34-latek wrócił do Unii Leszno i został bohaterem

Żużel
34-latek wrócił do Unii Leszno i został bohaterem
fot. PAP
Grzegorz Zengota po niespełna sześciu latach wrócił do Unii Leszno.

Grzegorz Zengota po niespełna sześciu latach wrócił do Unii Leszno i został bohaterem inauguracyjnego spotkania ekstraligi z Wilkami Krosno. 34-letni żużlowiec wygrał ostatni wyścig, zdobył 10 punktów w całym meczu i walnie przyczynił się do zwycięstwa (46:44).

W 2017 roku Zengota po zdobyciu dwóch tytułów mistrza Polski i srebrnego medalu odszedł z Fogo Unii Leszno, ale potem jego kariera potoczyła się zupełnie nie po jego myśli. Poważne kontuzje sprawiły, że w kolejnych latach odbudowywał się w klubach z pierwszej ligi. Dołączenie do leszczyńskiej ekipy był jednocześnie powrotem na tory ekstraligi.

 

- Nie ma się co okłamywać, że towarzyszyły mi dodatkowe emocje. Czułem delikatne napięcie, choć może tego nie było widać. Starałem się odkładać te myśli na bok, ale ten pierwszy wyścig jechałem trochę spięty. Myślę, że w każdym kolejnym meczu tego stresu będzie już mniej, a co za tym idzie, te wyniki będą coraz lepsze - mówił po meczu jeden z bohaterów niedzielnego meczu.

 

ZOBACZ TAKŻE: Poznaliśmy skład żużlowej reprezentacji Polski na sezon 2023

 

Zengota nie ukrywał, że w tym sezonie też chce udowodnić, iż jest w stanie w dalszym ciągu rywalizować na torach ekstraligi.

 

- Ta końcówka poprzedniego, pierwszoligowego sezonu dała mi sporo wiary, a dzisiejszy występ utwierdza mnie w tym, że mogę rywalizować jak równy z równy z ekstraligowcami. Ten powrót kosztował mnie wiele pracy, wiele wyrzeczeń i bólu. Dwucyfrowy wynik w ekstralidze po takim rozbracie to jest powód do radości. Wiem, że stać mnie na wygrywanie z najlepszymi, muszę tylko odbudować taką wewnętrzną pewność siebie po tych wszystkich kontuzjach i sezonach spędzonych w pierwszej lidze - podkreślił żużlowiec.

 

W Lesznie emocje sięgnęły zenitu w trakcie ostatniego wyścigu. Gospodarze musieli wygrać podwójnie, by zdobyć komplet punktów, ale lider Wilków Andrzej Lebiediew długo rozdzielał parę Unii. Na trzecim okrążeniu Janusz Kołodziej minął Łotysza i razem z Zengotą zapewnili "Bykom" wygraną.

 

- Wiedzieliśmy, jakiej wagi jest ten 15. bieg i musiałem spiąć się na maksimum swoich możliwości. Miałem wewnętrzne pole i nie było łatwo wyjechać z niego. Wprowadziliśmy korekty w motocyklu i udało się wygrać ten start. A jak się dojedzie do łuku na prowadzeniu, to znacznie łatwiej potem wybierać najlepsze ścieżki. Może przed meczem liczyliśmy na lepszą zaliczkę punktową, ale jak się nie ma tego, co się chce, trzeba cieszyć się z tego, co się ma. Otwieramy ten sezon zwycięstwem i to jest najważniejsze - podsumował Zengota.

 

Ze skromnej wygranej cieszył się menedżer Unii Piotr Baron, choć przyznał, że stracił sporo nerwów.

 

- Jak widziałem, co działo się na stadionie, to kibice chyba z mistrzostwa tak się nie cieszyli, jak po dzisiejszej wygranej. Nie ukrywam, że było bardzo nerwowo, jeszcze to wszystko ze mnie +schodzi+. Wiedzieliśmy, że musimy ten mecz wygrać, szczególnie w kontekście walki o utrzymanie - skomentował Baron.

 

Opiekun leszczynian zdradził po spotkaniu, że kapitan drużyny Kołodziej startował z kontuzjowaną ręką.

 

- Janek upadł na treningu i trochę ją pozdzierał. Na szczęście opuchlizna zeszła, jeździł dzisiaj pewnie. Ustaliliśmy, że gdyby coś było nie tak po pierwszym wyścigu, to pojadą za niego juniorzy, Na szczęście dotrwał do końca, ta jego jazda była bardzo pewna - przyznał Baron.

 

Beniaminek z Krosna pokazał w Lesznie "wilczy" pazur i że wcale nie musi być jednym z kandydatów do spadku. Gdyby nie defekt motocykla Lebiediewa w jednym z wyścigów, prawdopodobnie to krośnianie zainkasowaliby pełną pulę. Dlatego trener gości Ireneusz Kwieciński miał też prawo być zadowolony ze swoich zawodników.

 

- Nie możemy mówić o rozczarowaniu. Drużyna pokazała się solidnie i gdyby wszystko potoczyło się jak powinno, to mielibyśmy zwycięstwo po 14. biegu, a ten ostatni byłby o prestiż. Mieliśmy pecha, gdyby Andrzej dojechał pierwszy do mety, byłoby 5:1 dla nas, a nie 3:3. Nie chcemy być zespołem, który "robi widowisko i pięknie przegrywa". Dobre widowisko - tak, ale musimy wygrywać takie mecze. Mam tylko nadzieję, że tych punktów straconych dzisiaj nie zabraknie nam do utrzymania - podsumował Kwieciński.

MC, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie