na nadzwyczajną ścieżkę, stając się topowym zespołem w Europie, wygrywającym dwa razy z rzędu Ligę Mistrzów. To nie jest tak, że grają dobrze, bo nie ma Rosjan. Grają po prostu na bardzo wysokim poziomie. Przyznam szczerze, że obecnie Rosjanie w ogóle mnie nie interesują. To kraj, który został wykluczony z Europy i nie zwracam na nich uwagi. Zwracam jednak uwagę na jakość polskich drużyn, takich jak Jastrzębski. Również świetnie sobie radzą w ostatnich latach. Wygrali PlusLigę z Gardinim. A teraz znakomicie spisują się pod wodzą Marcelo Mendeza, którego osobiście bardzo cenię. To pokazuje, że poziom polskiej siatkówki jest na najwyższym poziomie europejskim. Mówimy także o innych polskich zespołach, które nie grają w Lidze Mistrzów, ale występują z powodzeniem w Pucharze CEV czy Pucharze Challenge. Jest zatem wiele polskich drużyn na europejskim poziomie. Chciałbym zobaczyć polski zespół również w Klubowych Mistrzostwach Świata. W tym roku to my zastąpiliśmy ZAKSĘ w tym turnieju. Polskie drużyny zrobiły krok do przodu, ponieważ świetnie sobie radzą nie tylko w Lidze Mistrzów, ale również w innych rozgrywkach europejskich, a to ważne dla waszej siatkówki.

 

Ale fakt, że ZAKSA zdominowała rozgrywki Ligi Mistrzów w ostatnich latach nie jest, mimo wszystko, dla pana zaskoczeniem?

 

- Nie. Bardzo cenię ten klub i tych zawodników. Szczerze mówiąc, każdy trener, który tam się zjawiał - wygrywał. Idąc od tyłu, to Sammelvuo już wygrał, Cretu wygrał, Grbić wygrał, Gardini wygrał, Di Giorgi wygrał, co jedynie świadczy o tym, że klub jest fantastycznie zorganizowany. To jest chyba sekret tego klubu, więc nie jestem zaskoczony takimi wynikami. Dodatkowo trafiają z transferami. W tym sezonie ZAKSA ma wiele ciężkich meczów pod względem fizycznym, ale zjawił się Bednorz. Są tacy zawodnicy jak Huber czy Paszycki. Drużyna jest piekielnie silna.

 

Półfinał Perugia - ZAKSA to przedwczesny finał Ligi Mistrzów. Czy ZAKSA ma jakieś słabe strony, które Perugia może wykorzystać? Jaki będzie klucz do zwycięstwa?

 

- ZAKSA nie ma żadnych słabych stron. Można mówić o niej tylko w samych superlatywach. Musimy po prostu zagrać dobrą siatkówkę. Myślę, że jeden aspekt, który może pomóc mojej drużynie to dobra organizacja w grze blok-obrona. Nie chcę rzucać banałami na zasadzie, że musimy zagrać dobrze. Wiadomo, że musimy. Jeszcze raz zatem powtórzę - gra blok-obrona może być naszym atutem.

 

Perugia w Polsce ma wielu kibiców ze względu na Wilfredo Leona, Kamila Semeniuka, ale również Andreę Anastasiego. Spotkanie z ZAKSĄ będzie wielkim wydarzeniem dla polskich fanów. Należy spodziewać się znakomitej atmosfery, której doświadczył pan przez wiele lat prowadząc najpierw reprezentację Polski, a następnie kluby w PlusLidze. Będzie gorąco.

 

- Z pewnością. Myślę, że część mnie będzie przeżywać te emocje. Wszyscy moi polscy znajomi już zdążyli do mnie zadzwonić i chcą obejrzeć ten mecz. Szkoda, że mecz nie odbędzie się w Arenie Gliwice, gdzie mogłoby przyjść więcej kibiców i otoczka byłaby godna rangi tego spotkania. ZAKSA woli jednak grać na własnym parkiecie, co doskonale rozumiem i też cieszę się, ponieważ warunki do gry w siatkówkę są tam również znakomite. Nie mam z tym żadnego problemu. To będzie na pewno emocjonalne dla mnie spotkanie, tym bardziej dla Wilfredo i Kamila. Również dla Kamila Rychlickiego będzie to wyjątkowe starcie. Co prawda jest Luksemburczykiem, ale jego rodzice pochodzą z Polski - z Łodzi i z Radomia. Na treningu jak słyszę brzydkie słowa, to tylko te w języku polskim. Miło mi słyszeć ten język w szatni. Będzie to zatem emocjonujące przeżycie dla ich wszystkich. Pamiętam jak Wilfredo zjawił się rok temu w Polsce na meczu Ligi Mistrzów, gdy pracowałem w Warszawie. Chciał pokazać się z jak najlepszej strony przed polskimi fanami i zagrał wówczas bardzo dobrze. Życzę sobie, aby i tym razem uczynił to przed kibicami w Kędzierzynie-Koźlu.

 

Chciałbym zapytać o Kamila Semeniuka, który grał w ZAKS-ie, a w ostatnich latach uczynił niesamowity progres grając w reprezentacji i w PlusLidze.

 

- To nadzwyczajny zawodnik. Idealnie wpasował się w rolę jednego z najlepszych siatkarzy na świecie. Jest kompletny. Ciężko mi doszukać się jakichś słabszych stron u niego. Stanowi wartość dodaną dla reprezentacji. Świetnie spisywał się w ZAKS-ie i liczę, że teraz zaprezentuje się kapitalnie przeciwko niej. Wierzę, że te emocje podziałają na niego korzystnie. To naprawdę świetny chłopak i cieszę się, że mogę go trenować.

 

Fakt, że mamy do czynienia z dwiema drużynami na niemal identycznym poziomie, posiadającymi znakomitych zawodników nie powoduje, że poradzenie sobie z presją, utrzymanie nerwów na wodzy może być czynnikiem decydującym?

 

- W drużynie mam wielu zawodników, którzy w każdym momencie mogą pojawić się na boisku i zrobić różnicę. Mam sporo alternatyw, które wierzę, że pomogą mi wygrać i awansować do finału. Spędziłem zbyt wiele lat w Polsce, żeby nie mieć pokory i nie wiedzieć, że ZAKSA to drużyna najsilniejsza z możliwych. To nie jest tak, że myślimy tylko o nich, ale jesteśmy bardzo skoncentrowani i pełni energii. Wiemy, że będzie ciężko. Przygotowujemy się do tego meczu mentalnie.

 

Wielu kibiców może z pewnością ubolewać, że mecz Perugia - ZAKSA nie jest w finale Ligi Mistrzów. Na koniec chciałem jeszcze zapytać o PlusLigę. Ma trener czas na śledzenie wyników?

 

- Mam czas. Śledzę zmagania na okrągło.

 

Patrząc w tabelę, jest coś, co pana zaskakuje?

 

- Zaskakuje? Nie. Pierwsza siódemka z Olsztynem, który gra naprawdę świetnie, nie jest dla mnie niespodzianką. Uważam jednak, że 16 drużyn w PlusLidze to za dużo. Powtarzałem to już wielokrotnie. Czy to była słuszna decyzja, aby powiększać ligę? Moim zdaniem nie. Sądzę, że tych meczów jest trochę za dużo. Codziennie włączam sobie aplikację PlusLigi i widzę, że jest jakiś mecz lub dwa. Już nie potrafię się połapać w tym, który to mecz w kolejce - czwarty, piąty czy szósty. Jest tego zbyt wiele. I przyznam szczerze - przy tylu drużynach, niestety, ale zbyt często pojawia się mało interesujących meczów. Zadaj sobie pytanie - jaki mecz chcesz obejrzeć? Prawdopodobnie z udziałem topowych drużyn, np. Jastrzębski kontra ZAKSA. Z drugiej strony masz spotkanie ZAKSY z Radomiem, które jest takie sobie. We wtorek oglądałem mecz Ślepska z ZAKSĄ i przyznam szczerze, że nie było to zbyt interesujące widowisko. Jeszcze raz to podkreślę - zbyt wiele spotkań jest nieciekawych.

 

Ostatnie pytanie. Czego Andrei Anastasiemu brakuje we Włoszech, a miał w Polsce?

 

Ciężko powiedzieć. Dobrze wiecie, że Polska to mój drugi dom. Mam tam mnóstwo przyjaciół. Powiem tak. Brakuję mi po prostu Polski, którą kocham. Cieszę się, że akurat trafiłem do Perugii, która posiada fantastycznych kibiców. ZAKSA musi zdawać sobie sprawę, że kiedy do nas zawita, również spotka się z niesamowitą atmosferą na trybunach i nie będzie mieć łatwo. To dwa kraje, które kocham z różnych powodów. W tym roku musiałem przywyknąć z powrotem do wiosny we Włoszech, gdzie jest obecnie 20 stopni, co jest czymś normalnym tutaj. Brakuje mi wielu rzeczy z Polski, tak jak brakowało mi wielu rzeczy z Włoch, kiedy byłem u was. To dwa kraje, które mam w sercu, więc nie umiem powiedzieć, czego mi brakuje. W momencie, kiedy opuszczałem Polskę poczułem smutek, bo zostawiłem w niej wielu przyjaciół. To nie jest tak, że tu się źle czuję, bo uważam za przywilej móc pracować w Perugii. Ale nie martwcie się, niedługo zawitam ponownie.

Krystian Natoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie